czwartek, 9 stycznia 2014

Rozdział 2

Zostałam obudzona prze stewardessę w niebieskim uniformie. Poinformowała mnie o lądowaniu. Podziękowałam jej grzecznie i zapięłam pasy. Za mną Victor razem z Tori gadali o czymś zawzięcie. Wyłapywałam tylko niektóre słowa : auto, broń, Janoskians, narkotyki, szkoła, Victoria. Nie wiem o co chodziło. I szczerze byłam zbyt zmęczona aby się tym przejmować. Dwadzieścia minut później wysiedliśmy z samolotu a ja byłam już w pełni przytomna.
-Co czym rozmawialiście na pokładzie? - spytałam kiedy czekaliśmy na walizki.
-O niczym - odparł mój brat.
-Słyszałam moje imię.
-Chodziło o mnie - sprostowała zielonooka.
Wzruszyłam ramionami i złapałam jedną ze swoich walizek. Kiedy już każdy miał swoje bagaże ruszyliśmy na parking. Victor wyglądał jakby czegoś szukał.
-Jest - krzyknęła Tori.
Podeszliśmy do nowej, białej Toyoty Corrolli. "O matko! Jak ja bym chciała teraz obejrzeć to cacko od środka. Ale nie. Uspokój się." Wsiedliśmy do środka a mój nos wypełnij zapach nowej skóry. Ruszyliśmy i wyjechaliśmy z terenu lotniska.
-Victor? Skąd masz to auto?
-Myślisz, że nie mam tu znajomości? Kupiłem je a mój kumpel Tayler podrzucił je na lotnisko.
-WOW! Fajnie. No zapomniałam jak świetnego brata mam - wychyliłam się i cmoknęłam go w policzek.
-Załatwiłem ci też już szkołę. Ale to nie zwalania cię z obowiązku noszenia broni. Tutaj też mam wrogów.  Niewielu wie, że mam siostrę ale zawsze musisz być bezpieczna.
-Zapomniałabym - przewróciłam oczami, ironizując.
-Będę tymczasowo mieszkał w Adelaide. Bo tam jest najgorzej a tu w miarę spokojnie.
-W miarę - zaśmiałam się. - Już nie jest, bo Crawfordowie przyjechali.
Victorii zrobiło się smutno.
-Przecież jesteś częścią rodziny - posłałam jej mój firmowy uśmiech.
Odwzajemniła go. Wjechaliśmy właśnie na podjazd prześlicznego niebieskiego jednopiętrowego domku.
-Tu będziemy mieszkać? - wypaliłam wysiadając a auta.
-No tak. Wiem. Nie mamy za oknem oceanu ale niedaleko stąd jest zatoka.
-O boże! Czy może być coś lepszego? - rozejrzałam się wkoło.
Z domku po mojej prawej stronie wyszedł wysoki, świetnie zbudowany brunet. Gdyby nie moja samokontrola zaczęłabym się ślinić.
-A jednak może - zaśmiałam się flirciarko.
Victor spojrzał w tę samą stronę co ja. Chłopak właśnie wyjmował listy ze skrzynki. Mój brat zacisną ręce w pięści.
-Już spokój - odparła Tori.
-Coś się stało? - spytałam.
-Wejdź do domu Vicky. Teraz - odpowiedział ostrym tonem.
Nasza trójka skierował się w stronę niebieskiego budynku. Szłam ostatnia i szybko spojrzałam w stronę bruneta. Patrzył się na mnie. Kiedy nasze oczy się spotkały uśmiechnął się uroczo i pomachał mi. Odmachałam mu i weszłam za bratem. Dom wewnątrz był ogromny. Po lewej rozciągała się kuchnia połączona z salonem a po prawej były schody prowadzące na piętro.
-Tori. Zmiana planów. Wyjeżdżam dziś.
-Cholera. Nie wiedziałam, że oni tu są.
-Oni? Mówicie o tym brunecie? Nie wydaje się groźny.
-Och to dobrze - burknął mój brat.- Bo to jeden z tutejszego gangu. Musisz wkupić się w ich łaski. Mają cię przyjąć do siebie. Tori będzie cię pilnować. Bo mnie mogą rozpoznać.
-Co? Czy dobrze zrozumiałam? Jesteś też znany na innych kontynentach? A ja mam wejść do ich gangu żeby wykradać informacje dla was?
-Mądra dziewczynka - zaśmiał się Vic.
-Założę podsłuchy w jej rzeczach - dodała brunetka
-Co? W moich? Dlaczego?
-Będziesz z nimi chodzić do szkoły. Musisz z którymś zacząć chodzić. Wiem, że to trudne, po tym co się stało w LA ...
-Dam radę. Tak? Tamta sytuacja mnie nie zmieniła. To, że raz nas się nie udało nie skreśla tych skończonych misji. Jestem profesjonalistką - wykrzyknęłam przerywając.
-Wiem. Dobrze cię wyszkoliłem.
-Nie schlebiaj sobie - warknęłam ale nagle oprzytomniałam. - Boże, przepraszam. Wiesz jak rozgrzebywanie starych rzeczy mnie wkurza.
-Wiem i to ja ciebie przepraszam. Wbij się do nich i zbieraj jak najwięcej informacji. Tori przekaże je mnie. Zostawię wam całą kasę. Biorę tylko tyle żeby dojechać do Adelaide. Stamtąd do was zadzwonię.
-Zostań chociaż do jutra - poprosiłam.
-Dobrze. Ale z samego rana wyjeżdżam. A teraz chodźmy zobaczyć dom.
Wbiegłam po schodach zwiedzałam dom. Na piętrze były trzy pokoje i wielka łazienka.  Największy był jak sądzę dla Tori i mojego brata, najmniejszy gościnny, więc średni przypadł mi. Był w kolorze zieleni i ciemnego fioletu a na środku stało dwu osobowe łóżko.
-Ponieważ kochasz projektować nie kończyli tego pokoju.
-Nie kończyli? Jest boski - odparłam rzucając się na łóżko.
-Cieszę się. Idę po nasze walizki - odparła Doncasto i zeszła po schodach.
-Musimy pogadać - westchną Victor i siadł obok mnie.
-Mam się bać?
-Nie. Chodzi o to wszystko. Powinienem ci wcześniej powiedzieć jaki wkład masz w tę akcję.
-Spokojnie. Dam radę. Dobrze mnie wyszkoliłeś - przytuliłam się do brata.
-Kocham Cię młoda. Wiesz? - wymruczał mi we włosy.
-Wiem. Ja ciebie też. Ale nie rozumiem jednej rzeczy. Dlaczego muszę zbierać te informacje o nich?
-Bo muszę się ich pozbyć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak podoba się wam drugi rozdział? Proszę o opinię ;)

5 komentarzy:

  1. Jest cudowny czekam na kolejny rozdział <3
    Xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawa fabuła :)
    mały spam:
    Kalifornia. Stan wysokich fal i wielkich marzeń.
    Grupa bliskich sobie przyjaciół przygotowuje się do mistrzostw surfingowych. Nie spodziewają się dwóch nowych uczestników. Do San Francisco przyjeżdża rodzeństwo. Carly i Louis nie są zbyt mile przywitani. Powstaje wiele kłótni i sprzeczek.
    Czy Vivian, Mia, Niall, Harry, Liam, Zayn i Olly polubią nowych surferów?
    Czy Carly i Louis wpasują się w towarzystwo?
    Czy grupa rozpadnie się przez zbliżającą się rywalizacje?
    Zapraszam na oryginalne opowiadanie pełne uczuć i emocji.
    Nie zawiedziesz się.
    blue-wave-california.blogspot.com /Carls ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś genialna <333

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że Vic je zostawia, ale musi.. A xx

    OdpowiedzUsuń