sobota, 24 maja 2014

Rozdział 34 cz.1

Przepraszam za opóźnienie, jednak jak sami widzicie rozdział jest długi, znaczy dłuższy niż zazwyczaj, (bo np. w #Cieniu jest to normalna długość. Pozdrawiam moją idolkę Pepe <3) a ja chcę wam dać wszystko co najlepsze i musiałam go dopracować. A teraz miłego czytania :*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~LUKE'S POV~
~Flashback~
-Luke, kochanie! Idź po listy! - krzyknęła mama z kuchni.
-Już lecę - rzuciłem sarkastycznie.
Wsunąłem nogi w moje ulubione, czarne vansy i otworzyłem frontowe drzwi. Zeskoczyłem ze schodów a następnie uderzyłem biodrem w skrzynkę, która inaczej nie oddawała zawartości. Pociągnąłem za uchwyt, wyciągnąłem rachunki wracając na werandę. Spojrzałem w swoją lewą stronę. Na podjeździe stała śliczna blondynka. Uśmiechnąłem się i pomachałem jej a ona odwzajemniła gest. Następnie ktoś z domy zawołał ją a ona podążyła za głosem Wróciłem do siebie i zadowolony rzuciłem się koło brata, który odrabiał lekcje.
-Co ty taki szczęśliwy.
-Koło nas wprowadziła się śliczna dziewczyna, blondi. Zaklepuje - zaśmiałem się.
Jai już miał coś powiedzieć jednak znikąd w drzwiach pojawił się Beau.
-Nie szalej. Wiesz, że nam nie wolno.
-A Demi? - jęknąłem. - Kto ustalił te zasady?
-Ja. I masz ich przestrzegać.
-Kto mówi, że od razu się zakocham. Nie angażujcie się, chyba, że ona o nas wie. Jak nie to wara. Dajcie jej żyć a nie niepotrzebnie narażacie na niebezpieczeństwo.
Przytaknąłem wracając do pracy domowej. Po ponad godzinie mój brat zmył się do pokoju. Kiedy do niego dołączyłem opowiedział co się przed chwilą stało. Nasza nowa sąsiadka machała mu, zapewne myśląc, że to ja.
~*~
Jak zwykle Jai zapomniał z domu podręcznika do chemii, więc musiałem fatygować się do szafki. Schodząc po schodach wpadłem na kogoś. Podniosłem wzrok spotykając się z błękitnymi tęczówkami.
-Hej! Jestem Luke - przywitałem się. - My się chyba znamy? - musiałem do niej jakoś zagadać a to wydawał mi się jedyny dostępny temat.
-Tak, wprowadziłam się wczoraj koło Ciebie - uśmiechnęła się ukazując mały dołeczek w jej lewym policzku. - Jestem Vicky.
Dowiedziałem się, że jesteśmy razem w klasie i zaraz mamy chemię, więc zaproponowałem zaprowadzenie jej. Zabrałem z szafki podręcznik i poszliśmy pod salę. Blondynka siadła w ostatniej ławce a ja bez namysłu siadłem koło niej. Całe czterdzieści pięć minut przyglądałem się jej z zainteresowaniem. Zauważyłem, że kiedy skupiła się na notatkach barwa jej oczy zmieniła się na szary. Znikąd koło nas pojawił się Jai i zaczął podrywać blondynkę. Niestety musieliśmy się rozstać, ponieważ oni mieli matematykę na drugim końcu szkoły a ja technikę piętro niżej. Po lekcjach odnalazłem ich niedaleko sekretariatu a dziewczyna poprosiła nas o pomoc w dobraniu zajęć dodatkowych.
-Ja chodzę na malarstwo, Luke na zajęcia artystyczne - walnął mój brat, kiedy Vicky przeglądała listę. Przysięgam miałem ochotę wyciągnąć z szafki mój ulubiony pistolet i strzelić mu w tę pustą czachę.
-Jai? Dostałeś kiedyś w łeb? - burknąłem, bo właśnie mój kochany bliźniak wyjawił moją tajemnicę. Nie chciałem żeby miała mnie za cnotliwego kochasia grającego na gitarce, chociaż po części tak było. Brunet się zdziwił a ona wzięła moją stronę i wyjawiła, że chciałaby zostać aktorką. Jednak kiedy spytała o moje plany szepnąłem tylko
-Piosenkarzem.
-Kim? - dopytywała się ale byłem pewien, że słyszała i chciała się tylko ze mnie pośmiać.
-Piosenkarzem - odparłem trochę głośniej.
-Grasz na czymś? - dociekała.
-Przecież Ci mówiłem... - zaczął JJ jednak laska zdzieliła go łokciem w bok.
-Na gitarze - odpowiedziałem niepewnie, bo nie lubiłem się do tego przyznawać.
-Jak byłam młodsza jedna osoba próbowała mnie nauczyć grać na gitarze - zasmuciła się a ja mogę przysiądz, że jej oczy stały się niebieskie. - Ale chyba miał złe podejście.
-Może ja spróbuje? - słowa niekontrolowanie wypadły z moich ust i od razu ugryzłem się w język.
-Bardzo chętnie - przytuliła mnie a ja skonsternowany zrobiłem to samo.
Kiedy dziewczyna zapisała się na wybrane zajęcia odprowadziliśmy ją do domu. Tej nocy śniło i się, że uczyłem ją grać na gitarze.
~*~
Następnego dnia Beau obudził nas kubłem zimnej wody i poinformował, że mamy dzisiaj przejazd. Jai zaproponował aby pójść po Vicky a ja udając, że mnie to nie rusza, zgodziłem się.
-Hej Bella - zaśmiał się kiedy tylko ją zobaczył.
-Ja mam na imię Victoria - zdziwiła się.
-Bella to po włosku piękna - wytłumaczył a ona zarumieniła się, uśmiechając.
Pożegnała się z siostrą, która najprawdopodobniej wpadłaby w oko Jamesowy gdyby nie różnica w ich wieku. Kiedy szliśmy do szkoły mój bliźniak się wygłupiał i byłem za, jednak kiedy opowiedział jej o tym co mówiłem gdy tylko ją zobaczyłem, uciekłem na nieco dalej krzycząc :
-Ja nie znam tego chłopca! Wcale nie jest moim bliźniakiem!
Vicky speszyła się rumieniąc i przygryzła wargę, co wydało mi się urocze i słodkie.
-Ej! Nie wstydź się. Przynajmniej nie mnie - zatrzymałem się przed nią a ona zamiast na chodniku skupiła się na mojej osobie. - Jak ty to zrobiłaś?
-Co? Zagryzłam wargę? No wiesz, ogółem się nie da tego wytłumaczyć ale... - zaczęła w spowolnieniu wykonywać opisywany ruch.
-Nie. Chodzi i o twoje oczy - podniosłem jej podbródek i uważniej przyglądać się tęczówkom. Vicky myślała, że mi przeszkadzają jednak zaprzeczyłem temu pytając o soczewki. Tym razem ona pokręciła głową. - To jakim sposobem wczoraj i dziś rano były jasno błękitne, na lekcjach szare, a teraz są zielonkawe?
-Pewnie patrzysz pod innym światłem - wyrwała głową, czując się niekomfortowo tak blisko mnie. Chciałem ją zapytać o to ale ktoś uprzedził mnie innych stwierdzeniem.
-Och, Lukey przygląda się Twoim oczom. To już możesz szykować sobie kieckę na randkę.
-Chodź od tego pacana - zabrałem ją na drugą stronę ulicy zanim dowiedziałaby jeszcze o moich snach o niej.
Dzień miną dość wolno. Umówiliśmy się na wspólny lunch, gdzie chciałem jej przedstawić Skipa i Jamesa oraz ewentualnie Demi, która miała wczorajszego wieczora wrócić z Sydney. Posłałem brata po Vicky, ponieważ sam się bałem. Ogarnęło mnie wewnętrzne rozbawienie. Bez problemu potrafiłem zastrzelić czworo ludzi podczas jednej akcji, kierować autem bez prawka czy kraść a przerażało mnie zwykłe spotkanie ze zwykła dziewczyną.
-Ładnie Brooks - szepnąłem do siebie zakładając słuchawki.
Czekałem już z pięć minut kiedy poczułem za sobą czyjąś obecność.
-Jai, odpuść sobie. Nie boję się. Miałeś iść po blondi.
Na moim ramieniu pojawiła się uśmiechnięta twarz dziewczyny a następnie jej usta znalazły się na moim policzku. Przywitała się a mój brat - pacan i baran - zaczął protestować i snuć fanaberie o byciu wujkiem. Przeszedł mnie, przyjemny, dreszcz na myśl o tym jednak starałem się zignorować te myśl. Zaprzeczyłem jego pomysłowi.
-Wujkiem jeszcze - odwróciłem się do naszej nowej koleżanki - nie będziesz. Chyba, że Beau nie powiedział nam o czymś.
Od czasu rozstania jego i Demi spał z kim popadło. Miał do siebie żal o to, że nie pilnował swojej dziewczyny jak należy. Przez chwilę wracały mu myśli o odnalezieniu i zemście na ojcu ale zawsze byliśmy wtedy z nim i w porę wybijaliśmy to z jego łba.
-Beau? Kim jest Beau? - zaciekawiła się Vicky.
-To nasz starszy brat. Skończył szkołę dwa lata temu. Nie jest tak fajny jak my ale można z nim pogadać i w ogóle - odpowiedział Jai.
Następnie przyszli Daniel z Jamesem. Przywitali się a ja szepnąłem do niższego z nich.
-Gdzie Demi?
-Jeszcze nie wróciła z Syd.
Chłopaki wypytywali ją o różne rzeczy i widać było, że rozmowa się kleiła. Każde z nas wyciągnęło jedzenie a po chwili zaczęło się piekło. Kiedy tylko Tristam McPeterson zauważył Vicky oczy mu się zaświeciły. Chciał ją przelecieć tak jak prawie każdą laskę w tej szkole. Nie lubiłem go. I nie tylko za to. Jego kuzyn, Christopher, także miał... "gang". To wstyd było nazwać gangiem, bo każdą robotę potrafili spierdzielić. A jak nam zaczynali pomagać to... ech. Szkoda gadać.
Blondyn wstał i ruszył w stronę naszego stolika a Sahyounie westchnął coś o kłopotach.
-A co się stało? - spytała.
-Tylko się nie odwracaj - odparł Jai. - Przygląda Ci się Tristan McPeteron "największe ciacho" w szkole. Oczywiście tuż po nas.
-To oczywiste - zaśmiała się. - Ale czego on ode mnie chce?
-Zaliczył każdą pannę w tej szkole. Z drobnymi wyjątkami. Teraz pewnie ma chęć na Ciebie. A no wiesz... brzydka nie jesteś - znów nie kontrolowałem tego co mówiłem.
-Miło to słyszeć od takiego przystojniaka - położyła głowę na moim ramieniu.
-Nie radziłbym - odwróciłem się i zauważyłem, że blondyn już się napalił. - Teraz to będziesz miała kłopoty.
Kiedy Christopher był w Melbourne doszliśmy do porozumienie polegające na niepodrywaniu dziewczyny, która podoba się innego. Przypuszczałem, że Tris myślał, że właśnie łamię zasady.
-Hej mała - oparł się o nasz stolik wsuwając pomiędzy mnie a Vicky.
-Nie jestem mała. Mam imię - słychać było delikatną irytację w jej głosie.
-To może mi je zdradzisz?
-A co? Książkę piszesz?
-Kochanie coś ty taka spięta. Zobacz z kim ty się zadajesz? - prawie spluną w moją stronę.
-To chyba moja sprawa. Ale ja na twoim miejscu zmieniłabym fryzjera albo chociaż farbę - burknęła.
Nie mogłem już wytrzymać jego obecności. Wbił na do stolika, bezkarnie podrywał moją nową kumpelę i na dodatek nas obrażał.
-Takimi? - krzyknąłem. - No kim?
Miałem dość wybuchowy charakter i łatwo było mnie rozwścieczyć na dodatek ten frajer zaczynał działaś mi na nerwy. Blondynka chciała mnie uspokoić, więc starałem się jej posłuchać ale kiedy ponownie nas zwyzywał nie wytrzymałem.
-Daj spokój - szepnęła mi do ucha.
-Masz szczęście, ze Cię lubię - strzepnąłem jej rękę z ramienia.
Dziewczyna spławiła Tristana i po rozmowie jaką Jai z nią odbył dokończyliśmy jedzenie.
~*~
-Kurwa! Jak mogłeś dać się jej wyprzedzić? To nowicjuszka! - darł się na mnie Beau kiedy wysiadłem z samochodu.
-Pech! Daj spokój. To nie ostatni wyścig. Co tu było do wygrywania? Trochę forsy a tego mamy w brud.
-I honor, który zaprzepaściłeś.
-Hej, hej! Ty się na mnie nie wyżywaj. Sam mogłeś z nią wygrać jednak tego nie zrobiłeś.
Kiedy tylko skończyłem wymawiać to zdanie pięść mojego brata znalazła się na mojej twarzy. Zaczęliśmy się bić. Jai próbował nas rozdzielić jednak przez to i on dostał. Za moment wszyscy okładali się pięściami. Dostałem od starszego brata w oko i czułem jak policzek mi pulsuje. Po chwili usłyszeliśmy wycie syren. Każdy dopadł swoje auto i odjechał z piskiem opon. Kiedy wróciliśmy do domu nasz starszy brat znów nas ochrzanił za przegrany wyścig.
~*~
Z samego rana poczułem czyjś oddech na ustach. Otworzyłem oczy i szczerze przestraszyłem się, bo para znajomych, zielonych oczu. Nie namysłu zrzuciłem te osobą jednak w ostatnim momencie uzmysłowiłem sobie, że to byłą Vicky. Złapałem ją za ramiona a ona skrzywiła się z bólu.
-Oszalałaś? - patrzyłem jak jej oczy zmieniają barwę na niebieską.
-Możliwe. Ale błagam postaw mnie albo rozluźnij uścisk, bo może nie zdajesz sobie sprawy ale to bardzo boli.
-Przepraszam - opuściłem ją ale zdecydowałem, że dawno nie doświadczyłem żadnego bliższego kontaktu z dziewczyną. Wciągnąłem ją z powrotem na moje łóżko. Wystraszona wtuliła się we mnie. Chciałem ją teraz pocałować a najchętniej coś więcej.
-Co Ci się stało? - spytała kiedy zauważyła moje podbite oko.
-Nic. Uderzyłem się o klamkę wychodząc spod prysznica. Jai jeszcze śpi? - pomogłem jej zejść na podłogę. Przytaknęła a ja ubrałem się i poszedłem po wodę aby obudzić bliźniaka.
Wpadłem na Beau, który robił sobie kawę.
-Po co ona tu przyszła?
-Nie wiem - przyznałem - Ale pytała co mi się stało w oko.
-Co jej powiedziałeś?
-Że walnąłem o klamkę.
-Kupiła?
-Tak. Ale zmartwiła się.
-Ona nic nie może wiedzieć. Nie znamy jej i nie chcę jej fundować niebezpiecznego życia.
-A kto powiedział, że fundujemy jej niebezpieczne życie? Jest tylko naszą kumpelą ze szkoły.
-Luke, ze mnie chcesz zrobić idiotę czy z siebie? Może dla Jai'a jest to tylko koleżanka ale widać, że Tobie na niej zależy.
-Nie prawda. Znam ją raptem kilka dni. Lubię ją ale nic więcej. Przestań pieprzyć. Idę obudzić Jai'a.
-Rób co uważasz tylko nie wpakuj jej w kłopoty.
Wróciłem i nigdzie nie mogłem znaleźć Vicky, która położyła się na moim łóżku. Kiedy nasze nosy się zetknęły poczułem jakby przepływ prądu. Obudziliśmy Jaidona a następnie ruszyliśmy do szkoły. Dziewczyna oznajmiła nam, że organizuje Imprezę. Zagadałem ją na biologii gdzie dowiedziałem się, że pisze piosenki i jest leworęczna. Dowiedziałem się, że Demi wróciła, wi3c napisałem jej szybko o Vicky. Po lekcji podeszła do nauczycielki a ja tylko potwierdziłem spotkanie z przyjaciółką.
-Musisz kogoś poznać - złapałem ją za rękę chcąc zakończyć naszą kłótnie.
-Nic nie muszę - krzyknęła wyrywając rękę. Przez chwilę się nad czymś zastanawiała a nagle mnie pocałowała. Nie wiedziałem co zrobić, więc tylko przysunąłem się bliżej. Wyrwała się przepraszając i zaczęła płakać. Wybiegła  a ja popędziłem za nią. Zadzwoniłem po Jai'a ale zgubiłem blondynkę przy wejściu na plaże. Szukaliśmy jej nie martwiąc się nieusprawiedliwionymi godzinami, bo pani Hood zawsze wybacza nam takie akcje. Ale tylko nam. Naszej piątce. Wie jaka jest sytuacja. W końcu to macocha Demi. Spotkaliśmy Veronicę, która twierdziła, że Vicky powinna być niedaleko. Wykrzyczałem przeprosiny następnie czując jak tętnica wbija mi się w gardło.
~*~
Kiedy tylko zobaczyłem ją wchodzącą do szkoły ucieszyłem się jak dziecko. Martwiłem się o nią. Bałem, że coś jej się mogło stać zważając na to, że łazi tylko z nami. Przedstawiłem ją przyjaciółce, która była wniebowzięta nową, gwoli ścisłości jedyną bliższą dziewczyną z którą miała szansę się zaprzyjaźnić. Po lekcjach zostawiliśmy rzeczy i we troje, razem z moim bliźniakiem poszliśmy po zakupy na imprezę. Kiedy wróciliśmy do domu zdrzemnąłem się przed przygotowaniami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak widać jest to dopiero część pierwsza rozdziału 34. Musiałam wrócić do momentów Lucky i pokazać je z perspektywy luke'a.
Sądzę, że wyszło mi średnio ale to wy tu oceniacie.
Wybraliście nazwę PERILNATOR. Miło wiedzieć, że zasługuję na fandom.
Kocham was bardzo i dziękuję za  28 000

piątek, 23 maja 2014

KOCHANI PERILONATOR!

OGŁOSZENIA PARAFIALNE!
Po pierwsze : Powstał fandom i to WY wybieracie jaka nazwa bardziej pasuje :
a) Perilonator
b) #PerilFamily
Po drugie : Rozdział 34 jest bardzo... trudny do napisania. A ze względu na perspektywę Lukey'a, która utrudnia zadanie przekładam premierę na jutro.
ALE WARTO CZEKAĆ. DUŻO WRAŻEŃ! Nie chce wam spojlerować.
Przepraszam ale zależy mi aby następny rozdział był dopracowany do perfekcji i abyście odczuli wszystkie emocje Luke'a.
Kocham was <3

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 33

~LUKE'S POV~
Jak najmniej rzucając się w oczy wyszedłem z domu. Wpadłem na Daniela i Demi, którzy prawdopodobnie odstawili Jai'a.
-Weź ją i daj mi twoją broń - rzuciłem do przyjaciółki.
Posłusznie podała mi swój pistolet a następnie przejęła ciało blondynki. Odwróciła się a ja śledziłem ją wzrokiem dopóki nie zniknęła w gęstwinie drzew.
-Chodź. Musimy im pomóc - Skip pociągnął mnie za ramię.
Weszliśmy do budynku gdzie nadal trwała strzelanina. Staliśmy za rogiem i kiedy się wychyliłem, zobaczyłem Christophera i jego ojca. Byłem ciekawy jak to jest, że jeszcze żyją, przecież strzelały do nich cztery osoby a ich było raptem dwóch. Wycelowałem w bruneta, który o dziwo był ubrany. Kiedy miałem strzelić w jego nogę, dokładniej łydkę, ktoś złapał mnie od tyłu za szyję wciągając za róg a kula drasnęła sufit. Mój przyjaciel kopną duszącego tak mocno, że cios odbił się na moich plecach. Odwróciłem gnata tak ab y był na równej linii z czołem przeciwnika.
-Ogarnij się Brooks i nie zabij mnie przypadkiem.
-McPeterson? - zdziwiłem się odwracając się do nastolatka.
-A teraz nie pierdol tylko mnie słuchaj. Zaraz za Norsonami pojawi się facet, Jake. Twoja nowa koleżanka, Tori go zna. Zabijcie go a żadne z was nie zginie.
-Dlaczego mam Ci ufać?
-Bo chcę Ci pomóc.
-Dlaczego?
-Nie mam nic innego do roboty - rzucił ironicznie. - A jeżeli wy zginiecie to Vicky też. A jest szansa, że otworzy swoje piękne oczka i zmieni front z Ciebie na mnie - zaśmiał się a ja prychnąłem. - Sam stąd spieprzam. Będę tchórzem ale żywym. Trzymaj się do zobaczenia w szkole, Brooks - krzykną wybiegając przez drzwi.
-Wierzyć mu?
-Spróbować można - blondyn wzruszył ramionami.
Wyszliśmy a jak na zawołanie, za panem Carol'em pojawił się rosły mężczyzna wyglądający jak Vin Diesel. Odetchnąłem głęboko i wymierzyłem w Jake'a.
-Nie znam Cię, ale sorry, stary, że musisz umrzeć - szepnąłem naciskając spust.
Zamknąłem oczy i odwróciłem głowę. Słychać było stłumiony jęk Tori, który oznaczał, że trafiłem a krew prawdopodobnie jest na ścianach. Jednak kiedy otworzyłem oczy dziewczyna dalej strzelała. Daniel powalił mnie na podłogę a kula przeleciała dokładnie w miejscu, w którym sekundę temu stałem. To był Chris. Wysunąłem pistolet i ślepo strzelałem.
-Christopher! - agonalny jęk Carly rozniósł się po domu.
-Dzwoń do Darnell'a. Ma już odpalać auto - krzyknął Carol.
To wszystko było jakieś dziwne. Cała ta strzelanina, nie wyglądała tak jak zwykle. Jakby Beau i Victor nie chcieli uszkodzić Norsonów. Bruneci wycofali się do kuchni gdzie znajdowały się schody przy, których wykrwawiała się Caroline. Zawiesili ogień jednak dla mnie to wszystko śmierdziało, więc ruszyłem za nimi.
-Luke! Nie! - krzyczał mój brat.
Zignorowałem go. Kiedy dotarłem do schodów ojciec Norsonów podnosił córkę z podłogi. Był spokojny jakby nic się nie działo a dziewczyna miała zwykły wypadek. Chris też nie wydawał się przejęty. Wysunąłem dłoń i skierowałem pistolet w jego stronę. Chłopak widząc mnie uśmiechną się.
-Spróbuj tylko - mruknął.
-A żebyś wiedział.
-Nie zapomnij przy okazji pożegnać się z młodszym braciszkiem, przyjaciółką i naszą kochaną blondyneczką.
-Co ty pierdolisz?
-Ty naciśniesz na spust, ja nacisnę ten przycisk - z kieszeni wyciągnął pilot samochodowy.
-Konkretniej - zażądałem.
-Jeśli coś się stanie, któremuś z nas wysadzę w powietrze wasze auta. A chyba w jednym z nich znajdują się Jai, Dami i Vicky. Oni się nie spodziewają, że mogą pójść z dymem, co?
Wtedy pojąłem. Przełknąłem głośno ślinę i opuściłem broń.
-Mądry chłopak - zaśmiał się szarooki.
Następnie wyszli przez frontowe drzwi. Stałem jak sparaliżowany dopóki nie usłyszałem warkotu silnika. To mnie ocuciło i zacząłem biec do Demetrii.
-Wyciągaj ich! Już!
Dziewczyna wyniosła na rękach blondynkę a ja zabrałem mojego jęczącego z bólu bliźniaka. W ostatnim momencie. Kiedy byłem jakieś cztery metry od auta ono wybuchło, stając w płomieniach.
-No rzesz kurwa mać! - wykrzyknął Beau.
-Czego mi nie powiedziałeś?! - warknąłem.
-Jak nas o tym poinformował wynosiłeś Vicky!
-Ktoś mógł za nami pobiec! Przecież oni mogli być w tych samochodach! Co teraz zrobimy panie mądry?! Do domu jest kilkaset kilometrów. Wątpię żeby Jai, z połamanymi żebrami dał radę.
-Jak ma się kontakty ma się podwózkę - mruknął Victor wyciągając telefon.
~*~
Z grymasem na twarzy położyłem blondynkę na szpitalne łóżko. Lekarz ją zabrał a ja ścisnąłem rękę Demi.
-Idę tam.
-Nie wpuszczą Cię - mruknęła jednak jej nie słuchałem i pobiegłem do podwójnych drzwi za, którymi zniknął lekarz.
-Przeprasza - zatrzymała mnie pielęgniarka. - Czy pan jest z rodziny?
-To moja dziewczyna.
-Niestety ale nie może pan iść dalej jeżeli nie jest pan członkiem rodziny.
-Ale... - jęknąłem.
-Luke - ktoś położył rękę na moim ramieniu. - Będę Cię powiadamiał.
-Dzięki - szepnąłem ale nie poruszyłem się.
-Jestem jej starszym bratem - blondyn poinformował dziewczynę w kitlu.
Skinęła głową i poszli dalej a ja stałem w miejscu. Moje przyjaciółka podeszła do mnie.
-Musimy iść.
-Nie, ja zostaję.
W końcu przystałem na jej propozycję ruszenia się z miejsca. Jednak nie wyszedłem ze szpitala. Siedziałem na recepcji czekając na Victora. Caranvali zostawiła mnie samego i wróciła do domu. Minęła godzina, dwie, trzy. Dalej nic.
*dla lepszego klimatu polecam The Fray - Say When *
Nie mogłem sobie podarować, że wtedy mnie z nią nie było. Przeze mnie ją porwali, bili i nie wiadomo co jeszcze. Czułem się jak małe dziecko i chciałem się do kogoś przytulić płacząc mu w ramię. Mówiłem prawdę. Kocham Victorię. Nawet jeżeli była wtyczką i miała nas unicestwić, powybijać. Nie chciałem żeby jej się coś stało. Bałem się o nią. Znałem ją tak krótko a tak bardzo mi na nie zależało. Przeglądając jej zdjęcia w komórce przypominałem sobie wszystkie nasze najlepsze chwile. To jak się poznaliśmy, jak nas broniła przed Tristanem, pocałunek, nasze zbliżenia, to kiedy się przeziębiliśmy, zdefiniowanie naszego związku. Cała nasz znajomość mignęła mi przed oczami. Chciałem z nią teraz być. Trzymać za rękę, przytulić. Ale nie mogłem. Ciekaw byłem co z tego co ona mi powiedziała było prawdą. Jej uczucia? Teraz nie byłem już niczego pewien. Nawet się nie zdrzemnąłem. Koło piątej nad ranem telefon w mojej kieszeni za wibrował. Wystraszyłem się i podskoczyłem. Wyciągnąłem komórkę i po przeciągnięciu palcem po ekranie usłyszałem głos starszego brata.
-Wracaj. Proszę Cię. Ona jest tam bezpieczna. Jest z nią brat. A salę dalej leży Jai - wiedziałem, że kłamał ale starał mi się dodać otuchy.
-Dzięki, bracie. Nie mogę. Muszę tu być. Zaraz może przyjść Victor. Może jeszcze dziś ją wypuszczą - mruknąłem z nadzieją.
-Wątpliwe. Nie jadła z tydzień jak nie lepiej. Podłączą ją do kroplówki i w ciągu tygodnia będzie z nami. Zobaczysz. W przyszłym tygodniu będziemy się znów wygłupiać na rampach.
-Sam w to nie wierzysz.
-Właśnie ja wierzę. Proszę Cię. Martwimy się o Ciebie.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę dopóki Victor nie wyszedł na recepcję.
-Co z nią? - podszedłem do niego.
-Źle jak nie zajebiście okropnie. Ma kompletnie wyniszczony organizm i podali jej coś przez co jest jeszcze bardziej osłabiona.
-Ale przeżyje?
-Tak.
-Są jeszcze dwie rzeczy, które powinienem Ci powiedzieć ale muszę się upewnić czy...
-Czy zależy mi na niej tak jak mówiłem? Tak. Kocham ją i oddałbym za nią życie. Wiem, że jesteś jej starszym bratem, a przez to, że sam ją wychowywałeś zachowujesz się jak ojciec, więc najchętniej sam byś jej wybrał chłopaka ale ja nic na to nie poradzę, że ją kocham. Po części ją rozumiem, bo przecież sam jestem w tym bagnie jakim jest członkostwo w ... no sam wiesz - zaczynałem się zapowietrzać.
-Spokojnie. Dałeś tego dowód. Już wiele razy. A chciałem się upewnić czy to co Ci nie powiem przypadkiem Tobą nie wstrząśnie.
-Dam radę.
-Ona... zapadła w śpiączkę. To co Chris jej podał ... uśpiło ją. Żyje ale trudno ją będzie wybudzić. Kiedy jej organizm zregeneruje się prawdopodobnie sama się obudzi.
-A nie mogą jej czegoś podać? Coś co przeczyści ją z toksyn? Z tego... czegoś?
-Nie. Mogliby jej przepompować krew. Rozumiesz? Spuszczali by tę co ma a w tym samym czasie wpuszczali z przeszczepu ale ciężko będzie znaleźć dawcę.
-Rozumiem. Ona ma... zero minus tak?
-No tak. Ja też mam ale potrzeba koło sześciu litrów.
-Plus Jai, plus ja - zacząłem wyliczać.
-Słucham?
No my też mamy zero minus. Nie wiem czy Vicky Ci mówiła ale oddawała krew jak postrzeliłeś mojego brata.
-Nie chwaliła się. Ale nie zgadzam się.
-Spójrz na to tak. Jeżeli masz teraz trzy litry brakuje trzech, więc połowa problemu z głowy.
Westchnął głęboko, przeczesał włosy rękami i zamyślił się.
-Jesteś tego pewien? - spytał a ja przytaknąłem. - I mówisz, że ją kochasz? - ponownie kiwnąłem. - To przygotuj się na najgorsze. Chris ją zgwałcił.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeżeli zmieniacie user na Twitterze to piszcie to w zakładce Informowani, a NIE w DM czy wysyłacie i twitty, bo ja potem to gubię.
Nie będę znów przepraszać, bo wiecie jak mi głupio. Zakończyłam efektownie. Nie wiem kiedy następny rozdział. Jak wiecie zostało ich tam tylko dwa. Vicky w śpiączce, zaskoczonko co? :3 Dużo się będzie działo. Nie wiem co jeszcze napisać. Kocham, pozdrawiam, dzięki za cierpliwość, do następnego skrrrobnięcia :D
LUV YA ALL
Vee aka Vicky Brooks <3


piątek, 9 maja 2014

Rozdział 32

~VICKY'S POV~
Po tym jak dowiedziałam się kim był tajemniczy mężczyzna, ich ojcem, Chris zaciągnął mnie na pięto. Nie miałam siły z nim walczyć. Wepchnął mnie do, któregoś z pokoi na łóżko.
-Tęskniłem za tym, Re - mruczał próbując dostać się do zapięcia moich spodni.
-Nie! Proszę, Christopher! Nie! - kopałam go.
-Już nie będę się powstrzymywać - zdarł moją koszulkę.
Zablokował moje nogi i zsuną z nich jeansy. Byłam za słaba żeby się ruszyć. Przestałam się bronić, bo wiedziałam, że nic nie osiągnę. Znów to zrobił. Znów mnie zgwałcił i bił. Stać mnie było tylko na ciche łkanie, łzy i jęk bólu. Kiedy skończył, ubrał się i wyszedł a ja zwinęłam się w kulkę i i przykryłam kocem. Tępo patrzyłam w ścianę. Czułam się nijaka, brudna i jedyne o czym myślałam to aby... umrzeć. Mój organizm był wycieńczony. Chłopak wrócił po chwili. Myśląc, że śpię bez żadnych oporów wbił mi igłę w żyłę i wcisnął zimny płyn. Nie myśląc o niczym innym jak tylko o śmierci usnęłam.
~LUKE'S POV~
Było koło dwudziestej trzydzieści, kiedy szczupła brunetka w szpilkach zapukała do czwartego już domu. To była nasza ostatnia nadzieja albo James się pomylił. Odrzuciłem od razu tę myśl kiedy drzwi się otworzyły a Ashley zniknęła za nimi.
-Przepraszam, że niepokoję o tak później porze ale jestem wolontariuszką i dostaliśmy zadanie przeprowadzenia ankiety na temat zakupów. Czy mogłabym zając panu kilka minut? Jeżeli, oczywiście to nie problem.
-Nie ma problemu. Zapraszam do salonu - usłyszeliśmy męski głos.
-Nie! Proszę, Christopher! Nie! - mikrofon umieszczony w jej kolczyku ledwie wyłapał te krzyki ale zapewne słychać je było w całym domu.
-Przepraszam. To syn. Proszę to zignorować.
-Ashley? Co ty tu robisz?
-O Boże! Carly! Nie chwaliłaś się, że mieszkasz w takim domu! - piszczała trochę za głośno, bo każdy w samochodzie zakrył uszy a Beau ściszył głośnik. - Jestem wolontariuszką i robię ankiety.
-Uh... Okey. Tato idę do siebie, bo szlag mnie trafi z tymi krzykami.
-Och, to ja już nie będę przeszkadzać. W końcu jest późno, ja zawracam głowę a zapewne chce pan spać. Jutro przyślę kogoś kto zrobi tę ankietę. Dobranoc.
Chwilę później zobaczyliśmy jak dziewczyna wychodzi z budynku i zmierza w przeciwnym kierunku do naszego. Wsiadła do auta Austina i oboje odjechali. Kiedy zdałem sobie sprawę, że w tym momencie najprawdopodobniej Norson krzywdzi Vicky wyskoczyłem z auta jednak James wciągną mnie za kaptur. Beau załadował spluwę i podał ją Skipowi. Kiedy każdy miał czym się bronić w razie czego mój brat upewnił się, że mamy stały kontakt z Victorem.
-Gotowi?
-Tak - odparła Tori.
-I to jak - przytaknęliśmy.
-Przypominam. Luke, Daniel i Demi idą na dół do piwnicy. Tori i James bierzecie parter a ja i Victor piętro.
Każdy z obecnych kiwną głową. Rozstawiliśmy się wokół domu w odstępach mniej więcej dziesięciu metrów. Odczekaliśmy jakiś czas. Ruszyłem dopiero kiedy dostałem znak w postaci mrugnięcia latarką. Podszedłem do tylnych drzwi przepuszczając Daniela przodem. Dla bezpieczeństwa zanim za nim wszedłem wszedłem wsunąłem pistolet. Na nasze szczęście po prawej stronie były schody prowadzące do naszego celu. Tym razem ja osłaniałem tyły. Na dole mały korytarz rozdzielał się na troje drzwi. Skierowałem się na lewo jednak znalazłem tam tylko składzik na broń.
-Luke, Luke debilu chodź tu - usłyszałem przyjaciółkę.
Kierowałem się za jej głosem i znalazłem się w pokoju na przeciwko. Na podłodze leżał mój młodszy brat. Nie był w najlepszym stanie. Lekko potrząsnąłem jego ramieniem szepcząc jego imię.
-Vicky? - mruknął.
-Nie. Luke. Twój brat. Pamiętasz mnie jeszcze? Co z nią? Vicky? I jak ty się czujesz?
-Jasne, że pamiętam pacanie - uśmiechnął się. - Z tego co wywnioskowała Vicky, Chris połamał mi żebra, a ją zabrali jakąś godzinę temu. Coś krzyczała ale niewiele słyszałem.
-A jak wyglądała?
-Jak trup. Stary, ona nie jadła nic od kilku dni. Ma sińce pod oczami, jest wychudzona, zmęczona i w ogóle ją chyba bili, bo jest cała posiniaczona. Ale charakterek ma gdzieś ilość sił i dalej rzuca ciętymi ripostami - zaśmiał się na wspomnienie ale po chwili złapał za klatkę piersiową.
-Gdzie jest?
-Nie wiem. Znajdź Chrisa i go, kurwa zabij. Sam bym to zrobił ale jak widzisz nie jestem w nastroju - po raz kolejny się zaśmiał i zwiną z bólu.
Skoro jeszcze się śmieje to nic mu nie jest. A żebra? Za tydzień znów będzie skakał po meblach jak małpa.
-Skip. Zabierzcie go z Demi do auta. Idę po Vicky.
-Ale Beau... - zaczęła dziewczyna.
-Raczej bratu wybaczy - puściłem jej oko i już miałem wyjść kiedy zatrzymał mnie głos mojego bliźniaka.
-Luke?
-Tak? - odwróciłem się.
-One Cię kocha. Nie zmarnuj tego.
Uśmiechnąłem się i wybiegłem z pokoju. Podążałem w górę schodów kiedy natknąłem się na zdziwionego Jamesa, jednak zignorowałem i wyminąłem go szukając wejścia na kolejne piętro. Kiedy je znalazłem usłyszałem ciche " Czysto" a następnie Tori wraz z moim przyjacielem udali się za mną. Mój starszy brat razem z Crawford'em wpadli do jednego z pokoi z uniesionymi spluwami. Usłyszeliśmy pisk Caroline a następnie strzał.  Zza dwu kolejnych drzwi wypadli Chris i ich ojciec. Wycelowałem w bruneta, mojego kiedyśniejszego kumpla i zacząłem cofać się do zamkniętych pomieszczeń. Doncasto i Yammouni nie spuszczali mężczyzn z oczy i śledzili każdy ich ruch. Wyważyłem drewnianą powłokę po mojej lewej stronie opuszczając broń. Jednak było tam pusto. Odwróciłem się zmierzając w przeciwną stronę. Kiedy wyszedłem na korytarz Christopher się zaśmiał.
-Szukasz jej? Nawet ja Ci się uda to niewiele zrobisz - parskną.
Fuknąłem w jego stronę jak dziecko i w uderzyłem barkiem w kolejne drzwi. Wypadły z zawiasów upadając na ziemię z takim hukiem, że umarłego by zapewne obudziły. Jednak nieruchome ciało spoczywało na łóżku jakby nie miało świadomości. Blokując broń wsunąłem ją za pasek za plecami. Podszedłem do łóżka obok, którego od razu kucnąłem. Była taka jak ją opisywał Jai. Wychudzona, zmęczona i posiniaczona. Spała niespokojnie przykryta kocem i zwinięta w kłębek. Jeden z niesfornych kosmyków jej blond włosów, których kolor zmatowiał, przed nieodżywianie się, upadł na nos. Wsunąłem go z powrotem za ucho i pogładziłem zapadnięty policzek. Poruszyła się ale nie obudziła.
Chciałem wziąć ją na ręce aby zanieść w bezpieczne miejsce jednak skrawek materiału zsunął się odkrywając nagie ramię. Ściągnąłem z siebie bluzę i otuliłem dziewczynę następnie podnosząc ją. Rzeczywiście była lżejsza. Zniosłem Vicky ze schodów na parter gdzie odbywała się strzelanina a pociski przelatywały tuż obok twarzy. Pod moimi nogami znalazła się Caroline łapiąc mnie za kostkę. Z trudem strząsnąłem niepożądane ręce starając się nie upuścić blondynki. Wstała i wycelowała we mnie a następnie w drobne ciało spoczywające w moich ramionach.
-Po co Ci ona? Nie dość już ją skrzywdziliście?
-Zemsta, skarbie. Chris wpakuje w Crawford'a cały magazynek tak jak on zrobił to naszej mamie. Wiesz jak zajebiście trudno żyje się bez jednego z rodziców? Gdzie drugie ma średnią a wręcz nijaką wiedzę o wychowaniu?
-Wiem - przypomniałem sobie wszystkie sytuację w których mama nie dawała z nami rady. Jak na przykład kiedy się dowiedziała, że mamy gang. - Jak miałem trzy lata, ojciec nasz zostawił.
Nagle brunetka puściła broń i wpiła się w moja usta nie zwracając uwagi na nieprzytomną Vicky. Czyjaś ręka zjechała po moich plecach w dół, do linii bokserek gdzie ukryty był mój pistolet. Nie odwzajemniłem pocałunku tylko odsunąłem się skonsternowany. Norson zdziwiła się a następnie głęboko nabrała powietrza jakby przygotowywała się do skoku do wody podczas gdy jej oczy podwoiły swoje rozmiary. Trzymała się za brzuch. Kiedy odsunęła dłonie, które były całe we krwi zobaczyłem powiększającą się plamę czerwieni na jej szarej koszulce. Broń upadła z trzaskiem na ziemię.
-Nigdy nie całuj mojego chłopaka, szmato! - te słowa był jedynymi jakie wykrzyczała zanim ponownie straciła przytomność.
-Zemsta się dokona, skarbie - warknęła z satysfakcją Carly a następnie zaczęła się krztusić własną krwią.
Usłyszałem strzał i zduszony oddech świadczący o trafieniu. Pomyślałem tylko o jednej osobie. Victor.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać ale no cóż... szkoła. Spalmy je! Nie no dobra bez przesady, bo nie widywałabym mojego crusha <3 Tak, blogowe noł lajfy też mają crushe :p A więc *otwiera szafę* do rzeczy. Nie no sorki ale po (przepisaniu) rozdziału mam zarąbisty humorek. Jak mi się na lekcjach nudzi to piszę rozdziały ;) A więc, jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału z wiadomej przyczyny : Lukey aka hero :3
Przemyślałam jeszcze raz wszystko od A do Ż i ogółem rozdziałów będzie 35. Żeby taka śliczniutka liczba :D Niedługo na tym blogu pojawi się prawdopodobnie szablon i zwiastun. Wiem, jestem blondynką (gwoli ścisłości to jestem), że kończę bloga i dopiero zamawiam szablon itp. ale chcę żeby coś tu zostało ładnego. Oprócz moich wypocin, które są... do zniesienia. I teraz coś na co wszyscy czekają :
TAK, BĘDZIE DRUGA CZĘŚĆ PERIL!!!!!!
Jak tylko skończę pierwszą część założę bloga na kolejną albo coś wymyślę i będzie tu ale nie razem z Peril ;) JA ZAWSZE MAM PLAN!
Kocham was i dziękuje za 24 000 wyświetleń. Żebyście wiedzieli jak ja się jaram! Serio! Dziewczynom w szkole żyć nie daję!
Dziś wyjątkowo informuję was oddzielnie, bo jestem w stajni 😉
ILY ALL :*

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 31

~VICKY'S POV~
-Vicky - cichy szept połaskotał mnie w ucho.
Poruszyłam ramionami i zachichotałam mocniej wtulając się w ciepłe ciało obok mnie. 
-Luke daj mi spać - odparłam.
-Chciałbym być na jego miejscu - odpowiedział mi czyjś głos.
Otworzyłam oczy ale od razu je zamknęłam ze względu na rażące mnie światło. Ponowiłam czynność i uśmiechnęłam się widząc brązowe tęczówki. Jednak po chwili dotarło do mnie, że to nie jest ta osoba o której myślałam.
-Jai? - szepnęłam.
-Tak. Nic Ci nie jest?
-Wszytko w porządku - skłamałam czując ssanie w żołądku. - A co z Tobą?
-Bolą mnie żebra - wyznał. - Chris nieźle mnie skopał.
-Chris? On tam był?
-Tak. Złapali mnie i wrzucili do jakiegoś auta a potem kiedy już po kilku godzinach się obudziłem on zaczął mnie bić, straciłem przytomność i obudziłem się tu z Tobą przytuloną do swojego boku - zaśmiał się a ja zawtórowałam mu.
Jednak przestał łapiąc za klatkę piersiową a ja miałam już pewność, że przynajmniej jedno żebro ma złamane. 
-Będzie dobrze. Chłopaki nas znajdą.
-Wiesz... nie wierzę w to. Wiem, że to już koniec. W końcu Carly wypełni swoją obietnicę.
-Co? Jaką obietnicę.
-Jai... ja... Ja nie jestem tym kim myślisz. Byłam wtyczką a Victor Crawford jest moim starszym bratem.
-Wiem - przerwał mi. - Wiemy wszystko.
Westchnęłam zrezygnowana a po chwili potok łez odebrał mi możliwość widzenia. Z bólem oparł się o ścianę i przyciągną mnie do siebie. Wtuliłam się w niego bezwiednie i wycierałam oczy w jego koszulkę.
-Przepraszam Jai. Powinnam była ci powiedzieć. Jesteś moim przyjacielem a ja Cię oszukałam. Luke pewnie mnie teraz nienawidzi a ja... - nie dane mi było skończyć.
-Ćś... - uspokajał mnie.
Objął ramieniem pocierając pocieszająco ramię. Po jakimś czasie zamek w drzwiach zaskrzypiał a następnie w nich pokazała się Caroline. 
-Och jak słodko. Myślałam, że to Luke'a podpuszczasz ale widzę, że tym razem lecisz na dwa fronty - zakpiła. - Wstawaj.
-Nie mogę - warknęłam. - Przez ostatnie cztery albo pięć dni nic nie jadłam. Nie mam siły.
-Och to ci pomogę - pociągnęła mnie za ramię i podniosła. Jai chciał wstać ale dziewczyna zdzieliła go szpilką a on zaczął zwijać się na podłodze. - No rusz się. Ktoś na Ciebie czeka.
Wypchnęła mnie z pokoju a ja spojrzałam ostatni raz na bruneta. Kiwną głową i posłał mi pocieszający uśmiech ale wiedziałam, że cierpi. Po przerzuceniu mnie przez schody weszłyśmy do holu. Był jasno oświetlony ale światło nie oślepiało jak to na dole. Carly prowadziła mnie przez korytarz. Mijając kuchnię natknęłam się na pożądliwy wzrok Chrisa. To było obrzydliwe. Patrzył na mnie jak tamtej nocy kiedy mnie zgwałcił. Mimo wszystko dziękowałam Bogu, że to jego siostra mną prowadziła. Puścił mi oczko i oblizał wargę. Na jego twarzy było widać trochę siniaków więc Jai zapewne nie został mu dłużny kiedy Norson łamał mu żebra. Odwróciłam zdegustowana wzrok i wlepiłam go w podłogę. Zostałam wepchnięta do salonu. Na fotelu siedział mężczyzna koło czterdziestki i popijał whisky z lodem z filigranowej szklaneczki przeznaczonej do tego typu alkoholów. Nogi miał oparte o stolik do kawy. 
-O! Caroline! Moja droga! Dziękuję - uśmiechnął się. Dziewczyna burknęła coś pod nosem i wyszła. Nie wiedziałam jakim sposobem jeszcze stałam. - Victoria. Jak miło Cię widzieć - uśmiechnął się radośnie.
-Zakładam, że powinnam pana znać? - parsknęłam nie kontrolowanie.
-Pyskata. Jak braciszek.
-Tak, większość cech mam po nim.
-Usiądź, proszę - szklanką wskazał kanapę.
-Dziękuję. Postoję - warknęłam, mimo, iż była zrobiona z okropnego materiału i miała obrzydliwy kolor w tamtym momencie wydawała się zachęcająca. - Dlaczego tu jestem? Czego mnie pan porwał?
-Porwał? - zaśmiał się. - No tak to wyglądało po części ale... nie to było porwanie. Przepraszam za moje... ich maniery ale jakoś musiałem się z Tobą zobaczyć... córeczko.
~LUKE'S POV~
Minęły trzy dni. James mniej więcej ustalił lokalizację. A mój starszy brat wymyślił plan  Usłyszałem pukanie do drzwi piwnicy, więc pozwoliłem komuś wejść. Skończyłem pakowanie sprzętu, o którego prosił Beau. Odwróciłem się i ujrzałem... Victora Crawforda.
-Co tu robisz? - rzuciłem zapinając jedna z toreb.
-Nie domyślasz się? A Vicky tak chwaliła twoją rzekomą inteligencję - odparł a na dźwięk imienia ukochanej dziewczyny przeszły mnie ciarki. - Jestem tu, bo z tego co zrozumiałem z rozmowy z moją dziewczyną chcesz uratować moją siostrę.
-Tak jak i mojego brata - dokończyłem.
Zarzuciłem plecak na plecy i złapałem po dwie torby w rękę. Blondyn zatrzymał mnie i odebrał dwa pakunki ode mnie.
-Nie znam twojego brata za dobrze, tylko tyle co z akt ale wiem, że Vicky nie jest Ci obojętna. Ale jest też moją siostrą, a jej nie daję tknąć. Miałeś kurwa szczęście - zaśmiał się. - Powiedz mi szczerze co do niej czujesz a może jeszcze kiedyś pozwolę Ci na nią co najmniej spojrzeć - posłał mi perskie oko.
-Szczerze? Tak jak już i tak jestem krok nad grobem... to ją kocham. Jak się okazuje nie znam jej i nie wiem czy cokolwiek z tego co kiedykolwiek mi powiedziała lub zrobiła w stosunku do mnie był prawdziwe ale moje uczucia tak. Zrobię wszystko żeby tylko ją uratować. 
Crawford potarł kciukiem wargę w zamyśleniu.
-Jak dla mnie dalej zostajesz dzikim gangsterem, który bzyka wszystkie laski w okolicy ale nie ważne. Jeżeli jak widać jesteś w stanie dla mojej siostry poświęcić życie to... nie mam wyboru i muszę Ci uwierzyć. 
Wewnętrznie odetchnąłem z ulgą jednak moje ciało pozostawało stałe i przyglądałem się dalszym poczynaniom Victora. Już miałem coś odpyskować jednak on mnie wyprzedził.
-Jeżeli wszyscy wyjdziemy z tego cało, uratujemy im życie nie tracąc własnego i Victoria będzie chciała z Tobą być i będzie do Ciebie czuła to co wcześniej i nie mówię tu o odrazie jaką czuję ja, bo jesteście naszymi celami, chociaż gdyby nie to, to możliwe, że moglibyśmy się zaprzyjaźnić, pozwolę jej na to. Ale musisz wiedzieć, że jeżeli coś spieprzysz to wtedy nawet ona Ci nie pomoże - poklepał mnie przyjaźnie po plecach a ja uśmiechnąłem się.
-Stary. Spoko. Damy radę. Nie żartowałem z tym ostatnim ale będzie dobrze. Ona naprawdę Cię lubi - rzucił i wyszedł zabierając trzy torby.
To dodało mi skrzydeł. Miałem tak naprawdę zdefiniowane źródło jej uczuć. Przecież brata by nie oszukała. Byłem tak szczęśliwy, że miałem ochotę skakać po ścianach. Ogarnąłem się i wyszedłem z piwnicy zamykając drzwi. Kiedy zobaczyłem jak Beau szczerze uśmiecha się do Crawforda poczułem dziwny ucisk w żołądku. Przecież byli wrogami. A teraz się do siebie szczerzą. Jak wiele może zmienić ratowanie ukochanych osób, które przebywają w jednym miejscu.
-Chwile! Wiemy dokładnie gdzie oni się ukrywają? - krzyknąłem zamykając na klucz drzwi do domu z którego wszyscy uprzednio wyszli.
-Nie. Są cztery domy do sprawdzenia - wyjaśnił James.
-Skąd wiemy w którym się ukrywają. Przecież nie możemy od tak sobie wpaść do czyjegoś domu. A jeśli okaże się, że pomyliliśmy budynki to co? Powiemy "Przepraszamy szukamy grupy przestępców wymachujących bronią i dwójki prawdopodobnie martwych już nastolatków. Blondynka i brunet. Widzieli ich państwo? A w tym białym domu po lewej? Dziękujemy! Miłego dnia! Przepraszamy za napaść" - przedrzeźniałem rozmowę.
Wszyscy patrzyli na mnie w osłupieniu.
-No co? Mam rację. Jak nigdy.
-No masz - przyznała Demi. - Beau... Co robimy?
-Znasz kogoś kogo oni nie znają? Albo znają słabo? - spytał mnie brat.
Po dłuższym przemyśleniu odparłem - Ashley.
-Dzwoń po nią. Będzie naszą wtyką. Grzecznie pójdzie zapuka, powie, że jest skądś tam i będzie chciała się rozejrzeć po domu. A jeżeli będą tam oni da nam znak.
-Głupi jesteś? A jeżeli jej nie wpuszczą? - zaciekawiłem się.
-To będziemy wiedzieli w którym domu są - wyjaśniła Demi.
Nie byłem w stu procentach do tego przekonany ale to był jedyny jak dotąd plan. Wsiadłem razem z braćmi do samochodu i ruszyliśmy. Za nami podążał Victor ze swoją dziewczyną w czarnym Renault Captur. Zadzwoniłem do Morgan i poprosiłem ją o pomoc. Włączyłem głośnomówiący
-Co będę z tego miała? - prychnęła.
-A co chcesz?
-Czarne Camaro, tysiąc dolarów i jedną noc z Tobą.
-Czarne Camaro i dwa tysiące - odparłem.
-Nie. W cenie musi być noc z Tobą.
Byłem w kropce. Nie mogłem. Nie chciałem. Jeżeli już miałbym to z kimś robić to tylko z Vicky. Boże! Brzmię jak napalony piętnastolatek.
~VICKY'S POV~
-To jakiś żart, tak? Gdzie są ukryte kamery? Zaraz wyskoczy prowadzący jakiegoś dennego show i oznajmi mi, że zostałam wkręcona?! - tak krzyczały moje myśli.
-Pan żartuje? - odparłam na głos.
-Nie. Jak miałaś dziesięć lat wyjechałem do Londynu. Do głównej siedziby zarządu... gangów. Musiałem. Nie chciałem Cię zostawiać. Ale wiedziałem, że Vic się Tobą zaopiekuje.
-Tak? W takim razie co się stało z moją matką? 
-Wyjechała razem ze mną.
-To gdzie jest teraz?
-Nadal w Londynie.
-Nie wierzę Ci - pozwoliłam sobie przejść na Ty. - Udowodnij.
-Dobrze. Na lewym nadgarstku masz znamię w kształcie małej gwiazdy. Kiedyś się chyba wywaliłaś. OD tamtej pory razem z Patty nazywaliśmy Cię Gwiazdką.
-Nieprawda. Nikt mnie nigdy tak nie nazywał.
-To pokaż rękę.
-Tego można się dowiedzieć od każdego. Od Caroline, od Chrisa. Każdego.
-Jak się denerwujesz żyły Ci się zapadają i dlatego kiedy trzeba było pobrać Ci krew a robiłaś się niespokojna lekarze wkuwali Ci się w żyły na kostkach. Grupę krwi masz zero minus - odparł beznamiętnie.
To akurat było prawdą. Ale wystarczy włamać się do szpitalnych akt żeby się o tym dowiedzieć. Sama tak robiłam. 
-Nie jesteś moim ojcem. Mój ojciec nie żyje.
-W takim razie co tu robię? - mruknął.
-Udajesz mojego tatę. Gdybyś nim był wiedziałbyś, że Christopher zgwałcił mnie dwa lata temu. Jeżeli byś nim był nie pozwoliłbyś mu na to aby przebywał w tym samym domu co ja - krzyczałam powstrzymując łzy.
Nie odezwał się. Wyglądał na lekko zaszokowanego jednak po chwili kiedy patrzył jak dyszę pełna wściekłości i adrenaliny uśmiechnął się cwanie.
-Caroline i Christopher mówili, że jesteś przebiegła ale zapewniali, że jesteś także naiwna.
-Nie nabrała się? - rzucił Chris wchodząc do salonu.
-Nie. Nie wspominałeś o jej inteligencji. 
-Wtedy nie była inteligentna. Ale za to dobra w łóżku.
Dostałam odruchu wymiotnego i zapewne gdybym miała coś w żołądku wylądowałoby to na podłodze. Ja przez tamtą noc miałam zespół pourazowy czy jakoś tak a jemu to się podobało.
-Jeżeli nie jesteś moim ojcem to po co mnie tu ściągnęliście? I po co wam Jai?
-Ten gówniarz? Napatoczył się. Przynajmniej miałem trochę rozrywki. A Ciebie porwaliśmy skarbie, bo zemsta musi być słodka - podszedł do mnie, odsłonił obojczyk i cmoknął w to miejsce.
Wzdrygnęłam się kiedy przechodził do szyi i linii szczęki. Odsunęłam się.
-W jakim sensie? Jaka zemsta?
-No powiedz szczerze. Jeżeli miałabyś możliwość zabicia kogoś kto zabrał Ci najważniejszą osobę w życiu skorzystałabyś?
-Zapewne. Ale co ja mam z tym wspólnego. Nikogo - jeszcze - nie zabiłam.
-Ty nie. Ale najwidoczniej twój braciszek Ci się nie chwalił, że z zimną krwią wpakował pół magazynku w naszą matkę - burknęła Carly, która znikąd pojawiła się w salonie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Już się tłumaczę. Trzy razy został mi odcięty dopływ prądu. TRZY RAZY! Szlak by trafił brytyjskie elektrownie! A teraz do rzeczy. Wiem, że trochę czekaliście na ten rozdział, więc postarałam się aby był naprawdę warty. Jak się wam podoba? Trochę was zaskoczyłam? Czekam na opinię.
Dziękuję tajemniczemu bądź tajemniczej ~ K.R. Dzięki tobie nie spałam w nocy (na chwilę mi prąd włączyli), bo cieszyłam się jak mały piesek pchłami. Lubię pisać ale nigdy nie myślałam aby tym się zajmować w przyszłości ;)
Ale oczywiście też dziękuje wam wszystkim <3
Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę ale zostały jeszcze tylko dwa rozdziały do końca Peril.
I.... TAK BĘDZIE DRUGA CZĘŚĆ!!!
Wygląd (tego) bloga niedługo się zmieni i wiem, że po czasie, bo koniec bloga a ja dopiero do szbloniarni wpadłam ale nie mogłam znaleźć odpowiedniej. A więc... czekajcie na kolejny rozdział, który powinien pojawić się koło niedzieli.
PROSZĘ JESZCZE RAZ PISZCIE JAK ZMIENIACIE USERY NA TT. DZIŚ POSIEDZIAŁAM I POSZUKAŁAM ALE NASTĘPNYM RAZEM NIE WIEM CZY BĘDZIE SENS, BO I TAK NIE ZA BARDZO KOMENTUJECIE!
Jeszcze raz wielkie dzięki. Dzięki wam czuję się... doceniona. Co nie często mi się zdarza ;)
LUV YA ALL <3