środa, 20 sierpnia 2014

Siemanko, tutaj Vicky :*

Tak więc... Od czego by tu zacząć. Pomysł na 2 część Peril mam ale jestem tak beznadziejna, że nie wiem jak ja to do jasnej ciasnej mam skleić w coś co będzie się chciało czytać a nie kliknie krzyżyk przy pierwszym zdaniu. Przepraszam, że jak to jakiś cudowny anonim (nie tu nie ma ani krzty sarkazmu, serio w 100% się z Tobą zgadzam) ujął nie ma pulsu ani tu ani na Rebellionie. Co do tego drugiego dodałam już notkę wyjaśniającą. Ale tu nie ma kto mnie wybronić. Wiem, że zawaliłam na całej linii i zapewne straciłam wszystkich fanów, chociaż nie wiem nawet skąd się wzięli.
Zaczęłam pisać (żeby nie stracić czegokolwiek, co moja mama nazywa moim talentem) Mysterious z Calum'em Hood'em i serdecznie zapraszam. Jest ono umieszczone na Wattpadzie. Jeśli ktokolwiek by chciał założyłabym oddzielną stronę do tego opowiadania.
Jest jeszcze jedna kwestia co do ff. Będę tłumaczyć kilka opowiadań Ronnie. Jak jej nie kojarzycie z imienia to może inaczej. Ona jest autorką Teenage Dirtbag, The One That Got Away i Baby I'm A Sinner. O ile ktoś czyta te opowiadania :)
Przechodząc do rzeczy. Już zaczynam coś kombinować. Mam kilka pomysłów i jeśli jeszcze ktoś tu zagląda ,a statystyka nie opiera się na przypadkowym wpadnięciu na bloga, to może uda mi się coś napisać. Coś z sensem i żeby było dobrze :D
Tak więc dziękuję jeśli wytrwałeś/wytrwałaś do końca. Proszę zostaw po sobie ślad abym wiedziała, że ktoś to jednak czyta.
Vicky Brooks :*

sobota, 12 lipca 2014

PERIL NA WATTPAD!

Właśnie zaczęłam publikować Peril na Wattpad.
Link do ff : http://www.wattpad.com/59337549-peril-life
Link do mojego konta : http://www.wattpad.com/user/vickybrooks

Dziękuję za wyświetlenia, komentarze i wsparcie.
Zapraszam na Rebellion na którym niedługo pojawi się pierwszy rozdział i zwiastun do tego ff.

KOCHAM WAS <3

środa, 2 lipca 2014

Hey! Hi! Hello!

Tak jak obiecałam dodaję link do Rebellionu jest on TU
Jakby coś ciągle wprowadzam zmiany ;)
Szablon jeszcze nie jest dopracowany, więc wybaczcie. Na razie pracuję sama, ponieważ moja przyjaciółka z którą współtworzę to ff nie ma internetu. Zwiastun także już 'zamówiłam'. Zrobiła go jedna z czytelniczek. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Jeśli tak to rozsyłajcie po znajomych. Im was więcej tym nam się lepiej pisze. Jeszcze raz dziękuję za 36 500 wyświetleń tu. Przepraszam jeśli was kiedykolwiek zawiodłam. Większość z przyczyn dla których nie dodawałam nie była ode mnie zależna. Jeszcze raz przepraszam i dziękuję. Druga część Peril zacznie się pod koniec Rebellionu.
Kocham, ściskam i całuję :*
Wasza Vicky Brooks ;)

czwartek, 19 czerwca 2014

Hejcia!

Moi kochani Perilnator ;))
Chciałam się wam pochwalić. Poprosiła jedną z czytelniczek o zrobienie okładki i... oto ona


Wykonała ją Mea Brooks autorka ff o Janoskians - Juggler jej TT to @Risa_real_life
Poprosiłam również jedną z czytelniczek o zwiastun jednak najpierw zrobi zapowiedz Rebellion a później jeśli nie będzie miała mnie dość poproszę ją również o Peril.
To chyba tyle ode mnie. Pracujemy nad Rebellion. I na razie jes dobrze. Rozdziały będą o wiele dłuższe niż tu ale krótsze niż Cień, TDB/TWTGA albo Cold/Chills/Frost Bite.
Powdrówki, kocham was bardzo i dziękuję za 34 i pół tysiąca wyświetleń <3



wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 35 - Finałowy

~VICKY'S POV~
Słyszałam. Słyszałam wszystko co mówił Luke. Całą jego historię o nas. Każdą relację z dnia w szkole. Każdą piosenkę jaką mi grał. Po prostu wszystko. Wewnętrznie skakałam ze szczęścia po ścianach, jednak coraz bardziej denerwowało mnie to, że nie mam kontroli nad własnym ciałem. Mimo, iż wszystko co robił Brooks było miłe ciągle chciałam uchylić się przed każdym pocałunkiem, gestem. Z ich rozmów domyśliłam się,że wiedzą o tym co zrobił mi Chris. Wracając do Luke'a. Napisał dla mnie piosenkę. Zagrał ją ze cztery razy, ale głównie na jego "playliście" gościła piosenka Little Things One Direction.
-Mam wrażenie, że to piosenka o Tobie. Tekst idealnie pasuje. Masz dołeczki w plecach, co wieczór pijesz herbatę i tak, gadasz przez sen. A jak Cię kiedyś nagrałem to narzekałaś żeby usunąć, bo brzmisz jak babcia z chrypą - zaśmiał się. - Albo jak Jai chciał Cię postawić na wadze, bo nie wierzył Ci, że jak to określiłaś " jesteś ciężka i gruba". Perfekcyjnie do Ciebie pasuje. A ja uwielbiam to grać. Chyba idealnie się dobraliśmy. Wiesz... mówiłem to już Twojemu bratu, moim też i Tori, Skip'owi, Jamesowi i w ogóle wszystkim tylko Tobie nie ale boję się... - zaciął się. - Ja ko... Powiem Ci jak się obudzisz - zadecydował.
Wstał, słychać było jak zbiera do plecaka książki i chowa gitarę do futerału. Podszedł do łóżka i pochylił się nade mną. Pocałował mnie w czoła a ja poczułam przechodzący po ciele dreszcz. I on też to poczuł, bo od razu się odsuną.
-Przepraszam. Przyjdę jutro. Nigdzie mi nie uciekaj - zażartował jednak to był chamski dowcip zważając na mój stan, a ja od razu pomyślałam, że zamienia się w Beau, bo jego żarty są mało śmieszne.
Około dwóch godzin później przyszła pielęgniarka, która zmieniła moją kroplówkę.
-Obie wiemy, że mnie słyszysz. Chciałam Ci tylko powiedzieć, że ten chłopak co tu ciągle przychodzi, Luke czy jakoś tak... on musi Cię bardzo kochać. Nie było dnia żeby go nie przyszedł odkąd tu trafiłaś. No może oprócz doby po transfuzji, bo wtedy pacjent musi przejść dwudziestoczterogodzinną kwarantannę ale poza tym można by już mu założyć u nas kartę stałego klienta - zachichotała. - Szkoda mi go. Ciągle łazi przybity mimo uśmiechu ale ma coś takiego w oczach jak u Ciebie siedzi, że... dawno czegoś takiego nie widziałam. Jest naprawdę zakochany. Trzymaj się. Wpadnę do Ciebie potem.
Ta kobieta była świetna. Codziennie po wyjściu Luke'a przychodziła, zmieniała mi kroplówkę i zawsze do mnie gadała ale dopiero dziś powiedziała co sądzi o jego uczuciach do mnie.
Naszły mnie wspomnienia z mojego ostatniego pobytu w szpitalu. Po tym jak Chris zgwałcił mnie po raz pierwszy. Nie zapadłam w śpiączkę ale nie za wiele pamiętam z tego okresu. Podobno zachowywałam się jak roślina. Nic nie jadłam, nie piłam. Po prostu leżałam, także pod kroplówką. Chodziłam tylko do łazienki.
~Flashback~
-No dalej Re. Nie daj się prosić. Będzie fajnie - szatyn szeptał mi do ucha.
Jego ręka była pod koszulką błądząc po moim brzuchu.
-Nie Chris. Zostaw mnie. Jestem zmęczona. Wracam do domu - próbowałam się wyrwać.
-Nie ma tak dobrze - zacisnął dłoń na mojej tali podnosząc mnie do góry.
Chłopak wszedł po schodach zmierzając do swojego pokoju.
-Chris! Puść mnie! Christopher! - miotałam się.
-Chciałabyś szmato. Myślisz, że nie wiem co tak naprawdę tu się dzieje? Masz mnie za debila? - rzucił mnie na łóżko. - Wiem, że podpierdalasz nam informacje i przekazujesz braciszkowi. Ale koniec z tym. Zemszczę się.
Zerwał ze mnie ciuchy i brutalnie zgwałcił. Bił, ciągnął za włosy. Zabrał coś dla mnie ważnego. Nigdy nie byłam przywiązana do kościoła, nie modliłam się, nie chodziłam na msze ale dziewictwo było dla mnie cenne. Chciałam oddać je komuś kogo bym kochała, kto kochałby mnie.
~*~
-Vicky! Otwórz! Błagam! - Victor walił pięściami w drzwi.
-Nie zrobimy Ci krzywdy. Wiemy co się stało. Victoria! - Tori także dobijała się do pokoju.
Podciągnęłam kolana pod brodę i cicho szlochałam. Nie otworzyłam. W końcu mój, zniecierpliwiony brat wyważył drzwi i oboje wpadli do pokoju. Doncasto pozostała w tyle podczas kiedy blondyn kucnął przede mną.
-Vic... - zaczął i wysunął dłoń w moją stronę jednak ja bardziej się skuliłam. - Dzwoń po karetkę.
Brunetka przytaknęła i wyszła z pokoju wyciągając z kieszeni komórkę.
-Skarbie powiesz mi? - pokręciłam głową mocniej zaciskając oczy i powstrzymując łzy.
Zbliżył się a ja odsunęłam. Nie chciałam być przez nikogo dotykana. Czułam się brudna. Myślałam o tym żeby podciąć sobie żyły ale nie chciałam ranić Victora. Po chwili przyjechała karetka. Kiedy ratownicy chcieli mnie podnieść, wyrywałam się. W końcu pozwolili mi samej wejść do pojazdu, ponieważ wszyscy byli tam mężczyznami podróż przebiegła w ciszy. Po dotarciu do szpitala zajęły się mną już kobiety jednak i przez nie, nie chciałam być dotykana. Czułam wstręt do samej siebie. Do sali wbiegł Christopher. Zanim ochrona i mój brat go wyprowadzili zdążył wykrzyczeć :
-Zabiję Cię szmato!
~LUKE'S POV~
Kiedy wyszedłem z sali od razu zgłosiłem lekarzowi, że Vicky się poruszyła. Wróciłem do domu i rzuciłem wszystko do pokoju, który dzieliłem z bliźniakiem. Moich braci znalazłem w pokoju starszego z nich. Aktualnie grali w Fifę, jednak kiedy mnie zauważyli zatrzymali mecz.
-Jak się czuje? - zaczął Jai.
-Nic nowego. Miała coś w rodzaju dreszczy. Mam nadzieje, że niedługo się obudzi.
-Ja też, bo widzę jak się męczysz - odparł Beau.
Posłałem mu słaby uśmiech.
-Jak mama?
-Pojechała do babci. Nawet nie wiesz jak ona się o was martwi. Ciebie i Vicky. Chyba zdążyła ją polubić - dodał.
-Zauważyłem. Jakieś wieści od Vic'a? - zmieniłem temat.
-Nie. Nic nowego. Norson zaszył się gdzieś i nie możemy go znaleźć. Nie wypłacał kasy, nie płaci za nic kartą. Jakby nie wychodził z domu, gdziekolwiek jest. Ale jest dobra wiadomość. Nie wyleciał poza granice Australii.
-Też mi dobre. Ale są.
-Zagrasz z nami? - spytał najmłodszy z nas.
-Jasne. Muszę się odstresować. Wiecie, że od kiedy Vicky jest w szpitalu to spałem łącznie może dziesięć godzin? - usiadłem na łóżku.
-Bracie, jak dajesz radę?
-Dla niej - mruknąłem odpierając kontroler i włączając mecz.
Nie pamiętam kiedy zasnęliśmy ale z samego rana obudził mnie dźwięk budzika. Jest weekend a ja zapomniałem go wyłączyć. We troje leżeliśmy w fioletowym pokoju, na łóżku. Jai próbował wyrwać Beau kołdrę podczas kiedy ja leżałem w ich nogach. Po cichu ulotniłem się z pomieszczenia i zabierając po drodze ciuchy udałem do łazienki. Po prysznicu zszedłem na dół i myślałem o zrobieniu dla braci śniadania jednak w lodówce było raptem światło i pół butelki ketchupu. Zostawiłem na stole kartkę, że wychodzę do sklepu i po chwili byłem w drodze do jednego z pobliskich spożywczaków. Stałem w kasie kiedy ktoś podszedł od tyłu i zakrył oczy.
-Demz... - mruknąłem odwracając się do przyjaciółki, która wróciła z LA.
-Też się cieszę, że Cię widzę. Jak się czujesz? - spytała a następnie kiwnęła głową żebym przesunął się w kolejce.
-Całkiem nieźle. Nie śpię za dużo ale daje radę.
-A Vicky?
-Nadal się nie obudziła ale w ciągu ostatniego tygodnia poruszyła się trzy razy. Sądzę, że to dobry znak - zacząłem wykładać produkty na taśmę. - A co w mieście aniołów?
-Pusto. Przeszukałam dokładnie wszystkie ich magazyny i kryjówki. Tak ich na pewno nie ma. Na stówę są tu, w Australii.
Zapłaciłem kasjerce a Caranvali pomogła mi spakować zakupy do siatek.
-Wpadniesz na śniadanie? - zapytałem.
-Wolę nie. Po ostatnich wydarzeniach nie widziałam się z Beau i nie gadałam z nim, więc...
-Dalej go kochasz? - wypaliłem prosto z mostu.
-Tak - wzruszyła ramionami. - Pamiętam jak mi powiedział, że macie gang. Najpierw się poryczałam a potem było już dobrze i do was dołączyłam. Ale jak mnie porwali to... miałam dokładnie to samo co Vicky ale uratowaliście mnie i teraz chronicie - uśmiechnęła się.
-Chronimy tych, których kochamy - objąłem ją ramieniem przytulając.
-Ale on mnie nie kocha.
-Kocha. Uwierz. Tylko nie chce żeby stała Ci się krzywda.
-Wiem, że to moja wina. To, że się rozstaliśmy i...
-Nie. Skończ z tym! To nie była, nie jest i nigdy nie będzie twoją winą. Tak jak i jego. Tak miało być a teraz wszystko się ułoży - zsumowałem chociaż sam w to nie wierzyłem.
Dotarliśmy do domu jednak te pół główki nadal spały. Demi wzięła się za rozpakowywanie zakupów a ja ogarnąłem kuchnię. Wspólnie postanowiliśmy, że tosty, gofry, płatki, naleśniki i jajecznice są przereklamowane, więc dla odmiany zrobiliśmy coś zdrowego, mianowicie kanapki z sałatą i pomidorami. Tak typowo a pysznie. Kiedy moi bracia zeszli do kuchni obudzeni przez wiadra wody usiedliśmy do stołu. Każdy nabrał jedzenia na talerz. Poczułem, że atmosfera gęstnieje, więc spojrzałem na bliźniaka pytającym wzrokiem. Kiwną głową na znak, że też czuje się niekomfortowo. Następnie obaj wstaliśmy od stołu wstawiając naczynia do zlewu i wyszliśmy bez słowa. Miałem świadomość, że właśnie zostawiłem Beau i Demi samych w kuchni ale wiedziałem, że dobrze robię. Oni potrzebowali chwili dla siebie a my z Jai'em zadowoleni rzuciliśmy się na łóżko, przybijając piątki i włączając wczorajszy mecz. Po pół godzinie zdecydowaliśmy się zejść i wybadać sytuację. Powoli wyjrzałem zza futryny aby ujrzeć Brooks'a i Caranvali siedzących za ręce i szepczących o czymś.
-To jak? Pogodziliście się? - wpadłem do pomieszczenia.
-Uknułeś to? - zaśmiała się.
-Oczywiście. Luke Anthony Mark Brooks zawsze ma plan. A teraz gołąbeczki ruszamy tyłki i idziemy do szpitala. No już! - popędzałem.
Kiedy moi bracia się umyli i przebrali wychodziliśmy z domu. Pojechaliśmy samochodem Beau. Dodam, że to było moje ulubione auto z jego kolekcji. No wiecie, nie często można pochwalić się Chevroletem Impala. Wyjechaliśmy z podjazdu. Każdy miał dobry humor. Podjeżdżając pod szpital zauważyłem czarne Renault Captur Tori. Kiedy auto się zatrzymało wysiedliśmy z niego i ruszyliśmy do windy. Po chwili witaliśmy się już z rodziną Vicky.
-Co u was? - zaczął Vic.
-Dobrze. Beau pogodził się z Demi. Luke napisał kolejną piosenkę a ja w końcu zdobyłem Puchar Mistrzów - odparł bez zastanowienia Jai.
We troje spojrzeliśmy na niego znacząco. Kiedy tylko spuściłem wzrok na ekran swojego telefonu usłyszałem szmer. Spojrzałem na łóżko. Vicky poruszała palcami. Wyleciałem jak z petardy do lekarza i przekazałem mu wiadomość. Od razu przyszedł ze mną do sali.
-Jeszcze dziś powinna się obudzić - oznajmił.
Z wrażenia otworzyłem szeroko usta. Nie mogłem uwierzyć, że jeszcze dziś ją odzyskam. Zastanawiałem się dlaczego akurat dziś jesteśmy wszyscy w szpitalu i teraz zrozumiałem, że to los nas tu sprowadził. Czekaliśmy godzinę, dwie, trzy. Dziewczyny zniecierpliwione zeszły na kawę, więc we czterech zostaliśmy w sali. Jai z nudów, zaczął jak małe dziecko skakać w miejscu powtarzając "Obudź się, obudź się, obudź się, obudź się". Nagle pośliznął się i wywalił piszcząc jak dziewczyna. Przybiegła pielęgniarka, która od razu stwierdziła, że skręcił kostkę. Opatrzyła mu ją ją a kiedy wrócił Beau nie wytrzymał :
-Wiesz co Jai? Ty to masz jednak przerąbane. Najpierw brat bliźniak podrywa dziewczynę, która Ci się podoba, rozwalasz łeb, aresztują Cię, zostajesz postrzelony następnie porywają tamtą laskę, chcąc ją ratować bijesz się i łamią Ci żebra, a kiedy wydaje się, że twoja zła passa się skończyła skręcasz kostkę.
-Vicky podoba się Jai'owi? - zdziwiłem się, chociaż miałem takie podejrzenia.
-Em no... ej patrzcie! Vicky!
-Nie zmieniaj - zacząłem ale spojrzałem na blondynkę, która rzeczywiście się wybudzała.
Podbiegłem do łóżka a po drugiej stronie już widziałem Crawforda. Nabrała głęboko powietrza jakby dopiero wypłynęła spod wody albo budziła z koszmaru.
-Vic... - szepnęła.
-Jestem tu skarbie - chwycił za jej rękę jednak ona ją wyrwała.
-Vicky... - mruknąłem kładąc dłoń na jej policzku.
-Vi-Vic... - wydyszała.
-Jestem tu - odparł.
-Ja też - próbowałem na siebie zwrócić uwagę a blondyn posłał mi uśmiech.
-Kim ty... Kim jesteś? - zmieszała się a widząc nasze palce splecione razem, zaczęła panikować.
Puls jej przyspieszył i zaczęła cofać się ode mnie odrywając się.
-Vic! Victor! Zabierz go! - zacinała się.
-Co? - zdziwił się.
-Nie... Nie dotykaj mnie! - krzyczała w moją stronę.
Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała szybko. Skuliła się aby jak najbardziej odseparować od nas.
-Vicky co jest? - spytałem siadając na łóżku.
-Kim jesteś i skąd znasz moje imię?
-Skarbie nie pamiętasz go? - Victor machnął na mnie ręką abym się odsunął.
-Nie? A powinnam? - zaczęła łkać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
NO I BUM! KONIEC PERIL NASTĄPIŁ. LITTLAŚNE ZASKOCZONKO? CO?
WIĘC TAK... Druga część będzie ale nie wiem kiedy. Niedługo zacznę pisać kolejne ff o którym oczywiście zostaniecie poinformowani. Na razie to co jest zostanie jednak szukam jakiejś szabloniarni, zawiastuniarni i kogoś kto robi ładne okładki do ff. Mam zamiar trochę tu pozmieniać, bo TO TU będzie II część. Nie wiem co mogę wam powiedzieć.
Dziękuję. Nie wiem czy wiecie ale Peril osiągnęło 32 574 wyświetleń w pół roku. SZOK! Kocham was i dziękuję za fandom ;) Mam nadzieję, że moje kolejne FF 'Rebellion" (bo tak będzie się nazywać) też zasłuży na swój fandom i też wam się spodoba. A może nawet i bardziej.
Kurdę. Tak wiele razem z wami przeszłam. Tak dziwnie zaczęłam to opowiadanie a teraz czuję jak przepełnia mnie radość i smutek zarazem. Ogółem jest wiele osób, które czyta Peril a nie komentuje dlatego dziś proszę o drobną ocenę. Podpisać się userem z tt, pseudonimem, cokolwiek.
Cały czas możecie pisać do mnie na ASKU.
KOCHAM WAS I ŁAZKA MI SIĘ W OKU KRĘCI.
LUV YA ALL <3

UWAGA, UWAGA!

FINAŁOWY ROZDZIAŁ 35 UKARZE SIĘ DZIŚ O 21!

DO WSZYSTKICH, KTÓRZY NIE WIEDZĄ BĘDZIE DRUGA CZĘŚĆ JEDNAK NAJPIERW BĘDĘ PROWADZIŁA INNE FF ABY 'ODPOCZĄĆ' OD PERIL, PONIEWAŻ CZUJĘ, ŻE PISZE CORAZ GORZEJ.
JAK TYLKO WSZYSTKO Z TAMTYM BĘDZIE PERF-ECT TUTAJ PODAM LINK, KTÓRY MOŻNA BĘDZIE TEŻ ZNALEŹĆ NA MOIM ASKU I TT.

KOCHAM WAS <3




wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział 34 cz.2

Chciałam was przeprosić po raz kolejny. Nie miałam ani weny ani komputera.

~LUKE'S POV~
Czułem się normalnie jak dziewczyna. Stałem przed otwartą szafą, pełna ubrań i nie wiedziałem co na siebie założyć. Wiedziałem, że Beau miał rację. Ona mi się na serio podobała. Sam nie wiedziałem jak bardzo. Czy na tyle aby powiedzieć jej czym się "zajmuję"? A może tylko na tyle żeby tylko ją nakierować. W końcu to nie byłaby moja wina. Tylko jej, że jest tak inteligentna. Miałem jednak przeczucie, że nie do końca było tak jak mój starszy brat twierdził. Mojemu bliźniakowi też się podobała, tylko był o tyle silniejszy aby odsunąć od siebie to uczucie. A ja nie.
Po kolei wyrzucałem ciuchy z naszej wspólnej garderoby kiedy usłyszałem ciche pukanie.
-Wejdź mamo - odparłem.
Skąd wiedziałem? Jai był pod prysznicem ale żaden z nas nigdy nie pukał. Tylko mama. Nasza kochana mama, która znosiła to kim jesteśmy. Często nie było jej w domu, więc nie była aż tak narażona na to wszystko.
-Jak Ci idzie, skarbie? Denerwujesz się?
-Żartujesz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
-Widać to po Tobie, Lukey. Nie ma czego się wstydzić. Uczucia nie są złe.
-Ale ja się boje, że ją skrzywdzę. Albo jak się o wszystkim dowie to będzie w niebezpieczeństwie... albo... - zacząłem snuć najgorsze scenariusze.
-Luke... - brunetka próbowała mnie uspokoić. - Lukey... Luke! - krzyknęła w końcu. - Uspokój się.
-Wiem, trochę za bardzo się nad tym rozdrabniam tak?
-Od zawsze wiedziałam, że jesteś tym najrozsądniejszym - mruknęła. - Tak. Może to tylko jedna z wielu? Może wcale z nią nie będziesz do końca życia? Masz raptem siedemnaście lat i całe życie przed sobą - klepnęła dłońmi w uda po czym wstała z łóżka. - A teraz nałóż czerwoną koszule w kratę i ogarnij się, bo nie chcę mieć w domu histeryka.
Posłała mi matczyny uśmiech i wyszła zostawiając mnie samego sobie.
~*~
-Wiedziałem, że wpadłem po uszy kiedy tylko zobaczyłem ją zapitą obijającą się o ściany własnego domu. A może to było wtedy gdy rano obudziła się i próbowała mnie uderzyć? Sam dokładnie nie pamiętałem a przecież to było tak niedawno. Za każdym razem kiedy uśmiechała się albo całowała mnie czułem się jak dziecko. Serio. Nie żartuję. Ej no! Nie śmiej się! Nie zapomnę też tego jaki Jai był zazdrosny kiedy spała ze mną. Albo jak po przesłuchaniu nie odzywała się do mnie przez cały wieczór. Czułem się podle i napisałem ten list, który jej potem dałem. No to dopiero było dziecinne. Przez te dni jak wyjechała do Adelaide nudziliśmy się jak psy. Co nie Jai? Demi wtedy rzuciła w mnie gitarą, bo wie, że mnie to mi pomaga. Napisałem piosenkę, którą potem zgubiłem. Nawet teraz denerwuje się jak przypominam sobie o tym jak powiedziała mi, że wie o Janoskians. Byłem wściekły, że tego nie dopilnowałem, bo przez to była narażona na ryzyko. A potem jak Ashley z dziewczynami ją biły... No wiesz, że nie biję kobiet, b nie jestem jak tata ale miałem ochotę je udusić. Tego wieczora zabrałem ją na plażę. Nie będę się wdawać w szczegóły ale Jai, mogłeś wybrać inny moment na bycie postrzelonym - zaśmiałem się a w odpowiedzi dostałem od brata po twarzy. Po krótkiej bitwie powróciłem do opowiadania. - Może ja nie byłem zachwycony za to Vicky nie dała się odwieźć do domu tylko spała przy tobie jakby czuła się winna. Wszystko zaczęło być dziwnie podejrzane kiedy po raz kolejny Crawford nam uciekł. Zacząłem zastanawiać się skąd on wie kiedy po niego będziemy. Pewnej nocy zadzwoniła Tori i prosiła o pomoc. Okazało się, że Victoria płacze przez sen. Pobiegłem tam od razu.
-Nie udawaj takiego herosa - rzuciła Caranvali.
-A ty siedź cicho, bo tak naprawdę chciałaś żeby opowiedzieć Ci o tym.
-Lepsze to niż Romeo i Julia. Tylko bez śmierci.
-Ze śpiączką w tle - mruknął mój starszy brat.
-Zamknij się. W każdym razie następnego dnia jak pamiętacie błagałem was o pomoc, bo chciałem żeby się wyluzowała i zapomniała o tym koszmarze. Dzięki wam udało się. Potem przyjechał Chris i wszystko szlag trafił. Wiem, że zrobiłem błąd biorąc ją na akcję ale cóż. Czasu nie cofnę.
Moje, zakończone już opowiadanie przerwał Victor.
- Byłem właśnie u lekarzy. Jai nie może zostać dawcą ze względu na złamane żebra.
-Co? Matko! - jęknął.
-Znajdziemy krew. Zobaczysz.
Rozłożyłem się na krzesełku. Następnego dnia szukaliśmy dawców i uzyskaliśmy odpowiednią ilość krwi. Jednak znaleźliśmy cztery potrzebne osoby i uzyskaliśmy odpowiednią ilość krwi. Po zabiegu nie mogłem odwiedzać Vicky jeszcze przez dzień, który był dla mnie katorgą jednak szło się przyzwyczaić, że tylko mama opieprzy Cię za nieodrobioną pracę domową albo bójkę z bratem. Minęły trzy tygodnie a blondynka nadal była w śpiączce. Byłem pewny, że 'wymiana krwi' ją wybudzi, ponieważ jej organizm nie będzie miał w sobie tych toksyn, które wpuścił Chris, aczkolwiek się przeliczyłem. Przychodziłem tam codziennie i gadałem do niej jak głupi z nadzieją, że mnie słyszy. Starałem się jej nie dotykać, bo wiedziałem jak zareagowałaby jakby była przytomna, więc ograniczałem się do całusa w policzek na pożegnanie albo w czoło, pamiętając, że to lubiła.
W szkole trochę się zmieniło. Ashley odcięła się od Ruby, Clare, popularnej śmietanki i Tristana, który unikał nas jak ognia. Dziewczyna przestała palować włosy, co dało efekt zaskoczenia, ponieważ okazało się, że jest naturalną szatynką. Poprawiła oceny, tak jak z resztą ja, nie chwaląc się, zaczęła rozmawiać z naszą paczą i nawet złapała kontakt z Demi. Siedziała z nami na lunchu a wszystko to było zasługą mojej zdolności szybkiego i logicznego wychodzenia z trudnych sytuacji. Tamtego wieczora nie zgodziłem się na spędzenie z nią nocy. Zaoferowałem jej za to mojego przyjaciela Austina, który na początku był na mnie zły, że go w to wkręciłem ale z Morgan przypadli sobie do gustu i chyba zaczęli się umawiać. Jai regenerował się w domu, czytając książki Vicky. Tak, kazał przynieść sobie każdy egzemplarz jaki posiadała. Victor i Beau obmyślali plan odnalezienia Chrisa, jednak jak do tej pory marnie im szło. Kontaktowali się ze znajomymi z praktycznie każdego miasta, stanu a nawet kontynentu, aczkolwiek na razie nic.
Mój dzień zaczynał się od ogarnięcia. Zachowywałem się jak zwykle. Jakby Vicky nadal chodziła do szkoły. Chciałem wyglądać, tak żeby nie przynieść przyjaciołom wstydu. Po zajęciach wracałem do domu zjeść coś, sprawdzić jak czuje się JJ, wymienić książki aby następnie pójść do szpitala. Tam odrabiałem pracę domową i uczyłem się do kartkówek i sprawdzianów. Nie miałem zamiaru opuszczać się w nauce. Wręcz przeciwnie, chciałem się czymś pochwalić kiedy moja dziewczyna by się obudziła. Sam nie wiedziałem czy nadal jesteśmy razem ale miałem taką nadzieję. Kilka razy wziąłem ze sobą gitarę i napisałem dwie piosenki z myślą o blondynce. Czasem w szkole nagrywaliśmy coś na kształt wideo pamiętnika a podczas mojej zmiany w szpitalu montowałem je.
Pewnego wieczora siedziałem na krzesełku koło łóżka trzymając Crawford za rękę. Dziwnie się czułem mając świadomość, że moja ukochana ma nazwisko naszego byłego wroga, jednak zaczynałem do tego przywykać. Moje palce splecione były z jej palcami i kreśliłem kółka na wierzchu drobnej dłoni. Od trzech tygodni, kiedy 24/7 była podłączona do kroplówki dostarczającej jej najpotrzebniejszych substancji odżywczych, jej ciało "powróciło". Nie była już taka wychudzona. Nie zauważyłem kiedy moja głowa znalazła się na pościeli a oczy zaczęły się kleić. Po jakimś czasie poczułem coś ciepłego okrywającego mnie a następnie słyszałem stukot butów. Delikatnie otworzyłem oczy i zauważyłem, że na moich plecach leży koc. Uśmiechnąłem się i ponownie zanurzyłem w krainę snu.
~~~~~~~~~~~~~~
Jak wiecie został tylko jeden rozdział do końca Peril. Przykro mi, że przez rzeczy na które nie mam wpływu tracę czytelników. Dziękuję za wyrozumiałość tych, którzy zostali :)

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 34 cz.1

Przepraszam za opóźnienie, jednak jak sami widzicie rozdział jest długi, znaczy dłuższy niż zazwyczaj, (bo np. w #Cieniu jest to normalna długość. Pozdrawiam moją idolkę Pepe <3) a ja chcę wam dać wszystko co najlepsze i musiałam go dopracować. A teraz miłego czytania :*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~LUKE'S POV~
~Flashback~
-Luke, kochanie! Idź po listy! - krzyknęła mama z kuchni.
-Już lecę - rzuciłem sarkastycznie.
Wsunąłem nogi w moje ulubione, czarne vansy i otworzyłem frontowe drzwi. Zeskoczyłem ze schodów a następnie uderzyłem biodrem w skrzynkę, która inaczej nie oddawała zawartości. Pociągnąłem za uchwyt, wyciągnąłem rachunki wracając na werandę. Spojrzałem w swoją lewą stronę. Na podjeździe stała śliczna blondynka. Uśmiechnąłem się i pomachałem jej a ona odwzajemniła gest. Następnie ktoś z domy zawołał ją a ona podążyła za głosem Wróciłem do siebie i zadowolony rzuciłem się koło brata, który odrabiał lekcje.
-Co ty taki szczęśliwy.
-Koło nas wprowadziła się śliczna dziewczyna, blondi. Zaklepuje - zaśmiałem się.
Jai już miał coś powiedzieć jednak znikąd w drzwiach pojawił się Beau.
-Nie szalej. Wiesz, że nam nie wolno.
-A Demi? - jęknąłem. - Kto ustalił te zasady?
-Ja. I masz ich przestrzegać.
-Kto mówi, że od razu się zakocham. Nie angażujcie się, chyba, że ona o nas wie. Jak nie to wara. Dajcie jej żyć a nie niepotrzebnie narażacie na niebezpieczeństwo.
Przytaknąłem wracając do pracy domowej. Po ponad godzinie mój brat zmył się do pokoju. Kiedy do niego dołączyłem opowiedział co się przed chwilą stało. Nasza nowa sąsiadka machała mu, zapewne myśląc, że to ja.
~*~
Jak zwykle Jai zapomniał z domu podręcznika do chemii, więc musiałem fatygować się do szafki. Schodząc po schodach wpadłem na kogoś. Podniosłem wzrok spotykając się z błękitnymi tęczówkami.
-Hej! Jestem Luke - przywitałem się. - My się chyba znamy? - musiałem do niej jakoś zagadać a to wydawał mi się jedyny dostępny temat.
-Tak, wprowadziłam się wczoraj koło Ciebie - uśmiechnęła się ukazując mały dołeczek w jej lewym policzku. - Jestem Vicky.
Dowiedziałem się, że jesteśmy razem w klasie i zaraz mamy chemię, więc zaproponowałem zaprowadzenie jej. Zabrałem z szafki podręcznik i poszliśmy pod salę. Blondynka siadła w ostatniej ławce a ja bez namysłu siadłem koło niej. Całe czterdzieści pięć minut przyglądałem się jej z zainteresowaniem. Zauważyłem, że kiedy skupiła się na notatkach barwa jej oczy zmieniła się na szary. Znikąd koło nas pojawił się Jai i zaczął podrywać blondynkę. Niestety musieliśmy się rozstać, ponieważ oni mieli matematykę na drugim końcu szkoły a ja technikę piętro niżej. Po lekcjach odnalazłem ich niedaleko sekretariatu a dziewczyna poprosiła nas o pomoc w dobraniu zajęć dodatkowych.
-Ja chodzę na malarstwo, Luke na zajęcia artystyczne - walnął mój brat, kiedy Vicky przeglądała listę. Przysięgam miałem ochotę wyciągnąć z szafki mój ulubiony pistolet i strzelić mu w tę pustą czachę.
-Jai? Dostałeś kiedyś w łeb? - burknąłem, bo właśnie mój kochany bliźniak wyjawił moją tajemnicę. Nie chciałem żeby miała mnie za cnotliwego kochasia grającego na gitarce, chociaż po części tak było. Brunet się zdziwił a ona wzięła moją stronę i wyjawiła, że chciałaby zostać aktorką. Jednak kiedy spytała o moje plany szepnąłem tylko
-Piosenkarzem.
-Kim? - dopytywała się ale byłem pewien, że słyszała i chciała się tylko ze mnie pośmiać.
-Piosenkarzem - odparłem trochę głośniej.
-Grasz na czymś? - dociekała.
-Przecież Ci mówiłem... - zaczął JJ jednak laska zdzieliła go łokciem w bok.
-Na gitarze - odpowiedziałem niepewnie, bo nie lubiłem się do tego przyznawać.
-Jak byłam młodsza jedna osoba próbowała mnie nauczyć grać na gitarze - zasmuciła się a ja mogę przysiądz, że jej oczy stały się niebieskie. - Ale chyba miał złe podejście.
-Może ja spróbuje? - słowa niekontrolowanie wypadły z moich ust i od razu ugryzłem się w język.
-Bardzo chętnie - przytuliła mnie a ja skonsternowany zrobiłem to samo.
Kiedy dziewczyna zapisała się na wybrane zajęcia odprowadziliśmy ją do domu. Tej nocy śniło i się, że uczyłem ją grać na gitarze.
~*~
Następnego dnia Beau obudził nas kubłem zimnej wody i poinformował, że mamy dzisiaj przejazd. Jai zaproponował aby pójść po Vicky a ja udając, że mnie to nie rusza, zgodziłem się.
-Hej Bella - zaśmiał się kiedy tylko ją zobaczył.
-Ja mam na imię Victoria - zdziwiła się.
-Bella to po włosku piękna - wytłumaczył a ona zarumieniła się, uśmiechając.
Pożegnała się z siostrą, która najprawdopodobniej wpadłaby w oko Jamesowy gdyby nie różnica w ich wieku. Kiedy szliśmy do szkoły mój bliźniak się wygłupiał i byłem za, jednak kiedy opowiedział jej o tym co mówiłem gdy tylko ją zobaczyłem, uciekłem na nieco dalej krzycząc :
-Ja nie znam tego chłopca! Wcale nie jest moim bliźniakiem!
Vicky speszyła się rumieniąc i przygryzła wargę, co wydało mi się urocze i słodkie.
-Ej! Nie wstydź się. Przynajmniej nie mnie - zatrzymałem się przed nią a ona zamiast na chodniku skupiła się na mojej osobie. - Jak ty to zrobiłaś?
-Co? Zagryzłam wargę? No wiesz, ogółem się nie da tego wytłumaczyć ale... - zaczęła w spowolnieniu wykonywać opisywany ruch.
-Nie. Chodzi i o twoje oczy - podniosłem jej podbródek i uważniej przyglądać się tęczówkom. Vicky myślała, że mi przeszkadzają jednak zaprzeczyłem temu pytając o soczewki. Tym razem ona pokręciła głową. - To jakim sposobem wczoraj i dziś rano były jasno błękitne, na lekcjach szare, a teraz są zielonkawe?
-Pewnie patrzysz pod innym światłem - wyrwała głową, czując się niekomfortowo tak blisko mnie. Chciałem ją zapytać o to ale ktoś uprzedził mnie innych stwierdzeniem.
-Och, Lukey przygląda się Twoim oczom. To już możesz szykować sobie kieckę na randkę.
-Chodź od tego pacana - zabrałem ją na drugą stronę ulicy zanim dowiedziałaby jeszcze o moich snach o niej.
Dzień miną dość wolno. Umówiliśmy się na wspólny lunch, gdzie chciałem jej przedstawić Skipa i Jamesa oraz ewentualnie Demi, która miała wczorajszego wieczora wrócić z Sydney. Posłałem brata po Vicky, ponieważ sam się bałem. Ogarnęło mnie wewnętrzne rozbawienie. Bez problemu potrafiłem zastrzelić czworo ludzi podczas jednej akcji, kierować autem bez prawka czy kraść a przerażało mnie zwykłe spotkanie ze zwykła dziewczyną.
-Ładnie Brooks - szepnąłem do siebie zakładając słuchawki.
Czekałem już z pięć minut kiedy poczułem za sobą czyjąś obecność.
-Jai, odpuść sobie. Nie boję się. Miałeś iść po blondi.
Na moim ramieniu pojawiła się uśmiechnięta twarz dziewczyny a następnie jej usta znalazły się na moim policzku. Przywitała się a mój brat - pacan i baran - zaczął protestować i snuć fanaberie o byciu wujkiem. Przeszedł mnie, przyjemny, dreszcz na myśl o tym jednak starałem się zignorować te myśl. Zaprzeczyłem jego pomysłowi.
-Wujkiem jeszcze - odwróciłem się do naszej nowej koleżanki - nie będziesz. Chyba, że Beau nie powiedział nam o czymś.
Od czasu rozstania jego i Demi spał z kim popadło. Miał do siebie żal o to, że nie pilnował swojej dziewczyny jak należy. Przez chwilę wracały mu myśli o odnalezieniu i zemście na ojcu ale zawsze byliśmy wtedy z nim i w porę wybijaliśmy to z jego łba.
-Beau? Kim jest Beau? - zaciekawiła się Vicky.
-To nasz starszy brat. Skończył szkołę dwa lata temu. Nie jest tak fajny jak my ale można z nim pogadać i w ogóle - odpowiedział Jai.
Następnie przyszli Daniel z Jamesem. Przywitali się a ja szepnąłem do niższego z nich.
-Gdzie Demi?
-Jeszcze nie wróciła z Syd.
Chłopaki wypytywali ją o różne rzeczy i widać było, że rozmowa się kleiła. Każde z nas wyciągnęło jedzenie a po chwili zaczęło się piekło. Kiedy tylko Tristam McPeterson zauważył Vicky oczy mu się zaświeciły. Chciał ją przelecieć tak jak prawie każdą laskę w tej szkole. Nie lubiłem go. I nie tylko za to. Jego kuzyn, Christopher, także miał... "gang". To wstyd było nazwać gangiem, bo każdą robotę potrafili spierdzielić. A jak nam zaczynali pomagać to... ech. Szkoda gadać.
Blondyn wstał i ruszył w stronę naszego stolika a Sahyounie westchnął coś o kłopotach.
-A co się stało? - spytała.
-Tylko się nie odwracaj - odparł Jai. - Przygląda Ci się Tristan McPeteron "największe ciacho" w szkole. Oczywiście tuż po nas.
-To oczywiste - zaśmiała się. - Ale czego on ode mnie chce?
-Zaliczył każdą pannę w tej szkole. Z drobnymi wyjątkami. Teraz pewnie ma chęć na Ciebie. A no wiesz... brzydka nie jesteś - znów nie kontrolowałem tego co mówiłem.
-Miło to słyszeć od takiego przystojniaka - położyła głowę na moim ramieniu.
-Nie radziłbym - odwróciłem się i zauważyłem, że blondyn już się napalił. - Teraz to będziesz miała kłopoty.
Kiedy Christopher był w Melbourne doszliśmy do porozumienie polegające na niepodrywaniu dziewczyny, która podoba się innego. Przypuszczałem, że Tris myślał, że właśnie łamię zasady.
-Hej mała - oparł się o nasz stolik wsuwając pomiędzy mnie a Vicky.
-Nie jestem mała. Mam imię - słychać było delikatną irytację w jej głosie.
-To może mi je zdradzisz?
-A co? Książkę piszesz?
-Kochanie coś ty taka spięta. Zobacz z kim ty się zadajesz? - prawie spluną w moją stronę.
-To chyba moja sprawa. Ale ja na twoim miejscu zmieniłabym fryzjera albo chociaż farbę - burknęła.
Nie mogłem już wytrzymać jego obecności. Wbił na do stolika, bezkarnie podrywał moją nową kumpelę i na dodatek nas obrażał.
-Takimi? - krzyknąłem. - No kim?
Miałem dość wybuchowy charakter i łatwo było mnie rozwścieczyć na dodatek ten frajer zaczynał działaś mi na nerwy. Blondynka chciała mnie uspokoić, więc starałem się jej posłuchać ale kiedy ponownie nas zwyzywał nie wytrzymałem.
-Daj spokój - szepnęła mi do ucha.
-Masz szczęście, ze Cię lubię - strzepnąłem jej rękę z ramienia.
Dziewczyna spławiła Tristana i po rozmowie jaką Jai z nią odbył dokończyliśmy jedzenie.
~*~
-Kurwa! Jak mogłeś dać się jej wyprzedzić? To nowicjuszka! - darł się na mnie Beau kiedy wysiadłem z samochodu.
-Pech! Daj spokój. To nie ostatni wyścig. Co tu było do wygrywania? Trochę forsy a tego mamy w brud.
-I honor, który zaprzepaściłeś.
-Hej, hej! Ty się na mnie nie wyżywaj. Sam mogłeś z nią wygrać jednak tego nie zrobiłeś.
Kiedy tylko skończyłem wymawiać to zdanie pięść mojego brata znalazła się na mojej twarzy. Zaczęliśmy się bić. Jai próbował nas rozdzielić jednak przez to i on dostał. Za moment wszyscy okładali się pięściami. Dostałem od starszego brata w oko i czułem jak policzek mi pulsuje. Po chwili usłyszeliśmy wycie syren. Każdy dopadł swoje auto i odjechał z piskiem opon. Kiedy wróciliśmy do domu nasz starszy brat znów nas ochrzanił za przegrany wyścig.
~*~
Z samego rana poczułem czyjś oddech na ustach. Otworzyłem oczy i szczerze przestraszyłem się, bo para znajomych, zielonych oczu. Nie namysłu zrzuciłem te osobą jednak w ostatnim momencie uzmysłowiłem sobie, że to byłą Vicky. Złapałem ją za ramiona a ona skrzywiła się z bólu.
-Oszalałaś? - patrzyłem jak jej oczy zmieniają barwę na niebieską.
-Możliwe. Ale błagam postaw mnie albo rozluźnij uścisk, bo może nie zdajesz sobie sprawy ale to bardzo boli.
-Przepraszam - opuściłem ją ale zdecydowałem, że dawno nie doświadczyłem żadnego bliższego kontaktu z dziewczyną. Wciągnąłem ją z powrotem na moje łóżko. Wystraszona wtuliła się we mnie. Chciałem ją teraz pocałować a najchętniej coś więcej.
-Co Ci się stało? - spytała kiedy zauważyła moje podbite oko.
-Nic. Uderzyłem się o klamkę wychodząc spod prysznica. Jai jeszcze śpi? - pomogłem jej zejść na podłogę. Przytaknęła a ja ubrałem się i poszedłem po wodę aby obudzić bliźniaka.
Wpadłem na Beau, który robił sobie kawę.
-Po co ona tu przyszła?
-Nie wiem - przyznałem - Ale pytała co mi się stało w oko.
-Co jej powiedziałeś?
-Że walnąłem o klamkę.
-Kupiła?
-Tak. Ale zmartwiła się.
-Ona nic nie może wiedzieć. Nie znamy jej i nie chcę jej fundować niebezpiecznego życia.
-A kto powiedział, że fundujemy jej niebezpieczne życie? Jest tylko naszą kumpelą ze szkoły.
-Luke, ze mnie chcesz zrobić idiotę czy z siebie? Może dla Jai'a jest to tylko koleżanka ale widać, że Tobie na niej zależy.
-Nie prawda. Znam ją raptem kilka dni. Lubię ją ale nic więcej. Przestań pieprzyć. Idę obudzić Jai'a.
-Rób co uważasz tylko nie wpakuj jej w kłopoty.
Wróciłem i nigdzie nie mogłem znaleźć Vicky, która położyła się na moim łóżku. Kiedy nasze nosy się zetknęły poczułem jakby przepływ prądu. Obudziliśmy Jaidona a następnie ruszyliśmy do szkoły. Dziewczyna oznajmiła nam, że organizuje Imprezę. Zagadałem ją na biologii gdzie dowiedziałem się, że pisze piosenki i jest leworęczna. Dowiedziałem się, że Demi wróciła, wi3c napisałem jej szybko o Vicky. Po lekcji podeszła do nauczycielki a ja tylko potwierdziłem spotkanie z przyjaciółką.
-Musisz kogoś poznać - złapałem ją za rękę chcąc zakończyć naszą kłótnie.
-Nic nie muszę - krzyknęła wyrywając rękę. Przez chwilę się nad czymś zastanawiała a nagle mnie pocałowała. Nie wiedziałem co zrobić, więc tylko przysunąłem się bliżej. Wyrwała się przepraszając i zaczęła płakać. Wybiegła  a ja popędziłem za nią. Zadzwoniłem po Jai'a ale zgubiłem blondynkę przy wejściu na plaże. Szukaliśmy jej nie martwiąc się nieusprawiedliwionymi godzinami, bo pani Hood zawsze wybacza nam takie akcje. Ale tylko nam. Naszej piątce. Wie jaka jest sytuacja. W końcu to macocha Demi. Spotkaliśmy Veronicę, która twierdziła, że Vicky powinna być niedaleko. Wykrzyczałem przeprosiny następnie czując jak tętnica wbija mi się w gardło.
~*~
Kiedy tylko zobaczyłem ją wchodzącą do szkoły ucieszyłem się jak dziecko. Martwiłem się o nią. Bałem, że coś jej się mogło stać zważając na to, że łazi tylko z nami. Przedstawiłem ją przyjaciółce, która była wniebowzięta nową, gwoli ścisłości jedyną bliższą dziewczyną z którą miała szansę się zaprzyjaźnić. Po lekcjach zostawiliśmy rzeczy i we troje, razem z moim bliźniakiem poszliśmy po zakupy na imprezę. Kiedy wróciliśmy do domu zdrzemnąłem się przed przygotowaniami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak widać jest to dopiero część pierwsza rozdziału 34. Musiałam wrócić do momentów Lucky i pokazać je z perspektywy luke'a.
Sądzę, że wyszło mi średnio ale to wy tu oceniacie.
Wybraliście nazwę PERILNATOR. Miło wiedzieć, że zasługuję na fandom.
Kocham was bardzo i dziękuję za  28 000

piątek, 23 maja 2014

KOCHANI PERILONATOR!

OGŁOSZENIA PARAFIALNE!
Po pierwsze : Powstał fandom i to WY wybieracie jaka nazwa bardziej pasuje :
a) Perilonator
b) #PerilFamily
Po drugie : Rozdział 34 jest bardzo... trudny do napisania. A ze względu na perspektywę Lukey'a, która utrudnia zadanie przekładam premierę na jutro.
ALE WARTO CZEKAĆ. DUŻO WRAŻEŃ! Nie chce wam spojlerować.
Przepraszam ale zależy mi aby następny rozdział był dopracowany do perfekcji i abyście odczuli wszystkie emocje Luke'a.
Kocham was <3

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 33

~LUKE'S POV~
Jak najmniej rzucając się w oczy wyszedłem z domu. Wpadłem na Daniela i Demi, którzy prawdopodobnie odstawili Jai'a.
-Weź ją i daj mi twoją broń - rzuciłem do przyjaciółki.
Posłusznie podała mi swój pistolet a następnie przejęła ciało blondynki. Odwróciła się a ja śledziłem ją wzrokiem dopóki nie zniknęła w gęstwinie drzew.
-Chodź. Musimy im pomóc - Skip pociągnął mnie za ramię.
Weszliśmy do budynku gdzie nadal trwała strzelanina. Staliśmy za rogiem i kiedy się wychyliłem, zobaczyłem Christophera i jego ojca. Byłem ciekawy jak to jest, że jeszcze żyją, przecież strzelały do nich cztery osoby a ich było raptem dwóch. Wycelowałem w bruneta, który o dziwo był ubrany. Kiedy miałem strzelić w jego nogę, dokładniej łydkę, ktoś złapał mnie od tyłu za szyję wciągając za róg a kula drasnęła sufit. Mój przyjaciel kopną duszącego tak mocno, że cios odbił się na moich plecach. Odwróciłem gnata tak ab y był na równej linii z czołem przeciwnika.
-Ogarnij się Brooks i nie zabij mnie przypadkiem.
-McPeterson? - zdziwiłem się odwracając się do nastolatka.
-A teraz nie pierdol tylko mnie słuchaj. Zaraz za Norsonami pojawi się facet, Jake. Twoja nowa koleżanka, Tori go zna. Zabijcie go a żadne z was nie zginie.
-Dlaczego mam Ci ufać?
-Bo chcę Ci pomóc.
-Dlaczego?
-Nie mam nic innego do roboty - rzucił ironicznie. - A jeżeli wy zginiecie to Vicky też. A jest szansa, że otworzy swoje piękne oczka i zmieni front z Ciebie na mnie - zaśmiał się a ja prychnąłem. - Sam stąd spieprzam. Będę tchórzem ale żywym. Trzymaj się do zobaczenia w szkole, Brooks - krzykną wybiegając przez drzwi.
-Wierzyć mu?
-Spróbować można - blondyn wzruszył ramionami.
Wyszliśmy a jak na zawołanie, za panem Carol'em pojawił się rosły mężczyzna wyglądający jak Vin Diesel. Odetchnąłem głęboko i wymierzyłem w Jake'a.
-Nie znam Cię, ale sorry, stary, że musisz umrzeć - szepnąłem naciskając spust.
Zamknąłem oczy i odwróciłem głowę. Słychać było stłumiony jęk Tori, który oznaczał, że trafiłem a krew prawdopodobnie jest na ścianach. Jednak kiedy otworzyłem oczy dziewczyna dalej strzelała. Daniel powalił mnie na podłogę a kula przeleciała dokładnie w miejscu, w którym sekundę temu stałem. To był Chris. Wysunąłem pistolet i ślepo strzelałem.
-Christopher! - agonalny jęk Carly rozniósł się po domu.
-Dzwoń do Darnell'a. Ma już odpalać auto - krzyknął Carol.
To wszystko było jakieś dziwne. Cała ta strzelanina, nie wyglądała tak jak zwykle. Jakby Beau i Victor nie chcieli uszkodzić Norsonów. Bruneci wycofali się do kuchni gdzie znajdowały się schody przy, których wykrwawiała się Caroline. Zawiesili ogień jednak dla mnie to wszystko śmierdziało, więc ruszyłem za nimi.
-Luke! Nie! - krzyczał mój brat.
Zignorowałem go. Kiedy dotarłem do schodów ojciec Norsonów podnosił córkę z podłogi. Był spokojny jakby nic się nie działo a dziewczyna miała zwykły wypadek. Chris też nie wydawał się przejęty. Wysunąłem dłoń i skierowałem pistolet w jego stronę. Chłopak widząc mnie uśmiechną się.
-Spróbuj tylko - mruknął.
-A żebyś wiedział.
-Nie zapomnij przy okazji pożegnać się z młodszym braciszkiem, przyjaciółką i naszą kochaną blondyneczką.
-Co ty pierdolisz?
-Ty naciśniesz na spust, ja nacisnę ten przycisk - z kieszeni wyciągnął pilot samochodowy.
-Konkretniej - zażądałem.
-Jeśli coś się stanie, któremuś z nas wysadzę w powietrze wasze auta. A chyba w jednym z nich znajdują się Jai, Dami i Vicky. Oni się nie spodziewają, że mogą pójść z dymem, co?
Wtedy pojąłem. Przełknąłem głośno ślinę i opuściłem broń.
-Mądry chłopak - zaśmiał się szarooki.
Następnie wyszli przez frontowe drzwi. Stałem jak sparaliżowany dopóki nie usłyszałem warkotu silnika. To mnie ocuciło i zacząłem biec do Demetrii.
-Wyciągaj ich! Już!
Dziewczyna wyniosła na rękach blondynkę a ja zabrałem mojego jęczącego z bólu bliźniaka. W ostatnim momencie. Kiedy byłem jakieś cztery metry od auta ono wybuchło, stając w płomieniach.
-No rzesz kurwa mać! - wykrzyknął Beau.
-Czego mi nie powiedziałeś?! - warknąłem.
-Jak nas o tym poinformował wynosiłeś Vicky!
-Ktoś mógł za nami pobiec! Przecież oni mogli być w tych samochodach! Co teraz zrobimy panie mądry?! Do domu jest kilkaset kilometrów. Wątpię żeby Jai, z połamanymi żebrami dał radę.
-Jak ma się kontakty ma się podwózkę - mruknął Victor wyciągając telefon.
~*~
Z grymasem na twarzy położyłem blondynkę na szpitalne łóżko. Lekarz ją zabrał a ja ścisnąłem rękę Demi.
-Idę tam.
-Nie wpuszczą Cię - mruknęła jednak jej nie słuchałem i pobiegłem do podwójnych drzwi za, którymi zniknął lekarz.
-Przeprasza - zatrzymała mnie pielęgniarka. - Czy pan jest z rodziny?
-To moja dziewczyna.
-Niestety ale nie może pan iść dalej jeżeli nie jest pan członkiem rodziny.
-Ale... - jęknąłem.
-Luke - ktoś położył rękę na moim ramieniu. - Będę Cię powiadamiał.
-Dzięki - szepnąłem ale nie poruszyłem się.
-Jestem jej starszym bratem - blondyn poinformował dziewczynę w kitlu.
Skinęła głową i poszli dalej a ja stałem w miejscu. Moje przyjaciółka podeszła do mnie.
-Musimy iść.
-Nie, ja zostaję.
W końcu przystałem na jej propozycję ruszenia się z miejsca. Jednak nie wyszedłem ze szpitala. Siedziałem na recepcji czekając na Victora. Caranvali zostawiła mnie samego i wróciła do domu. Minęła godzina, dwie, trzy. Dalej nic.
*dla lepszego klimatu polecam The Fray - Say When *
Nie mogłem sobie podarować, że wtedy mnie z nią nie było. Przeze mnie ją porwali, bili i nie wiadomo co jeszcze. Czułem się jak małe dziecko i chciałem się do kogoś przytulić płacząc mu w ramię. Mówiłem prawdę. Kocham Victorię. Nawet jeżeli była wtyczką i miała nas unicestwić, powybijać. Nie chciałem żeby jej się coś stało. Bałem się o nią. Znałem ją tak krótko a tak bardzo mi na nie zależało. Przeglądając jej zdjęcia w komórce przypominałem sobie wszystkie nasze najlepsze chwile. To jak się poznaliśmy, jak nas broniła przed Tristanem, pocałunek, nasze zbliżenia, to kiedy się przeziębiliśmy, zdefiniowanie naszego związku. Cała nasz znajomość mignęła mi przed oczami. Chciałem z nią teraz być. Trzymać za rękę, przytulić. Ale nie mogłem. Ciekaw byłem co z tego co ona mi powiedziała było prawdą. Jej uczucia? Teraz nie byłem już niczego pewien. Nawet się nie zdrzemnąłem. Koło piątej nad ranem telefon w mojej kieszeni za wibrował. Wystraszyłem się i podskoczyłem. Wyciągnąłem komórkę i po przeciągnięciu palcem po ekranie usłyszałem głos starszego brata.
-Wracaj. Proszę Cię. Ona jest tam bezpieczna. Jest z nią brat. A salę dalej leży Jai - wiedziałem, że kłamał ale starał mi się dodać otuchy.
-Dzięki, bracie. Nie mogę. Muszę tu być. Zaraz może przyjść Victor. Może jeszcze dziś ją wypuszczą - mruknąłem z nadzieją.
-Wątpliwe. Nie jadła z tydzień jak nie lepiej. Podłączą ją do kroplówki i w ciągu tygodnia będzie z nami. Zobaczysz. W przyszłym tygodniu będziemy się znów wygłupiać na rampach.
-Sam w to nie wierzysz.
-Właśnie ja wierzę. Proszę Cię. Martwimy się o Ciebie.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę dopóki Victor nie wyszedł na recepcję.
-Co z nią? - podszedłem do niego.
-Źle jak nie zajebiście okropnie. Ma kompletnie wyniszczony organizm i podali jej coś przez co jest jeszcze bardziej osłabiona.
-Ale przeżyje?
-Tak.
-Są jeszcze dwie rzeczy, które powinienem Ci powiedzieć ale muszę się upewnić czy...
-Czy zależy mi na niej tak jak mówiłem? Tak. Kocham ją i oddałbym za nią życie. Wiem, że jesteś jej starszym bratem, a przez to, że sam ją wychowywałeś zachowujesz się jak ojciec, więc najchętniej sam byś jej wybrał chłopaka ale ja nic na to nie poradzę, że ją kocham. Po części ją rozumiem, bo przecież sam jestem w tym bagnie jakim jest członkostwo w ... no sam wiesz - zaczynałem się zapowietrzać.
-Spokojnie. Dałeś tego dowód. Już wiele razy. A chciałem się upewnić czy to co Ci nie powiem przypadkiem Tobą nie wstrząśnie.
-Dam radę.
-Ona... zapadła w śpiączkę. To co Chris jej podał ... uśpiło ją. Żyje ale trudno ją będzie wybudzić. Kiedy jej organizm zregeneruje się prawdopodobnie sama się obudzi.
-A nie mogą jej czegoś podać? Coś co przeczyści ją z toksyn? Z tego... czegoś?
-Nie. Mogliby jej przepompować krew. Rozumiesz? Spuszczali by tę co ma a w tym samym czasie wpuszczali z przeszczepu ale ciężko będzie znaleźć dawcę.
-Rozumiem. Ona ma... zero minus tak?
-No tak. Ja też mam ale potrzeba koło sześciu litrów.
-Plus Jai, plus ja - zacząłem wyliczać.
-Słucham?
No my też mamy zero minus. Nie wiem czy Vicky Ci mówiła ale oddawała krew jak postrzeliłeś mojego brata.
-Nie chwaliła się. Ale nie zgadzam się.
-Spójrz na to tak. Jeżeli masz teraz trzy litry brakuje trzech, więc połowa problemu z głowy.
Westchnął głęboko, przeczesał włosy rękami i zamyślił się.
-Jesteś tego pewien? - spytał a ja przytaknąłem. - I mówisz, że ją kochasz? - ponownie kiwnąłem. - To przygotuj się na najgorsze. Chris ją zgwałcił.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeżeli zmieniacie user na Twitterze to piszcie to w zakładce Informowani, a NIE w DM czy wysyłacie i twitty, bo ja potem to gubię.
Nie będę znów przepraszać, bo wiecie jak mi głupio. Zakończyłam efektownie. Nie wiem kiedy następny rozdział. Jak wiecie zostało ich tam tylko dwa. Vicky w śpiączce, zaskoczonko co? :3 Dużo się będzie działo. Nie wiem co jeszcze napisać. Kocham, pozdrawiam, dzięki za cierpliwość, do następnego skrrrobnięcia :D
LUV YA ALL
Vee aka Vicky Brooks <3


piątek, 9 maja 2014

Rozdział 32

~VICKY'S POV~
Po tym jak dowiedziałam się kim był tajemniczy mężczyzna, ich ojcem, Chris zaciągnął mnie na pięto. Nie miałam siły z nim walczyć. Wepchnął mnie do, któregoś z pokoi na łóżko.
-Tęskniłem za tym, Re - mruczał próbując dostać się do zapięcia moich spodni.
-Nie! Proszę, Christopher! Nie! - kopałam go.
-Już nie będę się powstrzymywać - zdarł moją koszulkę.
Zablokował moje nogi i zsuną z nich jeansy. Byłam za słaba żeby się ruszyć. Przestałam się bronić, bo wiedziałam, że nic nie osiągnę. Znów to zrobił. Znów mnie zgwałcił i bił. Stać mnie było tylko na ciche łkanie, łzy i jęk bólu. Kiedy skończył, ubrał się i wyszedł a ja zwinęłam się w kulkę i i przykryłam kocem. Tępo patrzyłam w ścianę. Czułam się nijaka, brudna i jedyne o czym myślałam to aby... umrzeć. Mój organizm był wycieńczony. Chłopak wrócił po chwili. Myśląc, że śpię bez żadnych oporów wbił mi igłę w żyłę i wcisnął zimny płyn. Nie myśląc o niczym innym jak tylko o śmierci usnęłam.
~LUKE'S POV~
Było koło dwudziestej trzydzieści, kiedy szczupła brunetka w szpilkach zapukała do czwartego już domu. To była nasza ostatnia nadzieja albo James się pomylił. Odrzuciłem od razu tę myśl kiedy drzwi się otworzyły a Ashley zniknęła za nimi.
-Przepraszam, że niepokoję o tak później porze ale jestem wolontariuszką i dostaliśmy zadanie przeprowadzenia ankiety na temat zakupów. Czy mogłabym zając panu kilka minut? Jeżeli, oczywiście to nie problem.
-Nie ma problemu. Zapraszam do salonu - usłyszeliśmy męski głos.
-Nie! Proszę, Christopher! Nie! - mikrofon umieszczony w jej kolczyku ledwie wyłapał te krzyki ale zapewne słychać je było w całym domu.
-Przepraszam. To syn. Proszę to zignorować.
-Ashley? Co ty tu robisz?
-O Boże! Carly! Nie chwaliłaś się, że mieszkasz w takim domu! - piszczała trochę za głośno, bo każdy w samochodzie zakrył uszy a Beau ściszył głośnik. - Jestem wolontariuszką i robię ankiety.
-Uh... Okey. Tato idę do siebie, bo szlag mnie trafi z tymi krzykami.
-Och, to ja już nie będę przeszkadzać. W końcu jest późno, ja zawracam głowę a zapewne chce pan spać. Jutro przyślę kogoś kto zrobi tę ankietę. Dobranoc.
Chwilę później zobaczyliśmy jak dziewczyna wychodzi z budynku i zmierza w przeciwnym kierunku do naszego. Wsiadła do auta Austina i oboje odjechali. Kiedy zdałem sobie sprawę, że w tym momencie najprawdopodobniej Norson krzywdzi Vicky wyskoczyłem z auta jednak James wciągną mnie za kaptur. Beau załadował spluwę i podał ją Skipowi. Kiedy każdy miał czym się bronić w razie czego mój brat upewnił się, że mamy stały kontakt z Victorem.
-Gotowi?
-Tak - odparła Tori.
-I to jak - przytaknęliśmy.
-Przypominam. Luke, Daniel i Demi idą na dół do piwnicy. Tori i James bierzecie parter a ja i Victor piętro.
Każdy z obecnych kiwną głową. Rozstawiliśmy się wokół domu w odstępach mniej więcej dziesięciu metrów. Odczekaliśmy jakiś czas. Ruszyłem dopiero kiedy dostałem znak w postaci mrugnięcia latarką. Podszedłem do tylnych drzwi przepuszczając Daniela przodem. Dla bezpieczeństwa zanim za nim wszedłem wszedłem wsunąłem pistolet. Na nasze szczęście po prawej stronie były schody prowadzące do naszego celu. Tym razem ja osłaniałem tyły. Na dole mały korytarz rozdzielał się na troje drzwi. Skierowałem się na lewo jednak znalazłem tam tylko składzik na broń.
-Luke, Luke debilu chodź tu - usłyszałem przyjaciółkę.
Kierowałem się za jej głosem i znalazłem się w pokoju na przeciwko. Na podłodze leżał mój młodszy brat. Nie był w najlepszym stanie. Lekko potrząsnąłem jego ramieniem szepcząc jego imię.
-Vicky? - mruknął.
-Nie. Luke. Twój brat. Pamiętasz mnie jeszcze? Co z nią? Vicky? I jak ty się czujesz?
-Jasne, że pamiętam pacanie - uśmiechnął się. - Z tego co wywnioskowała Vicky, Chris połamał mi żebra, a ją zabrali jakąś godzinę temu. Coś krzyczała ale niewiele słyszałem.
-A jak wyglądała?
-Jak trup. Stary, ona nie jadła nic od kilku dni. Ma sińce pod oczami, jest wychudzona, zmęczona i w ogóle ją chyba bili, bo jest cała posiniaczona. Ale charakterek ma gdzieś ilość sił i dalej rzuca ciętymi ripostami - zaśmiał się na wspomnienie ale po chwili złapał za klatkę piersiową.
-Gdzie jest?
-Nie wiem. Znajdź Chrisa i go, kurwa zabij. Sam bym to zrobił ale jak widzisz nie jestem w nastroju - po raz kolejny się zaśmiał i zwiną z bólu.
Skoro jeszcze się śmieje to nic mu nie jest. A żebra? Za tydzień znów będzie skakał po meblach jak małpa.
-Skip. Zabierzcie go z Demi do auta. Idę po Vicky.
-Ale Beau... - zaczęła dziewczyna.
-Raczej bratu wybaczy - puściłem jej oko i już miałem wyjść kiedy zatrzymał mnie głos mojego bliźniaka.
-Luke?
-Tak? - odwróciłem się.
-One Cię kocha. Nie zmarnuj tego.
Uśmiechnąłem się i wybiegłem z pokoju. Podążałem w górę schodów kiedy natknąłem się na zdziwionego Jamesa, jednak zignorowałem i wyminąłem go szukając wejścia na kolejne piętro. Kiedy je znalazłem usłyszałem ciche " Czysto" a następnie Tori wraz z moim przyjacielem udali się za mną. Mój starszy brat razem z Crawford'em wpadli do jednego z pokoi z uniesionymi spluwami. Usłyszeliśmy pisk Caroline a następnie strzał.  Zza dwu kolejnych drzwi wypadli Chris i ich ojciec. Wycelowałem w bruneta, mojego kiedyśniejszego kumpla i zacząłem cofać się do zamkniętych pomieszczeń. Doncasto i Yammouni nie spuszczali mężczyzn z oczy i śledzili każdy ich ruch. Wyważyłem drewnianą powłokę po mojej lewej stronie opuszczając broń. Jednak było tam pusto. Odwróciłem się zmierzając w przeciwną stronę. Kiedy wyszedłem na korytarz Christopher się zaśmiał.
-Szukasz jej? Nawet ja Ci się uda to niewiele zrobisz - parskną.
Fuknąłem w jego stronę jak dziecko i w uderzyłem barkiem w kolejne drzwi. Wypadły z zawiasów upadając na ziemię z takim hukiem, że umarłego by zapewne obudziły. Jednak nieruchome ciało spoczywało na łóżku jakby nie miało świadomości. Blokując broń wsunąłem ją za pasek za plecami. Podszedłem do łóżka obok, którego od razu kucnąłem. Była taka jak ją opisywał Jai. Wychudzona, zmęczona i posiniaczona. Spała niespokojnie przykryta kocem i zwinięta w kłębek. Jeden z niesfornych kosmyków jej blond włosów, których kolor zmatowiał, przed nieodżywianie się, upadł na nos. Wsunąłem go z powrotem za ucho i pogładziłem zapadnięty policzek. Poruszyła się ale nie obudziła.
Chciałem wziąć ją na ręce aby zanieść w bezpieczne miejsce jednak skrawek materiału zsunął się odkrywając nagie ramię. Ściągnąłem z siebie bluzę i otuliłem dziewczynę następnie podnosząc ją. Rzeczywiście była lżejsza. Zniosłem Vicky ze schodów na parter gdzie odbywała się strzelanina a pociski przelatywały tuż obok twarzy. Pod moimi nogami znalazła się Caroline łapiąc mnie za kostkę. Z trudem strząsnąłem niepożądane ręce starając się nie upuścić blondynki. Wstała i wycelowała we mnie a następnie w drobne ciało spoczywające w moich ramionach.
-Po co Ci ona? Nie dość już ją skrzywdziliście?
-Zemsta, skarbie. Chris wpakuje w Crawford'a cały magazynek tak jak on zrobił to naszej mamie. Wiesz jak zajebiście trudno żyje się bez jednego z rodziców? Gdzie drugie ma średnią a wręcz nijaką wiedzę o wychowaniu?
-Wiem - przypomniałem sobie wszystkie sytuację w których mama nie dawała z nami rady. Jak na przykład kiedy się dowiedziała, że mamy gang. - Jak miałem trzy lata, ojciec nasz zostawił.
Nagle brunetka puściła broń i wpiła się w moja usta nie zwracając uwagi na nieprzytomną Vicky. Czyjaś ręka zjechała po moich plecach w dół, do linii bokserek gdzie ukryty był mój pistolet. Nie odwzajemniłem pocałunku tylko odsunąłem się skonsternowany. Norson zdziwiła się a następnie głęboko nabrała powietrza jakby przygotowywała się do skoku do wody podczas gdy jej oczy podwoiły swoje rozmiary. Trzymała się za brzuch. Kiedy odsunęła dłonie, które były całe we krwi zobaczyłem powiększającą się plamę czerwieni na jej szarej koszulce. Broń upadła z trzaskiem na ziemię.
-Nigdy nie całuj mojego chłopaka, szmato! - te słowa był jedynymi jakie wykrzyczała zanim ponownie straciła przytomność.
-Zemsta się dokona, skarbie - warknęła z satysfakcją Carly a następnie zaczęła się krztusić własną krwią.
Usłyszałem strzał i zduszony oddech świadczący o trafieniu. Pomyślałem tylko o jednej osobie. Victor.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać ale no cóż... szkoła. Spalmy je! Nie no dobra bez przesady, bo nie widywałabym mojego crusha <3 Tak, blogowe noł lajfy też mają crushe :p A więc *otwiera szafę* do rzeczy. Nie no sorki ale po (przepisaniu) rozdziału mam zarąbisty humorek. Jak mi się na lekcjach nudzi to piszę rozdziały ;) A więc, jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału z wiadomej przyczyny : Lukey aka hero :3
Przemyślałam jeszcze raz wszystko od A do Ż i ogółem rozdziałów będzie 35. Żeby taka śliczniutka liczba :D Niedługo na tym blogu pojawi się prawdopodobnie szablon i zwiastun. Wiem, jestem blondynką (gwoli ścisłości to jestem), że kończę bloga i dopiero zamawiam szablon itp. ale chcę żeby coś tu zostało ładnego. Oprócz moich wypocin, które są... do zniesienia. I teraz coś na co wszyscy czekają :
TAK, BĘDZIE DRUGA CZĘŚĆ PERIL!!!!!!
Jak tylko skończę pierwszą część założę bloga na kolejną albo coś wymyślę i będzie tu ale nie razem z Peril ;) JA ZAWSZE MAM PLAN!
Kocham was i dziękuje za 24 000 wyświetleń. Żebyście wiedzieli jak ja się jaram! Serio! Dziewczynom w szkole żyć nie daję!
Dziś wyjątkowo informuję was oddzielnie, bo jestem w stajni 😉
ILY ALL :*

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 31

~VICKY'S POV~
-Vicky - cichy szept połaskotał mnie w ucho.
Poruszyłam ramionami i zachichotałam mocniej wtulając się w ciepłe ciało obok mnie. 
-Luke daj mi spać - odparłam.
-Chciałbym być na jego miejscu - odpowiedział mi czyjś głos.
Otworzyłam oczy ale od razu je zamknęłam ze względu na rażące mnie światło. Ponowiłam czynność i uśmiechnęłam się widząc brązowe tęczówki. Jednak po chwili dotarło do mnie, że to nie jest ta osoba o której myślałam.
-Jai? - szepnęłam.
-Tak. Nic Ci nie jest?
-Wszytko w porządku - skłamałam czując ssanie w żołądku. - A co z Tobą?
-Bolą mnie żebra - wyznał. - Chris nieźle mnie skopał.
-Chris? On tam był?
-Tak. Złapali mnie i wrzucili do jakiegoś auta a potem kiedy już po kilku godzinach się obudziłem on zaczął mnie bić, straciłem przytomność i obudziłem się tu z Tobą przytuloną do swojego boku - zaśmiał się a ja zawtórowałam mu.
Jednak przestał łapiąc za klatkę piersiową a ja miałam już pewność, że przynajmniej jedno żebro ma złamane. 
-Będzie dobrze. Chłopaki nas znajdą.
-Wiesz... nie wierzę w to. Wiem, że to już koniec. W końcu Carly wypełni swoją obietnicę.
-Co? Jaką obietnicę.
-Jai... ja... Ja nie jestem tym kim myślisz. Byłam wtyczką a Victor Crawford jest moim starszym bratem.
-Wiem - przerwał mi. - Wiemy wszystko.
Westchnęłam zrezygnowana a po chwili potok łez odebrał mi możliwość widzenia. Z bólem oparł się o ścianę i przyciągną mnie do siebie. Wtuliłam się w niego bezwiednie i wycierałam oczy w jego koszulkę.
-Przepraszam Jai. Powinnam była ci powiedzieć. Jesteś moim przyjacielem a ja Cię oszukałam. Luke pewnie mnie teraz nienawidzi a ja... - nie dane mi było skończyć.
-Ćś... - uspokajał mnie.
Objął ramieniem pocierając pocieszająco ramię. Po jakimś czasie zamek w drzwiach zaskrzypiał a następnie w nich pokazała się Caroline. 
-Och jak słodko. Myślałam, że to Luke'a podpuszczasz ale widzę, że tym razem lecisz na dwa fronty - zakpiła. - Wstawaj.
-Nie mogę - warknęłam. - Przez ostatnie cztery albo pięć dni nic nie jadłam. Nie mam siły.
-Och to ci pomogę - pociągnęła mnie za ramię i podniosła. Jai chciał wstać ale dziewczyna zdzieliła go szpilką a on zaczął zwijać się na podłodze. - No rusz się. Ktoś na Ciebie czeka.
Wypchnęła mnie z pokoju a ja spojrzałam ostatni raz na bruneta. Kiwną głową i posłał mi pocieszający uśmiech ale wiedziałam, że cierpi. Po przerzuceniu mnie przez schody weszłyśmy do holu. Był jasno oświetlony ale światło nie oślepiało jak to na dole. Carly prowadziła mnie przez korytarz. Mijając kuchnię natknęłam się na pożądliwy wzrok Chrisa. To było obrzydliwe. Patrzył na mnie jak tamtej nocy kiedy mnie zgwałcił. Mimo wszystko dziękowałam Bogu, że to jego siostra mną prowadziła. Puścił mi oczko i oblizał wargę. Na jego twarzy było widać trochę siniaków więc Jai zapewne nie został mu dłużny kiedy Norson łamał mu żebra. Odwróciłam zdegustowana wzrok i wlepiłam go w podłogę. Zostałam wepchnięta do salonu. Na fotelu siedział mężczyzna koło czterdziestki i popijał whisky z lodem z filigranowej szklaneczki przeznaczonej do tego typu alkoholów. Nogi miał oparte o stolik do kawy. 
-O! Caroline! Moja droga! Dziękuję - uśmiechnął się. Dziewczyna burknęła coś pod nosem i wyszła. Nie wiedziałam jakim sposobem jeszcze stałam. - Victoria. Jak miło Cię widzieć - uśmiechnął się radośnie.
-Zakładam, że powinnam pana znać? - parsknęłam nie kontrolowanie.
-Pyskata. Jak braciszek.
-Tak, większość cech mam po nim.
-Usiądź, proszę - szklanką wskazał kanapę.
-Dziękuję. Postoję - warknęłam, mimo, iż była zrobiona z okropnego materiału i miała obrzydliwy kolor w tamtym momencie wydawała się zachęcająca. - Dlaczego tu jestem? Czego mnie pan porwał?
-Porwał? - zaśmiał się. - No tak to wyglądało po części ale... nie to było porwanie. Przepraszam za moje... ich maniery ale jakoś musiałem się z Tobą zobaczyć... córeczko.
~LUKE'S POV~
Minęły trzy dni. James mniej więcej ustalił lokalizację. A mój starszy brat wymyślił plan  Usłyszałem pukanie do drzwi piwnicy, więc pozwoliłem komuś wejść. Skończyłem pakowanie sprzętu, o którego prosił Beau. Odwróciłem się i ujrzałem... Victora Crawforda.
-Co tu robisz? - rzuciłem zapinając jedna z toreb.
-Nie domyślasz się? A Vicky tak chwaliła twoją rzekomą inteligencję - odparł a na dźwięk imienia ukochanej dziewczyny przeszły mnie ciarki. - Jestem tu, bo z tego co zrozumiałem z rozmowy z moją dziewczyną chcesz uratować moją siostrę.
-Tak jak i mojego brata - dokończyłem.
Zarzuciłem plecak na plecy i złapałem po dwie torby w rękę. Blondyn zatrzymał mnie i odebrał dwa pakunki ode mnie.
-Nie znam twojego brata za dobrze, tylko tyle co z akt ale wiem, że Vicky nie jest Ci obojętna. Ale jest też moją siostrą, a jej nie daję tknąć. Miałeś kurwa szczęście - zaśmiał się. - Powiedz mi szczerze co do niej czujesz a może jeszcze kiedyś pozwolę Ci na nią co najmniej spojrzeć - posłał mi perskie oko.
-Szczerze? Tak jak już i tak jestem krok nad grobem... to ją kocham. Jak się okazuje nie znam jej i nie wiem czy cokolwiek z tego co kiedykolwiek mi powiedziała lub zrobiła w stosunku do mnie był prawdziwe ale moje uczucia tak. Zrobię wszystko żeby tylko ją uratować. 
Crawford potarł kciukiem wargę w zamyśleniu.
-Jak dla mnie dalej zostajesz dzikim gangsterem, który bzyka wszystkie laski w okolicy ale nie ważne. Jeżeli jak widać jesteś w stanie dla mojej siostry poświęcić życie to... nie mam wyboru i muszę Ci uwierzyć. 
Wewnętrznie odetchnąłem z ulgą jednak moje ciało pozostawało stałe i przyglądałem się dalszym poczynaniom Victora. Już miałem coś odpyskować jednak on mnie wyprzedził.
-Jeżeli wszyscy wyjdziemy z tego cało, uratujemy im życie nie tracąc własnego i Victoria będzie chciała z Tobą być i będzie do Ciebie czuła to co wcześniej i nie mówię tu o odrazie jaką czuję ja, bo jesteście naszymi celami, chociaż gdyby nie to, to możliwe, że moglibyśmy się zaprzyjaźnić, pozwolę jej na to. Ale musisz wiedzieć, że jeżeli coś spieprzysz to wtedy nawet ona Ci nie pomoże - poklepał mnie przyjaźnie po plecach a ja uśmiechnąłem się.
-Stary. Spoko. Damy radę. Nie żartowałem z tym ostatnim ale będzie dobrze. Ona naprawdę Cię lubi - rzucił i wyszedł zabierając trzy torby.
To dodało mi skrzydeł. Miałem tak naprawdę zdefiniowane źródło jej uczuć. Przecież brata by nie oszukała. Byłem tak szczęśliwy, że miałem ochotę skakać po ścianach. Ogarnąłem się i wyszedłem z piwnicy zamykając drzwi. Kiedy zobaczyłem jak Beau szczerze uśmiecha się do Crawforda poczułem dziwny ucisk w żołądku. Przecież byli wrogami. A teraz się do siebie szczerzą. Jak wiele może zmienić ratowanie ukochanych osób, które przebywają w jednym miejscu.
-Chwile! Wiemy dokładnie gdzie oni się ukrywają? - krzyknąłem zamykając na klucz drzwi do domu z którego wszyscy uprzednio wyszli.
-Nie. Są cztery domy do sprawdzenia - wyjaśnił James.
-Skąd wiemy w którym się ukrywają. Przecież nie możemy od tak sobie wpaść do czyjegoś domu. A jeśli okaże się, że pomyliliśmy budynki to co? Powiemy "Przepraszamy szukamy grupy przestępców wymachujących bronią i dwójki prawdopodobnie martwych już nastolatków. Blondynka i brunet. Widzieli ich państwo? A w tym białym domu po lewej? Dziękujemy! Miłego dnia! Przepraszamy za napaść" - przedrzeźniałem rozmowę.
Wszyscy patrzyli na mnie w osłupieniu.
-No co? Mam rację. Jak nigdy.
-No masz - przyznała Demi. - Beau... Co robimy?
-Znasz kogoś kogo oni nie znają? Albo znają słabo? - spytał mnie brat.
Po dłuższym przemyśleniu odparłem - Ashley.
-Dzwoń po nią. Będzie naszą wtyką. Grzecznie pójdzie zapuka, powie, że jest skądś tam i będzie chciała się rozejrzeć po domu. A jeżeli będą tam oni da nam znak.
-Głupi jesteś? A jeżeli jej nie wpuszczą? - zaciekawiłem się.
-To będziemy wiedzieli w którym domu są - wyjaśniła Demi.
Nie byłem w stu procentach do tego przekonany ale to był jedyny jak dotąd plan. Wsiadłem razem z braćmi do samochodu i ruszyliśmy. Za nami podążał Victor ze swoją dziewczyną w czarnym Renault Captur. Zadzwoniłem do Morgan i poprosiłem ją o pomoc. Włączyłem głośnomówiący
-Co będę z tego miała? - prychnęła.
-A co chcesz?
-Czarne Camaro, tysiąc dolarów i jedną noc z Tobą.
-Czarne Camaro i dwa tysiące - odparłem.
-Nie. W cenie musi być noc z Tobą.
Byłem w kropce. Nie mogłem. Nie chciałem. Jeżeli już miałbym to z kimś robić to tylko z Vicky. Boże! Brzmię jak napalony piętnastolatek.
~VICKY'S POV~
-To jakiś żart, tak? Gdzie są ukryte kamery? Zaraz wyskoczy prowadzący jakiegoś dennego show i oznajmi mi, że zostałam wkręcona?! - tak krzyczały moje myśli.
-Pan żartuje? - odparłam na głos.
-Nie. Jak miałaś dziesięć lat wyjechałem do Londynu. Do głównej siedziby zarządu... gangów. Musiałem. Nie chciałem Cię zostawiać. Ale wiedziałem, że Vic się Tobą zaopiekuje.
-Tak? W takim razie co się stało z moją matką? 
-Wyjechała razem ze mną.
-To gdzie jest teraz?
-Nadal w Londynie.
-Nie wierzę Ci - pozwoliłam sobie przejść na Ty. - Udowodnij.
-Dobrze. Na lewym nadgarstku masz znamię w kształcie małej gwiazdy. Kiedyś się chyba wywaliłaś. OD tamtej pory razem z Patty nazywaliśmy Cię Gwiazdką.
-Nieprawda. Nikt mnie nigdy tak nie nazywał.
-To pokaż rękę.
-Tego można się dowiedzieć od każdego. Od Caroline, od Chrisa. Każdego.
-Jak się denerwujesz żyły Ci się zapadają i dlatego kiedy trzeba było pobrać Ci krew a robiłaś się niespokojna lekarze wkuwali Ci się w żyły na kostkach. Grupę krwi masz zero minus - odparł beznamiętnie.
To akurat było prawdą. Ale wystarczy włamać się do szpitalnych akt żeby się o tym dowiedzieć. Sama tak robiłam. 
-Nie jesteś moim ojcem. Mój ojciec nie żyje.
-W takim razie co tu robię? - mruknął.
-Udajesz mojego tatę. Gdybyś nim był wiedziałbyś, że Christopher zgwałcił mnie dwa lata temu. Jeżeli byś nim był nie pozwoliłbyś mu na to aby przebywał w tym samym domu co ja - krzyczałam powstrzymując łzy.
Nie odezwał się. Wyglądał na lekko zaszokowanego jednak po chwili kiedy patrzył jak dyszę pełna wściekłości i adrenaliny uśmiechnął się cwanie.
-Caroline i Christopher mówili, że jesteś przebiegła ale zapewniali, że jesteś także naiwna.
-Nie nabrała się? - rzucił Chris wchodząc do salonu.
-Nie. Nie wspominałeś o jej inteligencji. 
-Wtedy nie była inteligentna. Ale za to dobra w łóżku.
Dostałam odruchu wymiotnego i zapewne gdybym miała coś w żołądku wylądowałoby to na podłodze. Ja przez tamtą noc miałam zespół pourazowy czy jakoś tak a jemu to się podobało.
-Jeżeli nie jesteś moim ojcem to po co mnie tu ściągnęliście? I po co wam Jai?
-Ten gówniarz? Napatoczył się. Przynajmniej miałem trochę rozrywki. A Ciebie porwaliśmy skarbie, bo zemsta musi być słodka - podszedł do mnie, odsłonił obojczyk i cmoknął w to miejsce.
Wzdrygnęłam się kiedy przechodził do szyi i linii szczęki. Odsunęłam się.
-W jakim sensie? Jaka zemsta?
-No powiedz szczerze. Jeżeli miałabyś możliwość zabicia kogoś kto zabrał Ci najważniejszą osobę w życiu skorzystałabyś?
-Zapewne. Ale co ja mam z tym wspólnego. Nikogo - jeszcze - nie zabiłam.
-Ty nie. Ale najwidoczniej twój braciszek Ci się nie chwalił, że z zimną krwią wpakował pół magazynku w naszą matkę - burknęła Carly, która znikąd pojawiła się w salonie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Już się tłumaczę. Trzy razy został mi odcięty dopływ prądu. TRZY RAZY! Szlak by trafił brytyjskie elektrownie! A teraz do rzeczy. Wiem, że trochę czekaliście na ten rozdział, więc postarałam się aby był naprawdę warty. Jak się wam podoba? Trochę was zaskoczyłam? Czekam na opinię.
Dziękuję tajemniczemu bądź tajemniczej ~ K.R. Dzięki tobie nie spałam w nocy (na chwilę mi prąd włączyli), bo cieszyłam się jak mały piesek pchłami. Lubię pisać ale nigdy nie myślałam aby tym się zajmować w przyszłości ;)
Ale oczywiście też dziękuje wam wszystkim <3
Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę ale zostały jeszcze tylko dwa rozdziały do końca Peril.
I.... TAK BĘDZIE DRUGA CZĘŚĆ!!!
Wygląd (tego) bloga niedługo się zmieni i wiem, że po czasie, bo koniec bloga a ja dopiero do szbloniarni wpadłam ale nie mogłam znaleźć odpowiedniej. A więc... czekajcie na kolejny rozdział, który powinien pojawić się koło niedzieli.
PROSZĘ JESZCZE RAZ PISZCIE JAK ZMIENIACIE USERY NA TT. DZIŚ POSIEDZIAŁAM I POSZUKAŁAM ALE NASTĘPNYM RAZEM NIE WIEM CZY BĘDZIE SENS, BO I TAK NIE ZA BARDZO KOMENTUJECIE!
Jeszcze raz wielkie dzięki. Dzięki wam czuję się... doceniona. Co nie często mi się zdarza ;)
LUV YA ALL <3

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 30

~LUKE'S POV~
-Nie zaczynaj! - krzyknął
-Ja?! Ja zaczynam?! Sam mówiłeś, że mamy chronić tych, których kochamy! Jak wtedy porwali Demi pomogliśmy Ci. Dlaczego nie chcesz pomóc mi uratować Vicky?
-Bo ona jest siostrą naszego wroga.
-A Demi? Demi nic nie wiedziała i wplątałeś ją w to gówno!
-Jedziemy do domu! - zakończył Beau.
Nie słuchając go wybiegłem z willi Austina i wsiadłem do auta. Nie zważając na znaki i ograniczenia jechałem do Melbourne. Wiedziałem, że jeżeli będę poruszał się dość szybko w ciągu trzech godzin dojadę do rodzinnego miasta. Nie pomyliłem się. Ignorowałem wszystkie patrole, które były zbyt leniwe aby mnie gonić za przekroczoną prędkość. Wjechałem na podjazd domu. Jednak skierowałem się do sąsiadów. Pukałem w drzwi i dzwoniłem ale nikt nie odbierał. W końcu po jakichś trzech minutach ujrzałem Veronicę.
-Porwali Vicky - wyłkałem jak dziecko i przytuliłem brunetkę.
-Wiem - poklepała mnie po plechach. - Dzwoniła do mnie.
Nie zdziwiło mnie to. W końcu siostra ważniejsza niż frajer, który naraził jej życie.
-Czy to prawda? - zacząłem. - Victor Crawford jest starszym bratem Vicky?
-Skąd wiesz?
-Chris.
-Tak. A ja nie jestem jej siostrą.
-Dlaczego ktoś ją porwał? I kto to był? Po co Victor porywał swoją siostrę?
-To nie mógł być on. Luke musisz wiedzieć coś bardzo ważnego. Mam na imię Victoria i jestem dziewczyną Victora. Zapewne Christopher powiedział Ci dlaczego poznałeś Vicky. I tak to jest prawda. Sama nie wiem dlaczego akurat wy jesteście naszym celem. Ale się dowiem. Teraz najważniejsze jest bezpieczeństwo tej małej. Strzelam, że nie bez powodu tu jesteś.
-Nie. Ja ją... kocham.
Brunetka zmarszczyła czoło i przyglądała mi się w osłupieniu.
-Naprawdę? - spytała a ja potwierdziłem skinieniem głowy.
-Wiem, że znam ją krótko, wiem o niej niewiele a jak się okazuje nic ale ją kocham i nie chcę by stała jej się krzywda.
-Na pewno? Muszę mieć pewność czy mogę Ci zaufać.
-Możesz.
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę. Zamknęła drzwi i zaciągnęła mnie do piwnicy, w której była otwarta ściana. Weszła tam a ja podążyłem za nią.
-Wiem gdzie jest i właśnie wychodziłam po nią. Kojarzysz jej bransoletkę? Tą z włoskim napisem? - spytała.
-Tak. Tą z "Kocham Cię?"
-Tak. W metalowej blaszce jest lokalizator. Dlatego wtedy gdy uciekła ze szkoły spotkaliśmy się na plaży. Mniej więcej wiedziałam gdzie jest.
Jej telefon zadzwonił. Podeszła do blatu i zgarnęła komórkę odbierając ją.
-Vic? Dobrze. Mamy większy problem. Janoskians wiedzą wszystko. Tak wszystko. Ktoś porwał Vicky. Luke tu jest i... - chciała mu powiedzieć co czuję do jego siostry. - chce mi pomóc. Dlaczego? Bo wiem, że on coś do niej czuje. Skąd? Bo tu jest. Nie mam czasu na użeranie się z Tobą. Jadę po twoją siostrę. Tobie też bym radziła tu przyjechać - nie czekając na odpowiedź rozłączyła się.
Zacisnęła ręce w pięści i wzięła głęboki wdech. Zebraliśmy jakieś rzeczy i wsiedliśmy do jej auta. Wytłumaczyła mi wszystko od początku. O tym, że były na wyścigu i kto go naprawdę wygrał. Skąd Vicky dowiedziała się o naszym gangu. Jakim sposobem Crawford'owi udawało się za każdym razem zwiać. I najważniejsze. Co zrobił jej Chris. Niby o tym ostatnim wiedziałem ale i tak mnie to przerażało. Podjechaliśmy pod dom Tristana McPetersona. Widziałem, że razem z Norson'em są kuzynami. Kiedy sięgałem na tylne siedzenie po bron w kieszeni spodni zaczął wibrować mój telefon. Wyciągnąłem go i odebrałem połączenie od starszego brata.
-Czego? Warknąłem.
-Idioto! Gdzie jesteś?!
-Co Cię to obchodzi?
-No dużo, bo jak odjechałeś przyleciał Polly i podrzucił nas do domu. Jai siedział i myślał a my czekaliśmy. Nasz kochany młodszy braciszek wybiegł nie mówiąc zupełnie nic.
-Więc? Streszczaj się.
-A przed chwilą nasza ukochana Carly zadzwoniła, że złożył im wizytę.
~VICKY'S POV~

Nigdy jakoś specjalnie nie skupiałam się na wyglądzie rodziców. Nie było ich całymi dniami w domu. Ten czas spędzałam w szkole bądź z bratem w warsztacie. Mamę widziałam częściej niż tatę. On był w domu raz na miesiąc. Kiedy zniknęli Vic zajął się mną a potem dowiedziałam się, że ma gang. Dziwne. Czternastolatka dowiaduje się, że jej brat przewodzi grupce ludzi, którzy potrafią nawet zabić na zlecenie. Potem pojawiła się Tori. A następnie dostałam zlecenie na Chrisa. Po tym zbierałam się bardzo długo. Brałam inne misje ale żadna nie mogła być związana z chłopakami. Co noc miałam koszmary i to trwało do wakacji ubiegłego roku. Wyszłam z depresji i dostawałam zwykłe misje i zlecenia. Nie było dla mnie różnicy jakie. Początkiem grudnia był mój wielki wyścig. Jak zwykle wygrałam jednak policja nas namierzyła i Preston wpadli. Przestałam chodzić do szkoły dla własnego bezpieczeństwa. Podczas świąt Victor oznajmił, że wyprowadzamy się. Janoskians pojawili się w moim życia nagle i jak grom z nieba zadurzyłam się we własnym celu. A teraz tkwiłam w małym ciemnym pomieszczeniu, cała związana i zaklebnowana. Nie miałam już siły płakać i krzyczeć. Po prostu siedziałam i czekałam. Nawet nie wiedziałam na co. Minęły trzy dni. Głodowałam. Czułam jak ssie mnie w żołądku. W ciągu całego czasu kiedy byłam przetrzymywana Caroline przesłuchiwała mnie. Próbowała wyciągnąć ze mnie informacje, których w większości nie miałam, siłą. I to dosłownie. Biła mnie. Co poranek i wieczór przeżywałam katusze. Po każdej "sesji" zasypiałam. Tego dnia zostalam obudzona przez strzał. Podskoczyłam w odruchu. Następnie w całym domu rozniósł się stukot obcasów Norson. Drzwi otrworzyły się z hukiem a dziewczyna wkroczyła do środka.
-Tu go połóż - wskazała na podłogę. - Może to Cię zmósi do gadania - prychnęła.
Za nią pojawił się wysoki szatyn, który miał przewieszoną przez ramie osobę. Upuścił bezwładne ciało mojego przyjaciela wprost pod moje nogi.
-Jai! Jaidon! - rzucałam się.
Brunetka uśmiechnęła się tryjumfalnie ale widząc moje krzyki zmartwienia jako jedyną reakcję odpuściła. Odpięła moje ręce i nogi od krzesła wiedząc, że siły starczy mi tylko na podpełznięcie do ciała nieprzytomnego chłopaka. Nie pomyliła się. Po tym jak dotarłam do swego celu opuściła pokój. Potrząsałam brunetem jednak tylko marnowałam resztki energii. Odgarnęłam wsłosy z jego czoła i przeskanowałam wzrokiem jego twarz. Na policzku widniały filetowe siniaki co oznaczyło, że się bił. Z kącika ust w dół prowadził szlak zaschniętej krwi. Wiedząc, że nic innego nie mogłam zrobić po prostu wtiliłam się w ciało Brooks'a. Łkając zasnęłam.
~LUKE'S POV~
Zachłysnąłem się własną śliną. Nie mogłem w to uwierzyć.
-Ale gdzie?
-U McPetersonów.
-Cholera - przeczesałem włosy rękami.
Miedzy nami zapadła cisza. Victoria bezgłośnie spytała z kim rozmawiam i co się stało. Zatrzymałem ją kiedy Beau westchnął zrezygnowany.
-Co robimy?
-Nie wiem. Właśnie stoję pod domem Tristana. Z... siostrą Vicky. Znaczy to nie jest jej siostra... nie ważne - uciąłem.
Nie mieliśmy żadnego pomysłu na plan. Pustka. Pod domem McPeteronów staliśmy jeszcze trzy godziny kiedy stwierdziliśmy, że to już nie ma sensu. Tori, bo tak kazała się nazywać podrzuciła mnie do domu. Wszedłem do niego i witając się z przyjaciółmi poszedłem do pokoju. Przez kilka kolejnych godzin próbowałem zasnąc jednak koszulka Vicky, która wisiała na fotelu wszystko utrudniała. Odwróciłem się przodem do ściany i ponownie próbowałem się chociaż drzemnąc jednak na nic. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Na tapecie miałem zdjęcie, które zrobiliśmy kiedy byliśmy chorzy. Dokładniej tylko ona była chora, Jai udawał a ja dostałem jakiejś alergii. Na fotografii trzymałem blondynkę na plecach a mój brat robił zdjęcie przednią kamerką. Wychyliłem się z łóżka i chwyciłem koszulkę mojej dziewczyny. Czując się jak dziecko trzymające ulubioną zabawkę, która "chroni je przed potworami" przycisnąłem t-shirt i telefon do piersi. Tak bardzo brakowało mi ich. Każdy dzień bez najbliższych jest stracony. A więc narazie na moim liczniku pojawiła się jedynka. Zbuntowałem się przeciwko mojemu rodzeństwu i przyjaciołom. Ale dla dziewczyny, którą kocham, więc miałem dylemat. Takie rozmyślenia wciągnęły mnie w krainę snów.
Następnego dnia obudziły mnie krzyki dochodzące z parteru. Leniwie przetarłem oczy i zwlokłem się z łóżka. Będąc na schodach usłyszałem huk rozbijanego szkła. Wpadłem już w pełni obudzony z bronią w rękach do kuchni, z której pochodził hałas. Kiedy okazało się, że to tylko rozwścieczona do granic możliwości nasza mama opuściłem pistolet i schowałem go za pasek.
-Pytam po raz kolejny! Gdzie jest Jaidon?!
-Mamo ja...
-Nie ma żadnego "Mamo ja"! Miałeś ich pilnować! Jesteś ich starszym bratem! Nie powinieneś był spuszczać ich z oka choćby na minutę! Beau Peter'rze Brooks'ie rozczarowałeś mnie! Myślałam, że to Luke i Jai są nieodpowiedzialni i ..... ale jednak taką osobą okazałeś się ty! Jak to jest? Victoria jest dziewczyną Luke'a jednak to Jai poszedł jej szukać - uspokajała się.
Dziwnie było patrzeć jak mama krzyczała na Beau. Nie chodziło o to, że to był już dla mnie prawie codzienny widok, chociaż zazwyczaj chodziło jej o zostawienie brudnych ciuchów na podłodze w łazience lub coś bardziej obrzydliwego co zazwyczaj było winą moją i mojego brata bliżniaka ale szatynka była od niego o głowę niższa a on kajał się przed nią jak pies. Jego głowa spuszczona była w dół raczej ze skruchy niż nawiązania kontaktu wzrokowego z rodzicielką, a oczy skupiały się na podłodze. Już dawno nie widziałem ich oboga w takim stanie.
-Nie obchodzi mnie nic! Masz mi go sprowadzić do domu. Całego i zdrowego - zaczęła płakać po czym wtuliła się w wniego.
Szatyn objął ją i przycisną do siebie. Dał mi znak aby podszedł i także pocieszył mamę. Wolnym krokiem zbliżyłem się do nich. Potarłem ramię rodzicielki następnie również ją przytuliłem. Płakała jak małe dziecko.
-Mamo - szepnąłem. - Mamo! - prawie krzyknąłem próbując skupić jej uwagę na sobie. - Jai wróci do domu. Przywieziemy go z powrotem. Objecuję Ci to.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam po długiej przerwie, która trwała trzy tygodnie. Już się tłumacze. Na początku miałam kłopoty z komuterem, kiedy już go nareperowałam cały dzień siedziałam w szpitalnej przychodni aby dowiedzieć się, że mam wrócić za tydzień. Następnie były święta i moja trzy dniowa wizyta w szpitalu. ALE OTO I ON! Naprawdę długo ślęczałam przy tym rozdziale i nie wyobrażacie sobie bólu moich łokci. Ryly! Mam nadzieję, że się wam podoba, bo mi bardzo i jaram się bardziej niż Dystrykt 12 po nalocie Kapitolu we W pierścieniu ognia (tylko Trybut zrozumie trybuta).
OŁ MAJ FAKIN GASZ! Wiecie, że peril ma 21 tyś wyświetleń? Tak. to taka cyfra z trzema zerami na końcu! Czułam się tak.... lsguorwheguoshuohuohoiushv
Untitled
Blog ma 4 miesiące i 21 000 wysietleń a to wszystko jest waszą zasługą!
Zastanawiałam się nad sequelem Peril... Kilka osób mnie o to pytało ale nie wiem kto by to czytał, więc... zrobiłam ankietę. Bardzo prosze abyście na nią zagłosowali jest tu --> http://perillifesequel.mojasonda.pl
BŁAGAM! Zagłosującie w niej.
Więc... nie wiem co jeszcze mogę dodać... to chyba tyle.
Dziękuje za cierpliwość i jeszcze raz przepraszam.
Luv ya all <3

sobota, 12 kwietnia 2014

Info!

Chwilowo jeszcze nie mam dostępu do komputera. Staram się jak mogę ale jednak muszę zanieść laptopa do serwisu. Przepraszam. Mam nadzieję, że wytrzymacie :)
Kocham, przepraszam i dziękuję za cierpliwość.
Notkę piszę na komórce xx

środa, 9 kwietnia 2014

Bry!

Dziś nie mogę dodać rozdziału, bo zepsuł mi się komputer. Przepraszam, że znów was zawiodłam. Jak tylko naprawię laptopa rozdział się pojawi i oczywiście was o tym poinformuję. Ciągle próbuję naprawić tę usterkę ale nie wiem czego w ogóle do niej doszło.
Przepraszam jeszcze raz.
kocham i ściska.

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 29

~LUKE'S POV~
-Słucham?! - krzyknąłem.
-Pogadamy jak wrócisz - burknął mój brat.
-Nie. Powiedziałem. Bez Victorii nie wychodzę.
-A jak będziesz mieć pewność, że jest bezpieczna? - warknął Daniel.
-Wtedy tak.
-To jest hangar jej brata. Nic jej się nie stanie. Wracaj tu to Ci wszystko wytłumaczę.
Wryło mnie. To niemożliwe. Przecież ona miała siostrę Veronicę. Nie brata Victora, który usiłuje się nas pozbyć. Po chwili namysłu razem z bliźniakiem wbiegliśmy po schodach. Kiedy ześlizgiwaliśmy się po drabinie usłyszeliśmy huk otwieranych drzwi hangaru. Wpadliśmy do auta, które od razu ruszyło.
-Co to do cholery było?! - warknąłem.
-Prawda. Crawford jest jej bratem.
-Łżesz!
-Nie. Ona jest wtyką! Chris'owi też ją wcisnął!
-Co?!
Nie docierało to do mnie.
-Przestańcie się kłócić! Jesteście przyjaciółmi! - uspokoił nas James.
-On posądza moją dziewczynę o sprzymierzanie się z wrogiem!
-Ść! - przerwał wszystkim Jai. - Słyszycie?
-Co znowu?!
-Pikanie. Nie słyszycie jak coś pika?
-Cholera - Beau zatrzymał gwałtownie auto a wszyscy z niego wyskoczyliśmy.
Był to ostatni moment, bo po chwili samochód staną w płomieniach. Każdy klną. Mój starszy brat zadzwonił po Austina, który zajmował się tym terenem. Był naszym przyjacielem. Chłopaki próbowali mnie zagadać ale ja trawiłem informacje. To było nie możliwe żeby Vicky była wtyczką. I co jeszcze? Może to przez nią nie złapaliśmy wcześniej Crawforda? O i ona nam wykradła pendrive? Um... jeszcze przez nią postrzelili Jai'a. To nie miało dla mnie żadnego sensu. Całą drogę do głównej autostrady milczałem. Austin podjechał po nas czarnym Van'em. W milczeniu wsiedliśmy do niego.
-Muszę ją odnaleźć - odezwałem się.
-Po co? Więcej kłamstw? Mało ci? - parsknął Skip.
-Nie. Chcę to od niej usłyszeć. Nie wierzę Ci. Mimo tego, że jesteś moim przyjacielem.
Nastała kolejna długa cisza, którą przerwał Austin oznajmiając, że jesteśmy na miejscu.
-Beau... możemy pogadać? - zaczepiłem brata.
-Jasne. Idźcie. Zaraz przyjdziemy.
Demi posłała nam uśmiech i jako ostania zniknęła za drzwiami domu naszego przyjaciela.
-Ja mówiłem serio. Chcę ją odnaleźć. Muszę wiedzieć czy to co mówi Daniel jest prawdą.
To nie jest żaden wielki problem. Miała nasz kombinezon. Zaraz się to ogarnie - ruszył w stronę wejścia.
-Jest jeszcze coś - zatrzymałem go.
-Co?
-Kocham ją. Obiecałem, że nie pozwolę by stała jej się krzywda. Sam mówiłeś, że jak Brooks obiecuje zawsze dotrzymuje słowa. Ja je złamałem.
-Mówiłem też żeby wyłączyć uczucia, bo skończycie jak ja - rzucił.
Nie wnikałem dalej. Wiedziałem, że to dla niego drażliwy temat. On i Demi. Zamknąłem za sobą drzwi i zrzuciłem buty. Każdy został do czegoś przydzielony. Ja z Jai'em załatwialiśmy transport do domu, James i Beau próbowali znaleźć Vicky, a Demi zajęła Skipa w kuchni pod pretekstem pomocy w przygotowywaniu jedzenia. Miałem jednak świadomość, że chodziło o coś zupełnie innego. A mianowicie o jego wątpliwości co do Vicky. Kiedy już poprosiłem kumpla aby przyjechał po nas do Adelaide James wpadł do salonu z laptopem w ręku.
-Znalazłem ją! - wykrzyknął.
-Gdzie jest? - prawie spadłem z kanapy.
-Ktoś ją wiezie na południe, w stronę Lonsdale. Ale sygnał jest zagłuszony. Jakby miała przy sobie inny nadajnik.
-Jadę tam - oznajmiłem.
-Stary to po drugiej stronie, za Adelaide - zaoponowała Demi.
-Nie obchodzi mnie to.
Założyłem buty i pożyczyłem kluczyki do auta Austina, który nie miał nic przeciwko. Wszyscy ruszyli za mną.
-Czekajcie! - zatrzymał nas Yammouni. - Ten ktoś zboczył z kursu. Zmienił kierunek na... Melbourne. Znaczy nie jestem pewien ale jakbym miał obstawiać to właśnie tam.
-James pakuj się! Jedziemy po nią.
-Nie! Jedziemy do domu! Koniec! - wykrzyknął Beau. - Nie obchodzi mnie to kim on dla Ciebie jest! James twierdzi, że jedzie do Melb, więc jedziemy do Melb. Ale nie dla niej tylko do domu. Mamy ważniejsze sprawy.
-Jak ja Ci tak powiedziałem kiedy porwali Demi to zamknąłeś mnie w piwnicy! Mam zrobić to samo?!
~VICKY'S POV~
Czułam pod sobą materac. Kołdra, którą byłam przykryta zsunęła się z jednej ze związanych nóg. Chciałam wyciągnąć ręce żeby ją poprawić ale nie uniemożliwiła mi to taśma, którą zostały sklejone. Dodatkowo zaciśnięty mocno sznur ledwo przepuszczał krew przez żyły. Otworzyłam oczy. Znaczy miałam taki zamiar ale był zakryte przez jakąś chustkę. Wspomnienia z ostatniego wieczoru rzuciły się na mój umysł niczym piranie na mięso. Może nie kąsały aż tak ale były bolesne. Z trudem przekręciłam się na drugi bok próbując wyswobodzić jedną z rąk jednak moje starania skończyły się na tym, że mocniej obtarłam sobie nadgarstki.
-Och, widzę, że księżniczka się obudziła - usłyszałam ten sam kobiecy głos.
Znałam ten głos.
-Dobra! Bierzcie ją do auta!
Poczułam jak ktoś mnie podniósł i chwilę potem zostałam rzucona o podłogę w bagażniku.
-Sorki, kochanie. Z przodu nie ma miejsca - zaśmiała się szyderczo.
Kiedy klapa opadła próbowałam sięgnąć do kieszeni po telefon. Idioci nie przeszukali mnie. samochód ruszył ułatwiając mi zadanie. Komórka wypadała a ja ją złapałam związanymi rękami. Z wielkim trudem pozbyłam się opaski z oczu. Wykonałam coś na kształt akrobacji w miejscu i takim sposobem telefon znalazł się przy mojej twarzy. Wcisnęłam główny przycisk i odblokowałam ekran. Wszystko za pomocą nosa. Wybrałam numer Tori jednak nie było zasięgu. Nie wiedziałam jak długo go nie będę miała jednak na moje szczęście po czterech godzinach powrócił. Tak, spędziłam ogólnie koło sześciu godzin w bagażniku. Żołądek skręcał mi się z głodu, język wysechł prawie na wiór a wszystkie kończyny zdrętwiały. Dostałam powiadomienie o ponad czterdziestu nieodebranych połączeniach od Luke'a, dwudziestu od Jai'a i Demi, piętnaście od Beau i po siedem od Skipa i Jamesa. Tymczasowo zignorowałam to i ponownie wybrałam numer Doncasto. Odebrała po trzecim sygnale.
-Gdzie jesteś?
-Ść - szeptałam. - Wiem, że to głupio zabrzmi ale ktoś mnie porwał. Nie wiem gdzie jestem i gdzie mnie wiozą ale od kilku godzin jestem zamknięta w bagażniku.
-Co?!
-Powiedziałam ść. Ratuj.
Nagle auto się zatrzymało. Rozłączyłam połączenie ponawiając wcześniejsze akrobacje telefon trafił do kieszeni. Klapa otworzyła się a słońce raziło mnie po oczach, które od razu przymknęłam.
-Ktoś tu jednak nie chce po dobroci.
-Gdzie jestem?
-W domu. No prawie - parsknęła dziewczyna.
Z trudem podniosłam się klękając na kolanach. To rzeczywiście było Melbourne.
-A teraz zobaczysz się z tatusiem - burknęła uśmiechając się Carly.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że jest późno ale miałam kłopoty z kompem. I jak? Zaskoczeni? Czym najbardziej? Czekam na opinie :*
DZIĘKUJĘ ZA PONAD 15 500 WYŚWIETLEŃ! NAWET NIE WIECIE ILE TO DLA MNIE ZNACZY <3