środa, 26 lutego 2014

Rozdział 18

BARDZO PROSZĘ PRZECZYTAĆ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM! TO MEEEGA WAŻNE!

"Wiem, że to dziecinne. Hm... pisząc to czuję się jakbym znów miał siedem lat. Ale... czuję coś do ciebie. Czuję, że chcę być twoim przyjacielem. Ale nie tylko. I może zrobię z siebie idiotę ale...
     Lubisz mnie? Nie myślę o zwykłym lubieniu tylko... jakby to nazwać... Czy ty mnie lubisz-lubisz? Znaczy... inaczej... bardzo mi na tobie zależy, nie mam pojęcia dlaczego. Czy tobie zależy też na mnie?
Wiem, że powinienem gadać z tobą o tym osobiście ale jestem tchórzem. Po prostu napisz mi SMSa z odpowiedzią. Tyle wystarczy.
Luke"
Poczułam, że się rumienie. Czy on mi właśnie wyznawał miłość? No może nie miłość ale zauroczenie. Czyli oboje jesteśmy w kropce. Bo chyba ja też coś do niego czułam.
Musiałam ukryć tę kartkę, bo nie miałam zamiaru jej wyrzucać. Zdecydowałam, że najbezpieczniejszym miejscem będzie mój zeszyt. Nikt oprócz jednego wyjątku, Luke'a, tam nie zaglądał. Porozmawiam z nim o tym osobiście. Kiedy tylko wrócę z tego przeklętego Adelaide. Ale to już po wyścigu. Vic obiecał, że tuż po mojej oczywistej wygranej razem z Tori przesiadamy się i wracamy do Melb. To miasto miało swój urok. Chyba się w nim zakochałam.
~☆~
Usłyszałam huk i przestraszona spadłam z łóżka. Powlokłam się do miejsca z którego wydobywał się hałas. Okazało się, że to mój brat wymieniał jakieś części. No tak zapomniałam, że mój pokój znajdował się obok warsztatu.
-Hej siostrzyczko. Nie śpisz?
-Nie, jakiś głupek mnie obudził. I ty wiesz co? Stoi właśnie przede mną - zażartowałam.
-Też cię kocham. Sprawdzam twoje autko na dziś. A cały dzień będziesz uczyła się od Tori sztuczek szpiegowskich.
-Brzmi interesująco.
Przebrałam się w ciuchy Doncasto i zrobiłam przegląd auta. Byłam prze szczęśliwa. Vic specjalnie dla mnie wymienił silnik, hamulce i olej. Wszystko była wręcz perfekcyjne.
Tak jak było zapowiedziane Victoria uczyła mnie szpiegostwa. Dowiedziałam się jak być niewidzialną, chociaż to miałam dopracowane do perfekcji. Dziewczyna pokazała mi również jak schodzić na lince asekuracyjnej na przykład po pionowych ścianach, jak chować różne gadżety i co najważniejsze jak się kamuflować. Nie zauważyłam kiedy miną cały dzień.
Siedziałam w warsztacie i po raz trzeci czyściłam i układałam klucze. Nudziło mi się jak diabli. Bez Luke'a, Jai'a i Demi było mi nudno. Koło mnie stanęła Tori.
-Hej, Vicky. Po co sprzątasz? Jutro rano znów tu będzie bałagan.
-Wiem ale nie mam co ze sobą zrobić.
-No to przebieraj się i jedziemy na trening.
-Co? Jaki trening?
-Vic ci nie powiedział? Kiedyś łeb mu urwę. Zostały zmienione szczegóły wyścigu. Jedziesz na motocyklu. A, że dawno nie jeździłaś pomyślałam, że możemy poćwiczyć.
-Jasne. Daj mi pięć... dziesięć minut.
-Masz trzy.
-To potrzebuję tylko trzech - zaśmiałam się i pobiegłam do pokoju.
Ubrałam skórzane spodnie i kurtkę, które był przeznaczone specjalnie do jazdy. Chwyciłam kask i zbiegając ze schodów splątywałam włosy w warkocz. Zameldowałam się u szatynki a po chwili dostałam kluczyki. Motocykl był czarny i smukły. Przejechałam opuszkami palców po siedzeniu i rozkoszowałam się dotykiem skóry.
-A ty co? Jedziesz czy zostajemy żebyś macała motory? - parsknęła zapinając kask.
-Już idę - wsiadłam na maszynę, wsunęłam rękawice na dłonie i obudziłam cacko.
Silnik przyjemnie mruczał wywołując ciarki na moim ciele. Tęskniłam za tym. Podniosłam nóżkę i przy gazowałam. Chwilę później wyjechałam na pustą drogę. W uszach świszczało mi od pędu, chociaż tak właściwie nie jechałam szybko. Po drodze każda mijana latarnia wydawała się jednie rozmazaną żółtą kreską jednak dawała niesamowity efekt. Kochałam ten pęd i adrenalinę na prawie każdym zakręcie. Podążałam za Victorią. Nie wiedziałam gdzie mnie prowadzi. Po piętnastominutowej przejażdżce dziewczyna zjechała z głównej drogi. Zajechałyśmy pod gigantyczny hangar. Doncasto zeszłą z maszyny, zdjęła kask i ruszyła w stronę budynku. Zawtórowałam jej.
-Co my tu robimy?
-Po wyścigu masz tu przyjechać. Od razu. Policja wie o wszystkim, więc jak tylko wygrasz musisz skierować się od razu w to miejsce. Dostaniesz GPS. Prawdopodobnie odpuszczą sobie ciebie. Mam kumpla z domu dziecka, który jest w patrolu. Poprowadzi ich za resztą. Stąd helikopter przetransportuje nas pod Melbourne. Tam będzie czekał Tyler. Koniec. Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
Pokręciłam głową. I tak miałam już natłok informacji. Wróciłyśmy do bazy. Dziś na szczęście nie musiałam wyglądać... tak jak wyglądałam ostatnio. Wsadziłam telefon do stanika, bo tam jest najbezpieczniejszy.
-Vicky?! Gotowa?! - usłyszałam Tori.
-Tak, tak! Już idę - odkrzyknęłam zarzucając plecak na plecy.
Poczułam wibracje telefonu. Wyciągnęłam go i odblokowałam.

Nie miałam czasu żeby odpisać. Schowałam telefon i zbiegłam do brunetki. Rzuciła we mnie kluczykami i czekała aż zapnę kask i włożę rękawice. Ruszyłyśmy. Wyścig miał się zacząć punkt 10:30. Byłyśmy chwilę przed tym czasem. Niejaki Ashton Craig oznajmił nam, że mamy być ostrożni, ponieważ wszystkie patrole będą nas ścigać. Ustawiliśmy się na linii startu. Trasa była dosyć długa oraz miała wiele ostrych zakrętów. Ogólnie w wyścigu brało udział około dwudziestu pięciu uczestników. Na środku stanęła wysoka, tleniona blondynka. Miała na sobie szorty i bardzo obciskający top. No nie! Ja też chcę takie ciało. A nie moje okropne uda. Jak Luke'owi i Jai'owi mogę się podobać. Chyba gustu nie mają. Z moich przemyśleń wyrwał mnie warkot motocykla obok, który... ruszył. Zauważyłam, że wyścig się zaczął a ja stoję w miejscu. Od razu przy gazowałam aby dogonić konkurencje. A Vic powtarzał żebym nie myślała jaka to ja "niby" jestem brzydka i gruba, bo to mnie do grobu wpędzi. Miał rację. Wyprzedziłam koło pięciu osób. Więcej nie dałam rady, bo akurat był zakręt. Kiedy go minęliśmy wyprzedziłam kolejny dziesięć osób. Byłam zdeterminowana. Kiedy zostały przede mną tylko dwa motocykle postanowiłam przyjrzeć się im uważniej. Jeden z nich, biały Yamaha r1 a drugi czarny : Aprila rsv 4. Prześlizgnęłam się między nimi i już w połowie drogi do mety byłam na prowadzeniu. Nagle przed oczami mignął mi różowy Ducati 848. To jakaś lalunia poziomu Amy z tamtego wyścigu. Ale dobra była. Kiedy został nam niecały kilometr do końca usłyszeliśmy policyjne syreny. Dziewczyna przyspieszyła tym samym wyprzedzając mnie. Nie pozostałam jej dłużna. Szłyśmy łeb w łeb ale kiedy zajechała mi drogę i o mały włos nie wywaliłam się, wkurzyła mnie. Wyprzedziłam ją i mocno pociągnęłam za gaz. Ona została daleko w tyle a ja miałam problem z maszyną. Uspokoiłam siebie a następnie moje maleństwo. Policja siedziała nam na ogonie więc przyspieszyłam. Minęłam linię mety. Zsiadłam z maszyny i podeszłam do Ashtona. Wiedział, że jestem siostrą Victora.
-A ty co to jeszcze robisz? Spadaj stąd - darł się, próbując przekrzyczeć syreny.
-Wiesz o wszystkim?
-Tak. Tu masz nawigację. Trzymaj się i pozdrów Vic'a - podał mi małe urządzonko po czym wsiadł do swojego auta i odjechał.
Bez zastanowienia włączyłam GPS, wsiadając na niezgaszony motocykl. Jechałam według poleceń. Po kilku minutach usłyszałam syrenę policyjną.
- O cholera! Gonią mnie! - krzyknęłam sama do siebie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No siemka! Jak tam u was? Chciałabym po RAZ KOLEJNY wytłumaczyć anonimkom (bo tylko oni/one zwracają mi uwagę) moje spóźnienia. Napisałam już nie jedną taką notatkę i macie także informacje po prawej stronie w zakładce "Dirty News". Czasami nie mam jak dodawać rozdziałów. Proszę. Zrozumcie. Z góry dziękuję i przepraszam.
Z tego rozdziału nie jestem za bardzo zadowolona. Byłam strasznie zdołowana pisząc go więc jeżeli coś jest nie tak to przepraszam. Dziękuję za wszystkie motywujące komentarze, pytania na asku (kiedy rozdział?) i wszystkich waszych opinii, które dostaję na tt. Naprawdę nie wiecie jak to pomaga. Następny rozdział na 10000000000000% będzie w sobotę. Znaczy... zawsze w soboty dodaję. To ze środami są czasem problemy. Ale to wina szkoły ;)
Zauważyłam, że jest coraz mniej komentarzy. Nie podoba wam się? Proszę abyście pisali jak widzicie jakieś błędy, albo sytuacje w FF, które wam się nie podobają. Jakby coś wytłumaczę. Najlepiej jakbyście pisali je u mnie na asku albo na tt.
Kocham, ściskam i całuję :*
Vicky Brooks <3


sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 17

-Żartujesz? - wyszłam do kuchni.
-Nie. Zadzwoń do Tylera. Przyjedzie po ciebie a potem dostaniesz samochód i GPS. Jeszcze dziś tu przyjedziesz.
-Prima aprilis jest w kwietniu. A jest styczeń.
-Vicky. Ja nie żartuję, naprawdę. Jesteś tu potrzebna.
-Silnik może naprawić każda inna osoba.
-Tu nie chodzi o naprawę czegokolwiek. Musisz tu przyjechać. Jest pewien bardzo ważny wyścig.
-O nie, nie pojadę tylko z powodu wyścigu.
-Czy ty... ? Czy ty się do nich przywiązałaś?
-Powaliło cię? - prychnęłam. - To po prostu będzie dziwne.
-Nie będę wnikać. Po prostu tylko ty możesz tu kogoś pokonać. Da nam to duży dostęp do broni, aut i podniesiesz nam opinię.
-Vic, mam to gdzieś. Jestem zmęczona. Nic mi się nie chce.
-Victoria. Ja nie pytam. Ja stwierdzam fakt. Masz przyjechać.
-Wiesz jak bardzo skupiłam się na tym co robię tu. Wiesz, jak nienawidzę takich akcji. Jeszcze tamto ci daruje. Ale teraz jestem wkurzona i to na maksa - mówiłam groźnym tonem.
-Wiem ale... - zaczął ale mu przerwałam.
-Masz zajebiste szczęście, że jesteś moim bratem - warknęłam i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się.
Wróciłam do salonu i zła rzuciłam na podłogę. Wybrałam numer Tylera i poprosiłam aby była po mnie jak najszybciej może. Byłam zła. Nie. Byłam mega wściekła. Jak jeszcze nigdy. Chwilę później koło mnie pojawił się Jai.
-Coś się stało?
-Czego tak sądzisz?
-Bo jesteś nad wyraz śliczna - zaśmiał się. - Nie no policzki masz czerwone jak krew i zgrzytasz zębami tak głośno... A po za tym przygryzasz wargę i jak sądzę policzki od środka?
Zdałam sobie sprawę, że to właśnie robiłam.
-Po za tym cała się trzęsiesz - dodał Luke z kanapy.
-A kolor oczu mi się nie zmienił? - wstałam i przysunęłam się do niego tak blisko, że na bank miał kłopoty z oddychaniem.
-Tak. Ale nie musisz mi wkładać nosa do oczu - pstryknął mnie w nos.
-Co jest? Mi możesz powiedzieć.
-Właśnie w tym problem, że nie - dostałam sms od Tylera. - Muszę już iść. Veronica zadzwoniła, że muszę jechać do Adelaide. Przepraszam.
Wstałam i wbiegłam po schodach do pokoju bliźniaków. Zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia. Siadłam na podłodze i zawiązywałam trampki.
-A już miałem nadzieję, że pomożesz nam w organizowaniu urodzin naszej mamy - westchną zrezygnowany Jai.
-Przykro mi. Bardzo bym chciała ale muszę jechać.
-No jest jedno pocieszenie. A nawet dwa. Masz nasze numery i niedługo wracasz - zaśmiał się starszy brat.
-Tak. Pozdrówcie ode mnie Beau, wyściskajcie waszą mamę i przekażcie życzenia ode mnie.
Wstałam zarzuciłam plecak na plecy a bluzę zawiązałam w pasie. Podeszłam do Jai'a  i mocno wyściskałam.
-Proszę. Nie jedź.
-Muszę.
-Ale wróć. Kto mi będzie robił tosty do łóżka? Albo takie spaghetti?
-Aż tak ci smakowało? - zdziwiłam się ale on przytaknął. - To jak wrócę zrobię podwójną porcję specjalnie dla ciebie.
Ucieszył się jak dziecko. Nadeszła kolej Luke'a. Zamknął mnie w stalowym uścisku ramion. Kiedy byłam tyłem do jego bliźniaka wsuną mi kawałek papieru za szorty. Cmoknęłam go w policzek.
-Chyba nie tak powinnaś mnie całować? - mruknął cicho i seksownie zagryzł wargę.
Poczułam, że się czerwienie. Pożegnałam się jeszcze raz z chłopakami i wyszłam z ich domu. Przeszłam na swój podjazd gdzie czekał Tyler. Wsiadłam do auta i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
-Hej Ty - przywitałam się.
-Hej, jak tam? - ruszył.
-A nic nowego. Właśnie dowiedziałam się, że muszę jechać do Adelaide.
-Nie martw się. Tu rzadko łapią. A siedemnastolatka za kółkiem to nic strasznego.
-Nie ja nie o tym. Tylko dowiedziałam się przed chwilą, dosłownie.
-Przeżyjesz.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. W warsztacie przesiadłam się do mojego Astona i dostałam nawigację. Jones przekazał mi, że cel jest już wprowadzony. Wcisnęłam gaz i wyjechałam z podjazdu. Droga zajęła mi ponad siedem godzin. Na miejscu byłam w pół do jedenastej. Wjechałam do wielkiego hangaru. Kiedy tylko zobaczyłam mojego brata rzuciłam w niego morderczym spojrzeniem. Ale po chwili mordu rzuciłam się mu na szyję. W końcu nie widziałam go prawie tydzień.
-Tęskniłam. Nienawidzę cię. Ale tęskniłam.
-Wiem. Przepraszam. Jutro wieczorem jedziesz.
-To nie mogłam jutro po szkole przyjechać?
-Nie. Już mamy dla ciebie zajęcie - zaśmiał się stawiając mnie na podłogę.
-A ze mną się przywitasz? - Tori stała przede mną z otwartymi ramionami.
-Oczywiście, że tak - wyściskałam ją.
Później zaprowadzili mnie do pokoju gdzie miałam spać. Nic specjalnego ale było łóżko. To wystarczyło. Wzięłam szybko prysznic i położyłam się do łóżka. Po jakimś czasie przyszedł Vic. Siadł koło mnie i przeczesywał moje włosy.
-Coś się stało?
-Nie. Tak. Nie wiem. Martwię się. Nie chcę żeby... - zaciął się.
-Nic się nie stanie.
-Ostatnio też tak mówiłaś.
-Wiem. Ale teraz jestem bezpieczna. Oni się o mnie troszczą.
-Aż dziwne. Ale pamiętaj. Nie... nie angażuj się. Nie chcę żebyś się rozczarowała.
-Spokojnie. Nie mam jakoś teraz skłonności do... hm... związków? Nie. Kończymy to i ja jadę do Londynu.
-Taka była umowa. A ja zawsze dotrzymuję słowa. Dowiedziałaś się czegoś?
-Tak. W pokoju Beau znalazłam to - sięgnęłam do plecaka, wyciągnęłam pendrive i podałam bratu.
-O boże! Czy ty wiesz co to jest?! - krzyczał.
Do pokoju wpadła przestraszona Tori.
-Co jest... ? - ucięła kiedy zobaczyła moje znalezisko. - Ty to znalazłaś? Vicky!
-Ale czym wy się tak przejmujecie? I czego krzyczycie? Co to jest?
-To jest całe Janoskians.
-Co?
-Tu jest wszystko. Ich "pracownicy", wyścigi, akcje, broń, wszystko co kupowali, sprzedawali, kogo sprzątnęli.
Ostatnie słowa wywołały dreszcz na cały moim ciele. Nie wyobrażałam sobie bliźniaków z bronią. A w szczególności zabijających kogokolwiek. Ale trzeba było pogodzić się z prawdą.
-Dobrze, cieszę się ale czy mogę już pójść spać?
Jeszcze raz mocno mnie wyściskali, podziękowali i opuścili mój tymczasowy pokój. Zajrzałam do telefonu. Miałam dwie nowe wiadomości.


Uśmiechnęłam się do siebie. Miło, że o mnie pamiętali. I miło, że napisali "dobranoc". Niby takie proste słowo a ile szczęścia sprawia. Minęło pół godziny. Godzina. Dwie. Nie mogłam spać. W końcu wyciągnęłam z plecaka kartkę, którą Luke włożył w moje spodnie kiedy wychodziłam. Otworzyłam kopertę. Oczy musiałam mieć jak alufelgi od Jeepa. Tekst był napisany dość starannie. Ale mi chodziło o treść.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak wam się podoba? Jeszcze raz bardzo was przepraszam. Aha i znów muszę was zawieść, bo jutro nie dam rady dodać rozdziału. Kolejny będzie w poniedziałek ;) A potem wracamy do normalności czyli śród i sobót :3

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 16

Kolejny dzień, kolejna pobudka w łóżku Luke'a. Tylko tym razem nie byłam sama. Chłopak obejmował ramieniem i ściśle przylegał do mojego ciała. Miałam wrażenie, że on przełamał mój strach. Znaczy dalej miałam moją małą fobię ale nie przy nim. Delikatnie wysunęłam się spod ręki bruneta i chwilę potem stałam na podłodze. Jai też spał. Postanowiłam pójść na przeszpiegi. Zaczęłam od pokoju Beau. Byłam bardzo cicho. Najpierw zajrzałam do biurka. Było tak kilka skoroszytów, które przewertowałam wzrokiem ale nie było w nich nic interesującego. Kiedy przeszukałam cały pokój i już miałam się poddać zauważyłam, że pod łóżkiem leży coś błyszczącego. Położyłam się i sięgnęłam do tego ręką. Był to mały pendrive. Zważając na to, że był brudny i zakurzony nikt go stamtąd dawno nie wyciągał. Spakowałam go do plecaka, który leżał w salonie. Przeszłam do kuchni. Otworzyłam kilka szafek ale nie było tam nic niepokojącego. Przeszperałam cały dom i nic. Znaczy został tylko pokój bliźniaków ale nie miałam zamiaru w nim myszkować dopóki śpią. Potem się coś wymyśli. Wpadłam na pomysł odwdzięczenia się, że jestem u nich i opiekują się mną. Zrobiłam kilkanaście tostów i usmażyłam jajka z bekonem, nalałam soku do dwóch szklanek. Sama nie miałam zamiaru się pożywiać, więc tylko zaparzyłam herbatę. Położyłam wszystko na tacy i udałam się do czerwonego, zabałaganionego pokoju. Postawiłam śniadanie na biurku i zastanawiałam się którego obudzić pierwszego. Nie miałam zamiaru znów ich moczyć, więc po prostu znów siadłam na Luke'u. Przyglądałam się jeszcze śpiącemu brunetowi. Był przystojny. Nawet gdy spał. Zrobiłam to co ostatnio, czyli nachyliłam się i delikatnie dmuchnęłam na jego usta. Otworzył oczy i zaśmiał się cicho. Tym razem nie zrzucił mnie z łóżka. Potarł nosem o mój aby mnie zdekoncentrować następnie złączyć nasze usta w pocałunku. Lekko przesunął językiem po mojej dolnej wardze prosząc o dostęp ale zaczęłam się z nim droczyć. Mruknął gardłowo przyciągając mnie bliżej. Jedną rękę wplotłam w jego włosy a drugą wsunęłam pod kark. Przekręcił nas tak, że teraz był nade mną. Oplótł ramiona wokół mojej tali za to ja nogi wokół jego bioder. Nie panowałam nad sobą. Rozum krzyczał żebym się odsunęła a najlepiej zrzuciła go na podłogę ale reszta ciała domagała się więcej pieszczot. Zsunął rękę na moje pośladki. I uznałam, że to dobry moment na przerwanie tego i zaczerpnięcie oddechu.
-Czy zrobiłem coś nie tak? - zdziwił się wisząc nade mną, opierając ręce po obu stronach mojej głowy.
-Nie. Tylko... - zacięłam się.
-Tylko... ? - zmartwił się.
-Tylko ja nie powinnam. Przepraszam.
-Mówiłem ci. Nie przepraszaj.
-Po prostu to wszystko tak szybko... - urwałam.
-Za szybko się dzieje? - spytał a ja przytaknęłam. - Wiem. Też tak myślę ale... coś takiego jest w tobie, że nie potrafię się powstrzymać.
-No właśnie. Mam dokładnie tak samo. Jesteś inny. Ja... mam... można powiedzieć, fobię. Nie lubię jak ktoś jest tak blisko - zaczął się odsuwać ale złapałam go za koszulkę i przyciągnęłam. - Ale z tobą tak nie jest. Nie boję się jak mnie dotykasz, całujesz, po prostu jesteś. Mam wrażenie, że... nic mi nie zrobisz - ostatnie słowa wyszeptałam.
-Bo nie zrobię.
-Tylko, że ja... kiedy indziej ci powiem o co chodzi. Ale musisz wiedzieć, że przekroczyłeś granice, której nikt nie złamał od dwóch lat. Nikt nie był tak blisko. Nikt tak bardzo mnie nie pociągał i po części przerażał jak ty.
-Ale wiesz, że nie musisz się mnie bać? Nie zrobię ci krzywdy. I nie pozwolę, by ktokolwiek ci zrobił.
Za to ja będę musiała cię skrzywdzić. Tak jak Jai'a, Demi, Beau, Jamesa i Skipa.
-Dobrze. Znam cię tak krótko a jesteś mi tak bliski. Ja nie wierze, że to powiem ale ja ci ufam. Luke, ufam ci. Jest naprawdę bardzo mało osób, którym ufam. I jedną z nich stałeś się ty. Co...
Chłopak nie dał mi skończyć tylko ponownie wpił się w moje usta. Znów walczył o dostęp do mojego języka ale nie pozwoliłam na to. Zamiast tego przygryzłam delikatnie jego wargę i uśmiechnęłam się przez pocałunek. Wypuścił mnie z objęć i pomógł zejść. Kiedy on zaczął zajadać się śniadaniem obudziłam Jai'a. Położyłam się koło niego i zatkałam nos. Po chwili zaczęło mu to przeszkadzać a nawet drażnić. Nagle otworzył oczy i zaczerpną głęboko powietrza przez usta. Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.
-Porąbało cię? Mogłem się udusić.
-A skąd wiesz, że nie miałam takiego zamysłu? Chodź kochanie na śniadanie - cmoknęłam go w policzek.
Siadłam na biurku biorąc kubek z herbatą, który chwilę później zaczął grzać moje ręce.
-O boże! Ta dziewczyna nas kocha! - zaczął krzyczeć Jai kiedy zobaczył co przygotowałam.
-Tak? A co powiecie na Spaghetti na obiad?
-Wyjdź za mnie - JJ rzucił się przede mną na kolana.
-Pomyślę jeszcze - udałam, że się zastanawiam.
Po posiłku i moich długich błaganiach abym się nie przebierała jednak zmieniłam ciuchy. Chłopcy byli przeciwni ale przekonałam ich, że czuję się niekomfortowo. Na obiad przygotowałam Spaghetti Bolognaise. Jai zjadł dwie porcje, Luke ciągle zabierał mi mięso, które odkładałam na bok talerza. Graliśmy na Xbox-sie. Koło 15 zadzwonił mój telefon.
-Tak słucham - odebrałam bez patrzenia.
-Hej siostra! - usłyszałam głos Victora.
-O mój boże! Vic, coś się stało? - krzyczałam szepcząc, wiem, że to niedorzeczne.
-Właściwie to tak. Jest pewna bardzo ważna sprawa.
-No nie trzymaj mnie w niepewności.
-Jeju nie wiem jak ci to powiedzieć.
-No, po prostu.
-Po prostu dzisiaj musisz przyjechać do Adelaide.
~~~~~~~~~~~~
Wiem trochę przykrótkawy ale musiałam przerwać w tym momencie. Jak wam się podoba?
Przepraszam, że was ostatnio nie poinformowałam ale miałam zwalony Internet. Teraz się to nie powtórzy :) Teraz znów przepraszam, że nie dodałam w środę. Musiałam przygotować zestaw piosenek na dyskotekę, na której byłam DJ-em. Dyskoteka była w czwartek. NO było meeega <3 Ale w oba dni wróciłam późno i mama nie pozwoliła mi nawet patrzeć na komputer.
Ale oczywiście kolejny rozdział już jutro. A żeby wam zrekompensować moją nie obecność 18 dostaniecie w niedziele ;)
Dziś wyjątkowo informuję każdą z was oddzielnie, bo nie mogę się zalogować na tt na komputerze -.-"
Chciałabym wam bardzo podziękować za ponad 4000 wyświetleń. Blog nawet nie ma dwóch miesięcy a wy już tak szalejecie! Jesteście kochani. Bez was, waszym komentarzy nie pisałabym tego opowiadania. DZIĘKUJĘ :*
Ilysm <3

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 15

~VICKY'S POV~
Nadal nie wierzyłam jak mogłam popełnić taką głupotę. Skuliłam się bardziej na tylnym siedzeniu i próbowałam ukryć się w kurtce Luke'a. Ten zaś aktualnie trawił informacje, które na mnie wymusił. Nerwowo przeczesywał włosy palcami co jakiś czas delikatnie ciągnąc za ich końce. Panowała napięta atmosfera i grobowa cisza. Beau wjechał na podjazd. Luke był lekko skonsternowany, kiedy wraz z Jai'em udałam się do swojego domu. Weszliśmy po schodach. Spod łóżka wyjęłam torbę. Spakowałam do niej dwie koszulki, bieliznę, szczotkę do włosów i szczoteczkę do zębów. Kiedy sięgałam do półki z piżamami Jai, który do tej pory siedział na łóżku i przyglądał się moim poczynaniom zatrzymał mnie.
-Nie wygodniej ci w koszulkach Luke'a?
-Coś sugerujesz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Nie. Tylko chodź już. Piżama ci nie potrzebna.
-Dobrze. Tylko daj mi wziąć prysznic.
-U nas też jest woda - zażartował by rozluźnić atmosferę.
Brunet zarzucił moją torbę na ramię po czym wyszedł. Zamknęłam dom i przeszliśmy do sąsiedniego ogródka. Chłopak otworzył przede mną drzwi. Weszliśmy do salonu. Był pusty. Na stole leżała karteczka. Beau informował w niej Jai'a, że pojechał do Jamesa.
-Jai? - zagadnęłam.
-Tak?
-Gdzie spał Luke dziś w nocy?
-Najpierw chciał mnie zagonić do Beau. Ale nie oddawałem mu swojego łóżka więc zasnął na podłodze. Chyba nie chciał cię zostawiać. Przekonywałem go, że jakby coś się działo to ja jestem tuż pod tobą ale Luke jest bardzo stanowczy.
-Zauważyłam.
-Nie przejmuj się. Wiem, że to było dla ciebie trudne ale jeżeli chcesz możemy o ty nie wspominać. Okey?
-Dobrze. Dziękuję - podeszłam i przytuliłam go.
Przeszliśmy do kuchni gdzie Brooks zrobił herbatę. Siedzieliśmy tak już dobre pół godziny, rozmawiając kiedy do pomieszczenia wszedł Luke. Spuściłam wzrok i skupiłam się na ciepłym kubku, który ogrzewał mi ręce. Chłopak podszedł do lodówki i wyciągnął z niej mleko, po czym nalał go sobie do szklanki. Cisza trwała. Nagle siadł koło mnie.
-Przepraszam - wyszeptał.
-Nie gniewam się. Skąd mogłeś wiedzieć.
-Właściwie dlaczego to zrobiłaś? - zaciekawił się drugi z bliźniaków. - Wróciłabyś spokojnie do domu a nas następnego dnia by wypuścili.
-Nie wiem - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Chyba... chyba się o was martwiłam, więc wymyśliłam, że byłam wtedy u was. Ja z tobą - po raz pierwszy spojrzałam na Luke. - No domyślasz się co mogliśmy rzekomo robić. A Jai narzekał, że jesteśmy za głośno. Cała historia.
No może nie cała. Pominęłaś tę część dlaczego tak trudno było ci skłamać.
-Nawet nie wiesz jak jesteśmy ci wdzięczni - odparł JJ.
-Nie ma za co.
-Jest.
-Luke dlaczego spałeś na podłodze? - zmieniłam temat.
-Bo ktoś zajmował moje łóżko.
-Wiesz, że bez potrzeby zanosiłeś mnie na górę?
-Dlaczego?
-Bo ja mogłam spać w salonie a ty w swoim łóżku.
-Nie przeszkadzało mi to.
-A mi tak, bo przeze mnie się pewnie nie wyspałeś.
-Dobra skończmy z tym twoimi problemami - zaśmiał się. - Chciałem, żeby było ci wygodnie, bo kanapa jest twarda. Ale jeżeli dziś też zaśniesz to cię tu zostawię.
-Och nie Luke. Nie zostawisz mnie chyba samej. Czekaj czy ty ze mną zrywasz? - udawałam łkanie.
Jai nie mógł opanować śmiechu. Po chwili Luke dostał sms. Odpisał i od razu nam pokazał telefon.

-Pozdrów ją ode mnie i podaj mój numer - poleciłam.
-Sam go nie mam.
-Widzisz. Ciebie zaszczyt nie kopną w dupę. A ja mogę ci podokuczać, bo mam numer Vicky.
-Dałaś mu swój numer? Wiesz, że teraz będzie wydzwaniał do ciebie po nocach?
Kolejna fala śmiechu przeszła przez kuchnię.
-Przynajmniej nie będę sama - zaśmiałam się. - Dobrze. A teraz panowie sobie poplotkują a ja idę wziąć prysznic. Tylko bez podglądania.
Chłopcy zaczęli jęczeć, że to nie fair i tym podobne ale nie ruszali się z kuchni. Weszłam na piętro i wyciągnęłam z szafy Luke'a koszulkę. Następnie udałam się do łazienki. Na wszelki wypadek zamknęłam drzwi. Kiedy pierwsze krople wody dotknęły mojej skóry wzdrygnęłam się czując przechodzący po ciele dreszcz. Przypomniał mi się cały dzisiejszy wieczór.
Co ty wyprawiasz! Dlaczego się do nich zbliżasz. Przywiązujesz się do nich. A masz ich zniszczyć.
Jak to jest? Ciągle to sobie powtarzam i dalej nic do mnie nie dochodzi. Dlaczego nie mogę się na nich wyłączyć? Dlaczego są dla mnie tak bliscy? Może to ze względu na to, że mamy takie samo życie? Życie w kłamstwie, przed którym trzeba uciekać i oszukiwać bliskich. Za każdym razem jak jestem zmotywowana i już mam im dokopać ... Luke się śmieje, albo robi coś słodkiego, troszczy i martwi się o mnie. Miałam jeden cel i tylko jedno zadanie. A nie potrafiłam go wykonać. Przez chwilę myślałam, że może wycofanie się byłoby dobrym pomysłem ale to niemożliwe. Nie mogłabym zrezygnować z brata. Wyszłam z pod prysznica i owinęłam się ręcznikiem, który wcześniej dał mi Luke. Wytarłam się i ubrałam w prowizoryczną piżamę. Zeszłam po schodach. Teraz chłopcy siedzieli w salonie.
-To teraz ja pójdę - zadeklarował się Luke.
Odprowadziłam go wzrokiem do schodów po czym usiadłam koło Jai'a i kontynuowaliśmy rozgrywkę. Wygrałam! Ale zakładam, że to było ustawione. Po chwili przyszedł starszy z braci.
-Idź się umyj Jai! Śmierdzisz! - zaśmiał się.
-A ty nie?
-Ja właśnie wyszedłem z pod prysznica - otrzepał się jak pies strząsając mokre krople wokół siebie.
Jai podniósł brzeg koszulki pod nos i się skrzywił.
-Masz racje - zatrzymał grę i wyszedł.
Lukey siadł koło mnie i skanował wzrokiem każdy kawałek mojego ciała.
-Skąd masz tę bransoletkę? - brunet wskazał na przegub.
Dopiero teraz sobie o niej przypomniałam.
-Dostałam w prezencie.
-Od kogo?
-A co ty taki ciekawski?
-Tylko pytam. A chociaż wiesz co jest na niej napisane? - zaprzeczyłam. - Kocham cię. Znaczy po włosku.
-Poliglota - zaśmiałam się.
-Umiem co nieco włoskiego. W końcu nie bez powodu moim ulubionym daniem jest Spaghetti Bolognaise.
-Serio? Też kocham spaghetti ale wolę Napoli.
-Jesteś wegetarianką?
-Nie. Po prostu nie lubię mięsa z kluskami - zaśmiałam się a on mi zawtórował.
-Uroczo się śmiejesz - przybliżył się.
-Naprawdę? Dziękuję - nachyliłam się w jego stronę wplatając palce w jego mokre włosy.
-A może byśmy dokończyli to co przerwał nam Jai? - wyszeptał mi wprost do ust.
-Co przerwał? - zaciekawił się wymieniony chłopak, a my odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
-Obgadywanie ciebie - parsknęłam śmiechem.
Zaczęliśmy się śmiać a kiedy Jai był tyłem do bliźniaka wyczytałam z jego usta krótkie "Thanks".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka! Co u was nowego? Chwalcie się ^^
Jak rozdział? Nie jestem z niego za bardzo zadowolona :/ Jakoś tak... no ale czekam na wasze opinie. Dziś notka jest krótka, bo nie mam na nic weny ani humoru :c Jakiś taki dołek...
Kocham i ściskam, Vicky :*

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 14

Kiedy właśnie ogrywałam Jai'a w Call Of Duty usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Luke wstał i chwilę potem zniknął w korytarzu. Jai zatrzymał grę kiedy brat podniósł głos. Ruszyłam za młodszym bliźniakiem i zobaczyliśmy dwóch funkcjonariuszy policji.
-Dobry wieczór. Nazywam się Arnold Grish a to oficer Patric Loyd. Czy to dom rodziny Brooks? - zapytał.
-Tak - odpowiedział JJ.
-Panowie to - zajrzał do notatnika. - Luke i Jai? - przytaknęli.
-A pani? - odezwał się oficer Loyd.
-Victoria Castle. Jestem ich sąsiadką. Coś się stało? - dopytywałam.
-Nic. Musimy niestety zatrzymać panów.
-Pod zarzutem? - burknął Jai zakładając ręce na klatkę piersiową.
-Pod zarzutem brania udziału w nielegalnych wyścigach.
Oficer pozwolił mi jechać z nimi. Ubraliśmy się i chwilę później siedzieliśmy w radiowozie. Nikt się nie odzywał. Kiedy zajechaliśmy na posterunek, bliźniaków zaprowadzono do oddzielnych pokoi aby ich przesłuchać. Ja natomiast zostałam zaproszona na herbatę do głównego pomieszczenia.
-Witam - przywitał się jeden z policjantów, którzy aresztowali bliźniaków.
-Przepraszam pana najmocniej. Ale o co chodzi? Może mogłabym jakoś pomóc?
-Panowie Brooks byli widziani na jednym z tutejszych nielegalnych wyścigów.
-A kiedy był ten wyścig? - głupio spytałam.
-W czwartek wieczorem. A pani wie coś w tej sprawie?
Wzięłam głęboki wdech. Sama nie wiedziałam dlaczego to robię. Zdrowy rozsądek podpowiadał mi aby zaprzeczyć ale z moich ust wydobyło się przeciwne słowo.
-Tak
~LUKE'S POV~
-Co robiłeś nocą z dnia siedemnastego na osiemnastego stycznia? Dokładnie z ostatniego czwartku na piątek - spytał po raz kolejny oficer.
-Mogę odmówić zeznań - rzuciłem.
-Dobra. Sam sobie szkodzisz. Wytłumaczę ci to najprościej jak umiem. Powiesz puścimy cię.
-A mój brat?
-On już nam wszystko powiedział.
Nie wierzyłem w ani jedno słowo. Zawsze tak mówili. A my nigdy się nie łamaliśmy.
-Tylko, że on nie miał nic do powiedzenia.
-Brooks zacznij współpracować. Nie widzimy się po raz pierwszy i zakładam, że nie ostatni. Jeszcze wam się to nie znudziło?
-A wam? Wam jeszcze nie znudziła się zabawa w kotka i myszkę? Łapanie nas za niewinność? Nic na nas nie macie.
-Jeszcze - mruknął bardziej do siebie niż do mnie. - Słuchaj. Posiedzisz tu sobie dopóki nie powiesz gdzie byłeś tamtej nocy.
-To w takim razie poproszę kawę - warknąłem z sarkazmem.
-Masz siedemnaście lat. Naprawdę chcesz siedzieć do dwudziestego drugiego roku życia w poprawczaku? Żaby potem przenieść cię do więzienia? Przyznajcie się a może umorzymy karę.
Warknąłem jak pies, oparłem o krzesło i zacząłem wpatrywać się w sufit. Zastanawiałem się co robi Vicky. Pewnie gdzieś siedzi i się nudzi. Albo się zamartwia i zastanawia za co nas zgarnęli. Mówiła, że ją kiedyś przymknęli więc zakładam, że zna procedury. Dopóki nie będziemy mieć alibi nie wypuszczą nas. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, w których sekundę później pokazał się jakiś gliniarz.
-Masz szczęście Brooks. Nie wiem jakim sposobem i czy jest to prawdą ale nie spłacisz się do śmierci - odparł.
-Słucham? - prychnąłem.
-Jesteś wolny.
-A mój brat?
-Czeka z twoją dziewczyną aż ruszysz dupę i do nich dołączysz.
Dziewczyną? Zdziwiłem się. Powiedzieli im, że jestem z Vicky? Ale kto? Jai to wymyślił czy ona sama? Nie wnikając w szczegóły wstałem od stołu i ruszyłem w stronę drzwi. Oficer, który mnie przesłuchiwał zagrodził mi ręką drogę.
-Nie pchaj się w to Brooks. Nie warto. Nawet jeżeli to coś jak interes rodzinny. Odpuść.
-Żegnam - burknąłem.
-Do zobaczenia.
-Wątpię.
Wyszedłem z budynku. Przed posterunkiem na murku siedziała Vicky. Nogi miała podkulone pod brodę i oplatała je ramionami. Gdy mnie zobaczyła schowała głowę we włosy, opierając czoło o kolana. Nigdzie nie widziałem Jai'a. Podszedłem do blondynki i siadłem koło niej.
-To ty? - głupio spytałem.
-Ale co? - wymruczała w nogi.
-To ty dałaś mi alibi.
-Może.
-Powiedziałaś im, że jesteś moją dziewczyną? - dociekałem.
-Sami to stwierdzili.
-Po czym? - nie odpowiedziała. - Po zeznaniach? Co im powiedziałaś?
-Zostaw mnie w spokoju - odwróciła się tyłem do mnie.
-Vicky. Proszę powiedz mi co zeznałaś - kucnąłem przed nią.
-Masz alibi. Wypuścili cię. Nie wnikaj.
-Jesteś zła tak? Jesteś zła, bo im uwierzyłaś. Nie brałem udziału w żadnym wyścigu - skłamałem czując w ustach gorzki smak porażki z tamtej nocy.
Nic nie powiedziała tylko mocniej wcisnęła głowę pomiędzy kolana i klatkę piersiową.
-Przepraszam, że byłaś świadkiem tego, że nas aresztowali, oczywiście bezpodstawnie. Jestem czysty. Nic na mnie nie mają. Nic nie zrobiłem.
Nie odzywała się. Siadłem koło niej i czekałem. Chciałem teraz zobaczyć jej oczy. Wiedziałbym jak się czuje. Miałem nadzieje, że nie są morskie, bo oznaczałoby to, że płakała. Nie chciałem też żeby były niebieskie czyli przestraszone. Najchętniej zobaczyłbym jeden z jaśniejszych ocieni szarego. Byłbym wtedy pewien, że się zastanawia. Nie domyśla. Powiał dość chłodny wiatr a dziewczyna wzdrygnęła się z zimna. Dopiero teraz zauważyłem, że miała na sobie tylko moją, czerwoną koszulkę i swoje szorty. Objąłem ją ramieniem, kiedy jednak nie zareagowała ściągnąłem swoją kurtkę i zarzuciłem jej na ramiona. Po chwili niepewnie wsunęła ręce w rękawy i przysunęła się bliżej kładąc głowię na moim ramieniu.
-Ja nie mam z tym nic wspólnego. Tak jak ty z tymi narkotykami - znów nie przyznałem się do prawdy ale wiedziałem, że będzie to trafne w jej mniemaniu porównanie.
Nie mogłem nic jej powiedzieć. Byłaby zagrożona. Nie wiem co do niej czułem. Była inna. I tak jak pisałem Demi, wyjątkowa. Lubiłem ją. Ale nic więcej. Przypomniałem sobie słowa brata. "Nie angażujcie się chyba, że ta dziewczyna o nas wie. Jeżeli nie to wara. Dajcie jej żyć a nie narażać niepotrzebnie na niebezpieczeństwo" Zacząłem bawić się jej włosami. Po minucie zjawił się Jai oznajmiając, że zaraz przyjedzie po nas Beau. Kiedy nasz starszy brat odebrał nas spod komisariatu wsiedliśmy do auta. JJ wsiadł koło kierowcy a Vicky za nim. Usadowiłem się koło niej i znów próbowałem z nią porozmawiać. Jednak ciągle chowała twarz.
-Victoria, błagam odezwij się.
-Co chcesz? - mruknęła do szyby.
-Co im powiedziałaś? - podziękowałem Bogu, że w ogóle się odezwała.
-Nie ważne.
-Powiedz mi.
-Stary, daj jej spokój - rzucił Jai.
-Wiesz? Powiedziała ci?
-Tak. I teraz to ja proszę nie męcz jej.
-Ja chce wiedzieć - warknąłem prawie jak dziecko.
-Chcesz wiedzieć? Dobrze! Proszę bardzo! Wypuścili cię, bo zeznałam, że tamtej nocy byłeś ze mną - krzyknęła.
-Co? - zdziwiłem się.
-Po prostu stul ryj i nie wnikaj. Z szacunku do mnie, bo właśnie mentalnie oddałam ci dziewictwo - wydarła mi się prosto w twarz a jej oczy były ciemno granatowe.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak emocje? Podobało się? Warte czekania? Czekam na wasze komentarze ^^
A i jak wam się podoba playlista? Wszystkie opinie zostawiamy w komciach. Dobra dzisiaj notka na szybko, bo moja kumepla uczy mnie chemii. Nie jest Janioskianator ale chyba ich lubi. Tak, tak moja zasługa.
Ily :*

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 13

Obudź się wreszcie. To są chłopcy. Tacy jak Christopher. Oni cię skrzywdzą. Tak jak on. Nie ufaj nikomu. Nie ufaj chłopakom. Oni cię wykorzystają. Tak jak Chris. Oni są do wyeliminowania. Masz ich zniszczyć. Nie się zakochiwać czy zaprzyjaźniać. Przyjechałaś do Melbourne. Dostałaś zadanie. Wykonasz je i wyjedziesz do wymarzonego Londynu. Vic da ci wolną rękę. Nadal będzie cię chronił ale nie będziesz już musiała brać udziału w akcjach. Po prostu zrób to. Wsyp im ten biały proszek do napoju i uśpij. Przeszukaj mieszkanie i zbierz jak najwięcej informacji. Nic ci się nie stanie. Zaraz będzie tu Tyler. Pokażesz co potrafisz. Przyjmą cię do gangu. Będziesz bezpieczna.
Cały czas właśnie takie myśli krążyły mi po głowie. Saszetki z proszkiem usypiającym coraz bardziej ciążyły w tylnej kieszeni spodni. Siedziałam z bliźniakami i oglądaliśmy jakiś film w salonie. Ja i Luke co chwilę smarkaliśmy w chusteczki. Ogrzewaliśmy się pod jednym kocem. Tak. Dalej udawałam zauroczoną w nim dziewczynę, chociaż sama nie wiem czy udawałam. Więc kiedy zaproponował mi abym położyła się koło niego, nie odmówiłam. Jego tors przylegał do moich pleców i czułam jak oddycha. Moja głowa leżała na jego ramieniu. On zaś ukrył swoją w moim zagłębieniu pomiędzy szyją i barkiem. To było ... dość romantyczne. Widziałam, że co jakiś czas Jai spogląda na nas przeciągle następnie skupiając się na telewizji. Akurat leciał któryś z odcinków Pamiętników Wampirów. Po raz setny tego wieczoru zsunęłam rękę po udzie i włożyłam ją do kieszeni z saszetkami. Były tam. Ostrożnie aby ich nie zgubić wyciągnęłam rękę, którą nagle ktoś złapał.
-Nie rób tego - wyszeptał Luke.
-Dlaczego? - odszeptałam.
-Bo ... - zaciął się. - Po prostu tego nie rób.
-Ale czego? Tego? - z powrotem wsunęłam rękę w jeansy.
-Tak. Tego nie rób - syknął.
-Sprawiłam ci ból? - zaniepokoiłam się.
-Nie. Raczej przyjemność, której nie powinnaś sprawiać.
I nagle mnie olśniło. Wsuwając i wysuwając rękę z kieszeni byłam milimetry od jego czułego punktu. To co robiłam ... podniecało go. Żeby jeszcze bardziej się z nim podroczyć położyłam dłoń na jego udzie. Poczułam jak jego całe ciało się spięło.
-I tego też. Po co ty mnie tak męczysz? - zaśmiał się ciepło.
-Taka rola. Nas kobiet.
-W sensie? - zdziwił się.
-Mamy uwodzić i czasami pomęczyć - wytłumaczyłam.
-Intrygujące - mruknął seksownie.
-Więcej się nie dowiesz - ucięłam rozmowę i ponownie skupiłam się na Ninie Dobrev rozmawiającą samą ze sobą. Oczywiście jako Elena i Katherine.
Luke przesuną ręką od mojego kolana przez udo do brzucha wywołując gęsią skórkę na całym ciele.
-To teraz ja cię pomęczę - wyszeptał.
Zaczął kreślić nic nie znaczące wzory na mojej skórze. Miałam ciarki.
Cholera miałam wyłączyć uczucia a on je włącza na nowo. PRZESTAŃ!
Ale nie zrobiłam nic. Tylko mruknęłam zadowolona. Spojrzałam na zegarek koło telewizora. Było w pół do drugiej. Aż tyle tu siedziałam? Wstałam i poprawiłam koszulkę, która przez Luke'a podsunęła się wyżej.
-Co się stało? - spytali obaj na raz.
-Widzieliście która godzina? Będę iść do siebie. W końcu jutro - kichnięcie - szkoła.
-Z tego co zrozumiałem Veronica powiedziała, że nie idziesz do szkoły - odparł Jai.
-Uważaj, bo będę jej słuchać - zakasłałam. - Nie lubię opuszczać szkoły.
-O nie. Obiecałem, że się tobą zajmę. Nie idziesz do szkoły. Nasza mama napisze ci zwolnienie - zaprotestował Jai podchodząc i kładąc mi rękę na czole. - Po za tym masz gorączkę.
-No dobrze. Do szkoły nie pójdę. Ale muszę iść do siebie.
-Nie! - krzyknął Luke. - Zostań. Chcesz sama siedzieć w domu?
-No u was nie zostanę.
-Dlaczego? - zaciekawili się.
-Nie mam nic ze sobą. Piżamy, szczotki, ciuchów. Nic.
-I? Będziesz spała w mojej koszulce - zadeklarował się starszy.
-Nie, nie mogę wam się tak zwalać na głowę. Szczególnie, że to przeze mnie się rozchorowaliście - kichnięcie.
-Oj daj spokój. Sama też jesteś chora. Zostajesz u nas i kropka. Mama jest w pracy. Beau u Skipa. Cała chata nasza - zaśmiał się Jai.
-Nie - założyłam ręce na piersiach.
-Może to ją przekona - zaczął Luke.
-Ale co? - przestraszyłam się.
-To - młodszy Brooks podszedł do mnie i zaczął łaskotać.
-Nie! Przestań! Proszę! Przestań! - krzyczałam wijąc się ze śmiechu.
Chwilę potem do brata dołączył się Luke. Teraz obaj mnie łaskotali. Wiłam się, kopałam, krzyczałam i próbowałam bronić. Ale na marne. Ich było dwóch i byli ode mnie silniejsi.
-Stop! - pisnęłam i się zatrzymali. - A jeżeli powiem, że zostanę to już nie będzie mnie łaskotać?
Chłopcy spojrzeli na siebie, potem na mnie, i znów na siebie.
-Zgoda! - krzyknęli na raz i pomogli mi wstać.
Luke wbiegł po schodach a my z Jai'em wróciliśmy do oglądania telewizji. Usłyszeliśmy huk. Pędem rzuciliśmy się w stronę piętra. Czy to teraz? Teraz Tyler napadnie na dom Brooks'ów? Okazało się, że to tylko Lukey zrzucił książki z półki. Z przedniej kieszeni spodni wyciągnęłam telefon, który jak na zawołanie zaczął dzwonić. Była to "Veronica".
-Halo?
-Dziś dupa z akcji. Ty musiał za mną jechać do Adelaide. Jesteś z bliźniakami? - przytaknęłam. - Daj mnie na głośnik - spełniłam jej prośbę. - Hej chłopcy!
-Cześć - przywitali się.
-Sorki, że dzwonię tak późno. Mam prośbę. Zajmiecie się Vicky to środy? Możecie nie iść do szkoły. Załatwię to z waszą mamą.
-Żartujesz? - zakpił Jai.
-Nie. Serio. Napiszę wam wszystkim zwolnienia. Wracam w środę rano a nie chcę żeby była sama.
-A może być u nas? - zaciekawił się Luke.
-Jasne. Tym lepiej, że nie będzie sama. Gadałam z waszą mamą. Fajna jest. No i ze względu na stan Vicky i Luke'a zgodziła się.
-O boże! Jesteś boska - starszy bliźniak zaczął skakać szczęśliwy po domu.
-Dobra. Kończę. Obowiązki - przełączyłam ją na telefon. - Vic cię pozdrawia.
-No właśnie młoda. Tęsknisz za bratem? - zabrał jej telefon.
-Bardzo. Kiedy ja pojadę do Adelaide?
-Nie wiem. Na razie jesteś w Melb. Pa! Kochamy cię!
-Ja was też - odparłam i rozłączyłam się.
Dostałam od Luke'a niebieski t-shirt, który był na mnie za duży. W końcu po namowach chłopaków przebrałam się. Teraz paradowałam w bieliźnie i koszulce, która ledwo zakrywała mi tyłek.
-Mówiłem ci już, że jest moja? - mruknął Luke, kiedy tylko mnie zobaczył.
-Nie licz na to - odgryzł się Jai.
Zaśmiałam się i siadłam pomiędzy nimi. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam oparta o Luke'a.
 ~☆~
Następny dzień zaczął się obiecująco. Otworzyłam a następnie przetarłam zaspane oczy. Leżałam w łóżku Luke'a ale po chłopaku nie było ani śladu. Zastanawiałam się czy w ogóle spał obok mnie. Wychyliłam się i zajrzałam na posłanie pode mną. Puste. I co najdziwniejsze zasłane. Już miałam zeskoczyć na podłogę ale znikąd pojawił się Jai łapiąc mnie w ramiona.
-Dzień dobry śpiąca królewno - zaśmiał się.
-Dzień dobry królewiczu z bajki. Jakie plany na dziś?
-My nigdy nie mamy planów. To tak zwane życie chwilą.
-A czy moja chwila może trwać na podłodze? - spytałam.
-Nie. Dostałem zlecenie.
Tak jak ja. Ale, za cholerę nie potrafię go wykonać.
-Ciekawe. Ale ja do najlżejszych nie należę, więc lepiej będzie jak mnie postawisz.
-Luke wczoraj nie narzekał jak cię tu wnosił. Też chciałem spróbować.
-Czyli to on mnie wniósł? Nie nabawił się przy tym przepukliny?
Zaśmiał się i podrzucił mnie poprawiając moje ciało na swoich rękach. Delikatnie przejechał dłonią po moim udzie a ja poczułam dreszcz przechodzący po całym ciele, który przypomniał mi o tym, że jestem na w pół naga.
-A mogę się chociaż ubrać?
-Nie - odparł wychodząc z pokoju.
Kiedy schodził po schodach złapałam go za szyje. Mruknął zadowolony i zeskoczył z ostatniego stopnia zmuszając mnie do zaciśnięcia uścisku. Wniósł mnie do kuchni sadzając na stole.
-A to, że jestem prawie naga i mam się nie ubierać to też część zlecenia? 
-Nie. To dla naszej przyjemności - zaśmiał się a ja fuknęłam urażona.
-Gdzie jest Luke? - spytałam a następnie usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
-Już jestem! Wstała?
-Tak. Jesteśmy w kuchni - odpowiedział Jai.
Do pomieszczenia wszedł starszy bliźniak. Ubrany był w czarne rurki, białą koszulkę i czarną, skórzaną kurtkę. W jednej ręce trzymał siatkę z zakupami, a druga była ukryta za plecami.
-Luke! Czy ty wyszedłeś z domu?! Jesteś przeziębiony! Chcesz się bardziej rozchorować?
-Czuję się lepiej - odparł jakby nigdy nic.
-Wczoraj jeszcze, tonęliśmy w morzu chusteczek!
-Spokojnie. To Australia. Nic gorszego niż kilka kichnięć mnie tu nie czeka.
-To dlaczego ja nie mogłam wczoraj wrócić do domu?
-Bo my ci zakazaliśmy - mruknął JJ znad siatki, szukając w niej czegoś do jedzenia.
Przewróciłam oczami i zaśmiałam się. Zaczęłam machać nogami.
-A to dla ciebie - Luke zza pleców wyciągnął krwistoczerwoną różę.
-Wiesz, że nie musiałeś?
-Ale chciałem. Jesteś jedną z niewielu osób, które z nami wytrzymały. Należy ci się.
-Dziękuję - przysunęłam go bliżej siebie oplatając nogami w pasie.
Na policzku złożyłam przeciągły pocałunek.
-A czego nie powtórzymy tego z korytarza - szepną kiedy się odsuwałam.
Poczułam jak policzki zaczęły mnie palić ze wstydu.
-Ile razy mam się jeszcze tłumaczyć?
-Dopóki tego nie powtórzymy - puścił mi perskie oko, podchodząc do brata i zabierając siatkę. - Na co macie ochotę? - spytał jakby nic się nie stało, a ja mimo to dalej siedziałam zaskoczona.
W końcu chłopcy zrobili gofry z dżemem i Nutellą. Po posiłku dostałam czyste ciuchy, które nie należały do mnie, bo chłopcy nie chcieli mnie wypuścić z domu. Prawie cały dzień przesiedzieliśmy przed telewizorem grając na konsoli. Za to wieczorem zrobiło się ciekawiej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie oszukuję i już się tłumaczę! Nie miałam kiedy dodać rozdziału, bo byłam na urodzinach przyjaciółki. Starucha ma już piętnastkę ^^  Przepraszam. Wstyd mi, że już drugi raz was zawiodłam ale mam nadzieję, że mi (ponownie) wybaczycie.
A teraz jak wam się podoba rozdział? Jest jednym z moich ulubionych. Następny jest naprawdę warty czekania. Więc czekam na hm... 15... tak 15 komentarzy. Mam dla was (z okazji moich spóźnień niespodziankę) w sensie akcje z następnego rozdziału. Mam nadzieję, że ten wam się podobał i chętnie przeczytam wasze opinie. Jeżeli macie jakieś pytanie walcie na ASKA. Na tt jestem 24/7 (@vickymardsen99) więc tam też możecie do mnie pisać. No to chyba tyle. Czekajcie na następny, bo sama nie mogę się doczekać żeby go dodać ^^
Dobra, bo się rozpisałam. Ily :*

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 12

Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Wstałam i od razu tego pożałowałam. Krew huczała mi w uszach a świat wokół wirował. Pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam. Ochlapałam twarz zimną wodą i zmyłam resztki makijażu. Siadłam na chłodnych kafelkach i podciągnęłam kolana pod brodę.
-Co ja do cholery zrobiłam? - wymruczałam.
Zaczęło mnie potwornie suszyć. Zeszłam po schodach i zobaczyłam potworny bałagan. No cóż. Nie ma się czego dziwić. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam butelkę wody. Piłam ją łapczywie ale suchość w gardle nie ustępowała. Zatrzymałam się gdzieś w połowie napoju. Zauważyłam, że ani w salonie, piwnicy, kuchni czy garderobie nie było żywej duszy. Parter był pusty. Wyszłam na taras. W ogrodzie nadal stała trampolina i basem, wokół którego walały się kolorowe piłeczki. Aż dziwne. Zawsze po domówkach zapici imprezowicze gdzieś zalegają trupem. Wróciłam do swojego pokoju. Dopiero teraz spostrzegłam, że na moim biurku rozwalił się Jai, a na łóżku Luke. Podreptałam do sypialni gościnnej. Beau i James słodko chrapali. Zadałam sobie jedno pytanie. Gdzie jest Skip?! Przecież przeszukałam cały dom. Udałam się do ostatniego pomieszczenia mianowicie łazienki. Zastałam tam Daniela zwiniętego w kłębek tulącego ręcznik z gąbką z ustach. Jakim sposobem wcześniej go nie zauważyłam? Podniosłam ręce w geście poddania się i zawróciłam do pokoju w którym aktualnie byli bliźniacy. Położyłam się na łóżku. Powróciłam do wspomnienia z dzisiejszej pobudki. Byłam wtulona w Luke'a. Moja głowa leżała na jego obojczyku a ręce płasko przylegały do umięśnionej klatki piersiowej. Naszego nogi były splecione razem. Położyłam się tyłem do chłopaka i starałam się zasnąć. Jednak ten cholerny ból głowy i kac, oczywiście wszystko utrudniał. Nagle poczułam czyjś oddech na karku. Automatycznie mój łokieć ruszył w stronę brzucha osoby leżącej za mną. Lecz w ostatnim momencie ktoś go złapał i przysuną się do mnie.
-Spokojnie. To tylko ja. Nie musisz mnie bić - wyszeptał Luke wprost do mojego ucha.
Odetchnęłam głęboko. Odwróciłam się aby być przodem do niego. Spojrzałam w piękne czekoladowo-miodowe tęczówki. Poranne, a bardziej popołudniowe słońce rzucało na nie promienie nadając im blask. A może ona naturalnie się tak błyszczały. Głośno przełknęłam ślinę.
-Boisz się? - spytał a ja zaprzeczyłam. - To czego zmienił ci się kolor oczu?
-Nie uważasz, że za bardzo się na nich skupiasz?
-Nie - odparł bez namysłu.
-A skąd wiesz jaki kolor odpowiada za jaki nastrój?
-Jestem spostrzegawczy i mam dobrą pamięć.
Byliśmy tak blisko siebie, jak wtedy gdy ich budziłam. Nasze nosy się stykały a ja czułam jego przyspieszony oddech na ustach. Usłyszałam głos Demi w swojej głowie. Zależy mu na tobie. Wiedziałam, że zaraz znów złamię zasadę. Złapał mnie w talii i przysunął do siebie. Usta dzieliły milimetry. Poczułam chłodny metal kolczyka na wargach i wiedziałam, że dzieli to wszystko tylko sekunda. Jedno mrugnięcie oka, jedno uderzenie serca. Jednak w tym momencie wszechświat postanowił nie stawać po naszej stronie. Buch! Jai zwalił się z biurka i uderzył o podłogę, zahaczając, jak mi się zdawało o ramę łóżka. Odsunęliśmy się od siebie i rzuciliśmy w stronę leżącego chłopaka.
-Jai?! Wszystko w porządku? - pisnęłam.
-Oprócz tego, że mam cholernego kaca, kręci mi się w głowie, jest mi niedobrze i chyba rozwaliłem sobie łuk brwiowy to chyba tak.
Wstał a ja zobaczyłam rozcięcie w miejscu o którym mówił. Zaciągnęłam go na dół gdzie posadziłam na krześle. Przyniosłam z łazienki wodę utlenioną, waciki i plaster. Zaczęłam opatrywać ranę. Zmyłam krew. Kiedy płyn dezynfekujący dotknął tego miejsca chłopak syknął.
-Przepraszam - mruknęłam.
-Nie ma za co. Przecież to ja się uderzyłem. Moja wina. Było nie zasypiać na biurku - zaśmiał się a chwilę potem mu zawtórowałam.
Po chwili było po wszystkim. Rana nie okazała się poważna. Przykleiłam na nią plaster i delikatnie cmoknęłam. Jai złapał mnie w pasie i posadzi sobie na kolanach.
-Och widzę, że już ci lepiej?
-Przy tobie od razu - zażartował.
Kiedy już wszystkich obudziliśmy chłopcy zaczęli pomagać mi w sprzątaniu. Koło godziny pierwszej dom lśnił czystością. Dość szybko nam poszło zważając na to, że obudziliśmy się gdzieś w pół do dwunastej. Przenieśliśmy się ze sprzątaniem do ogrodu. Zbieraliśmy piłki ale w końcu doszło do bitwy. Byłam w drużynie James'a i Skip'a. Przeciwko nam trzech Brooks'ów. Nawet nie zauważyliśmy jak się rozpadało. Jednak nie mieliśmy zamiaru się poddać. W basenie oprócz piłeczek zaczęło przybywać wody. Byliśmy cali mokrzy ale pojedynek trwał nadal. Lało jak nigdy w Australii. Kiedy wszystkie piłeczki wylądowały w basenie chłopcy zabrali się do siebie. Weszłam do mieszkania i od razu wzięłam prysznic. Zadzwoniła Tori.
-Hej młoda. Jak tam impreza?
-Cześć. Świetnie się bawiłam. Dom już jest posprzątany. Jestem tak złachana, że nie wiem jak się nazywam. Idę spać.
-Dobra, nie męczę cię. Niedługo będę w domu.
-Aham - mruknęłam i położyłam się spać.
Momentalnie odpłynęłam w krainę Morfeusza.
~☆~
Obudziły mnie promienie popołudniowego słońca. Blond włosy delikatnie łaskotały twarz. Przekręciłam się na drugi bok. Zwinęłam w kulkę. Dziś niedziela. Jak to wszystko szybko zleciało. Trzeba będzie kiedyś  powtórzyć taką imprezę. Wstałam i zebrałam jakieś ciuchy. Umyłam się i przebrałam. Gdy zeszłam na dół zobaczyłam Tori wylegującą się na sofie, która czytała jakąś gazetę.
-O widzę, że śpioszek wstał.
-Tak - odparłam i następnie kichnęłam.
Zrobiłam śniadanie złożone z tostów i herbaty. I kichnęłam. Podczas jedzenia posiłku powtórzyło się to kilka razy.
-Przeziębiłaś się?
-Chyba tak.
-To nie możesz iść jutro do szkoły.
-Tori, to zwykłe przeziębienie. Nie umrę od tego.
-Miałam się tobą opiekować. Vic by mnie zabił jakbyś się rozchorowała.
-Nie zabiłby cię, bo za bardzo cię kocha.
-Ale ciebie też. Więc marsz mi do łóżka.
-Nie. Nienawidzę nic nie robić.
-To pooglądaj telewizję. Albo załóż w końcu tego Twittera.
-I mam to robić cały dzień?
-Nie. Pozakładaj sobie wszystkie konta, poucz się, odrób lekcje, cokolwiek.
-Ale ja tak nie mogę. Kiedy kolejny wyścig?
-Dzisiaj ale nie pojedziesz. Ja pojadę. Proszę. Nigdzie nie wychodź.
-Masz szczęście, że cię lubię - rzuciłam.
-Też cię kocham - zaśmiała się. - Zaraz do ciebie przyjdę
Położyłam się pod kołdrą wcześniej biorąc laptopa. Tak jak poleciła mi Doncasto założyłam wszystkie fora czyli Twittera, Facebooka, Keeka, Instagrama. Niby już wcześniej miałam tam konta ale byłam zmuszona je pousuwać. I tak nie miałam tam znajomych. I właśnie w tamtym momencie wpadła Tori z termometrem i potwierdziła nasze przypuszczenia. Miałam 39 stopni gorączki, ciągle kichałam i kaszlałam. Była godzina piętnasta kiedy umierałam z nudów i postanowiłam włączyć jakiś film. Padło na Bling Ring. Emma była taka ... inna. Doszłam do wniosku, że spaprali tę robotę z włamaniami i ja bym to zrobiła o wiele lepiej. Te wywody przypomniały o mojej misji. Wyciągnęłam notatki o chłopakach i jeszcze raz je czytałam. Kilka punktów było intrygujących i zabawnych ale mimo to nauczyłam się ich na pamięć. I co teraz? Nuda zżerała mnie od środka. Miałam ochotę zrobić coś szalonego ale wiedziałam jak Vic i Tori by na to zareagowali. Musiałam być cicho i nie przyciągać uwagi. Koło godziny osiemnastej usłyszałam pukanie do moich drzwi.
-Od kiedy pukasz do drzwi, Tori? Dziś wtargnęłaś z tym - kichnięcie - termometrem jak burza - parsknęłam stojąc przed szafą.
-Ja jestem dżentelmenem i jak wchodzę do czyjegoś domu to pukam - usłyszałam męski głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam Jai'a.
-Co ty tu robisz?
-Też miło cię widzieć, z chęcią się do ciebie przytulę - rozłożył ramiona w których po chwili namysłu już byłam. - Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz.
Dlaczego Luke tego nie zrobi? Czego on nie sprawdzi jak się czuję?
-Było mnie uprzedzić. Ogarnęłabym to tu trochę - spojrzałam na niezasłane łóżko.
-Ty widziałaś mnie jak spałem, i nasz pokój. Nic tego nie przebije. Po za tym nie miałem jak cię uprzedzić. Nie dałaś mi swojego numer, Twittera czy czegokolwiek.
-No tak. Ja głupia - zaśmiałam się.
Wymieniliśmy się numerami. Zeszliśmy na parter.
-Vicky! Jadę do Tylora. Musi mi naprawić jedną rzecz w aucie - usłyszałam Tori gdy siedliśmy w kanapie przed telewizorem.
-Głupia jesteś czy jak? Ja chcę to zrobić! Tak dawno nie zaglądałam pod maskę. Proszę.
-Nie. Zostajesz. Wiem, jak bardzo byś chciała ale nie pozwolę ci.
Ciągle, kichałam i kaszlałam flegmą, więc to było oczywiste, że się nie zgodzi ale próbować trzeba.
-No dobra - opadłam zrezygnowana na sofę obok Jai'a.
-Nie wiem kiedy wrócę. Możliwe, że jutro. Ale do szkoły i tak nie idziesz.
-Co?! I jeszcze nie idę do szkoły? No weź! Nie rób mi tego! NIE! Co ja będę robić? Liczyć płatki w pudełku z musli? - krzyczałam sfrustrowana, to dziwne ale lubiłam szkołę.
-Nie. Koniec i kropka. Możesz kogoś zaprosić ale wątpię, bo wszyscy idą do szkoły.
-Jeżeli mogę się wtrącić - odparł Jai, uciszając nas. - My nie idziemy do szkoły. Luke też się rozchorował a ja ledwo wyprosiłem mamę, żeby tu przyjść. My możemy jutro posiedzieć z Vicky.
-Spoko. Chata wasza. Jadę do Ty'a potem do Adelaide. Nie rozwalicie domu?
Wszystko nagle się zmieniło. Byłam zła, że mam bezczynnie siedzieć w domu a za moment dowiaduję się, że prawdopodobnie spędzę cały dzień z chłopakami. A potem znów wstępuje złość, bo nie zobaczę brata.
-To ja też chcę jechać. Nie bierz tego do siebie Jai.
-Nie. Masz wybór. Zostajesz sama albo z chłopakami.
-Nie wybaczę ci tego ale wolę być z chłopakami. Jedź już.
-W takim razie jadę dziś i wracam jutro wieczorem. Kocham Cię! - przytuliła mnie do siebie i zaczęła szeptać do mojego ucha. - Idź do nich. Spędź z nimi jak najwięcej czasu. Nad zlewem są proszki jakby trzeba było ich uśpić na jakiś czas żeby przeszukać dom.
Och, na pewno je wykorzystam. Nagle doznałam olśnienia. Przecież po to tu byłam. A na razie spoufalam się z wrogiem. No właśnie, Vicky. Co ty robisz? Włączyłaś uczucia. Oni prawdopodobnie chcieliby cię wykorzystać. Tak jak Chris. Nie pozwól na to. Myślisz, że są lepsi? NIE! Oni są do wyeliminowania. Nie daj się zwieść słodką buźką. Oni są celem a ty pociskiem. Nadszedł czas na pobudkę i robienie tego po co tu przyjechałaś. Zniszcz ich.
-Potrzebuje pomocy. Niech ktoś dziś napadnie dom Brooks'ów. Czuję, że mnie przyjmą jak pokażę im na co mnie stać - wyszeptałam.
-Załatwione. No to ja już lecą. Pa Jai - machnęła do nas i wyszła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka! Przepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału. Miałam mały rozgardiasz. W ogóle to czy wy też macie czasem takie dni, że wszystko ale to wszystko się sypie? Ja właśnie taki mam -.-" W sobotę dodam kolejny. Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzicie ;) Jak wam się podoba? Macie jakieś przemyślenia? Oczywiście czekam na komentarze ^^ 
Luv ya :*

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 11

 Za drzwiami zobaczyłam ... Tori. Zdziwiłam się ale wpuściłam ją do środka.
-Myślałam, że przyjdziesz koło północy.
-A co już się z kimś całowałaś?
W moim gardle urosła wielka kulka, której nie potrafiłam przełknąć. Moje oczy musiały wyglądać jak alufelgi od Jeepa.
-No co? Żartowałam - zaśmiała się a ja odetchnęłam.
Zaczęła przyglądać się całemu domowi.
-Ostatnia kontrola. Piwnica jest wasza. Zabrałam pilota i nie będzie jak otworzyć naszego magazynu. Ale w razie czego schowałam trochę rzeczy u ciebie pod łóżkiem. W pudełku po butach. Dobrze. Dostajesz dziesięć na dziesięć. I piętnaście na dziesięć za wygląd - uśmiechnęła się.
I znów ktoś zapukał do drzwi.
-To pewnie chłopcy.
-Wyjdę przez taras. Buziaki - rzuciła i przebiegła przez salon do drzwi prowadzących na dwór.
Sama podeszłam do wejścia i otworzyłam braciom Brooks. Oznajmili, że James zajmie się muzyką i powinien być w ciągu pół godziny z laptopem a Skip ma przywieźć głośniki. Przygotowaliśmy przekąski i napoje. Alkohol schowaliśmy w zamrażalniku.
-Ślicznie wyglądasz - szepnął Luke mijając mnie z miską chipsów, kiedy stałam na stole ściągając zasłony.
Poczułam, że się rumienie. Zaczęłam schodzić ale pośliznęłam się na szklanej części stołu. Już czułam zbliżający się ból. Zacisnęłam oczy. Mijały kolejne sekundy ale nic nie nadchodziło. Przecież to niemożliwe żeby umarła od takiego upadku. Otworzyłam oczy. Nade mną była najpiękniejsze kasztanowe tęczówki na świecie, które skanowały każdą część mojej twarzy. Zaczęły od oczu i nosa. Zatrzymały się na ustach.
-Jednak powinienem cię chronić. Nawet przed tobą samą.
-Dziękuję - nie odrywałam od niego wzroku.
-Teraz są szaro-zielone. Czyli jesteś skupiona i się wstydzisz.
Nic nie odpowiedziałam. Miał rację.
-Och, jakie słodziaki - zaśmiał się Beau. - Czekajcie, zrobię zdjęcie.
Jednak do tego nie doszło, bo Luke odstawił mnie na ziemie. Zebrałam firanki i złożyłam je na łóżku Tori. Kiedy byłam pewna, że wszystkie rzeczy się tam znajdują zamknęłam drzwi na klucz. Na dole wszystko było już gotowe a James i Daniel rozstawiali sprzęt. Przywitałam się z nimi i wyjrzałam na taras. Bliźniacy szarpali się z trampoliną a Beau leżał i ... no cóż można określić, że pachniał. Czytałam, że jest leniwy ale nie wiedziałam, że aż tak.
-Skąd ją macie? - spytałam na głos wskazując na batut.
-Przynieśliśmy od nas - mrukną najstarszy z braci.
-Co jeszcze? Może od razu przyniesiecie kolorowe piłeczki?
-Wiedziałem, że o czymś zapomnieliśmy - zielonooki zerwał się wyciągając telefon i wbiegł do domu.
-On tak na serio? - zdziwiłam się.
-Nie wiem. Ale ja tu wewnętrznie krwawię. W instrukcji wyglądało to łatwiej - rzucił Jai.
Podeszłam i pomogłam ciamajdom rozłożyć jedną z atrakcji wieczoru. Kiedy skończyliśmy przyszła Demi z kilkoma dziewczynami. Po pół godzinie miałam już prawie pełny dom. Przyszło więcej niż pięćdziesiąt osób. Beau staną na stoliku z którego wcześniej spadłam w ramiona Luke'a. Wziął od Jamesa mikrofon i zaczął gadać.
-Siemka. Mnie znacie, a jak nie to jestem Beau. Jednak nie po to marnuję ślinę. Wiecie może u kogo jesteście? No właśnie. Właścicielką tego domu i panią imprezy jest Vicky - wyciągnął do mnie rękę w zapraszającym geście.
Przyjęłam ją i z asekuracją Luke'a stanęłam koło najstarszego z braci. Czułam jak moje policzki płoną. Żywym ogniem. Uśmiechnęłam się delikatnie spoglądając na tłum.
-Jest nowa w naszej szkole. Pokażmy jej na co stać Melbourne. I przywitajmy jak należy.
Wszyscy zaczęli klaskać i krzyczeć. Yammouni włączył muzykę a chłopcy zabrali mnie do prowizorycznego baru. Luke nalał wódkę do siedmiu kieliszków i soku do takiej samej ilości szklanek. Po chwili staliśmy w małym kółku składającym się ze mnie, bliźniaków, Beau, Daniela, Jamesa i Demi. Każdy miał w rękach kieliszek i szklankę.
-Piłaś kiedyś szoty - zagadnął Skip.
Pokręciłam głową.
-W ogóle nie piłam alkoholu - wyznałam.
Wszyscy spojrzeli na mnie jakbym powiedziała, że widzę duchy.
-Na prawdę? Nic? Nigdy? - zdziwiła się Demi.
Znów zaprzeczyłam.
-To gdzieś ty się uchowała? - zaśmiała się.
-Dobra. A więc nowicjuszka. Po prostu przechyl kieliszek jak najszybciej, połknij wódkę i szybko popij sokiem - poinstruował mnie Jai.
Każdy nachylił się nad przezroczystą cieczą, a następnie szybko wlali ją w usta i od razu zapili to sokiem. Poszłam w ich ślady. Gorzki płyn przepłyną po gardle delikatnie po nim drapiąc. Jednak pozostawił nieprzyjemny posmak, który zbiłam pijąc sok.
-No nieźle jak na pierwszy raz - przyznał Beau. - To co druga kolejka?
-Chyba nie chcesz się upić na początku imprezy? - dociekała dziewczyna o turkusowych włosach.
Chłopak zrezygnował z kolejnej dawki procentów i ruszył na parkiet.
-Serio? Spisywali cię, biłaś się, byłaś zamieszana w narkotyki a nie piłaś zwykłej wódki? - dopytywał Luke.
-Tak się składa, że nie.
-Niby taka bad girl a ... - zaczął ale mu przerwałam.
-A co? Coś jeszcze chcesz wiedzieć? Nie palę fajek ani żadnego zioła. Żadnych dragów, morfiny czy ecstasy. Jestem czysta.
-To dobrze - puścił mi perskie oczko i ruszył w kierunku swojego starszego brata, który ocierał się o jakąś rudą laskę.
Impreza się rozkręciła. Piłam, tańczyłam, skakałam, śmiałam się, śpiewałam i tak w kółko. Mimo, iż sama byłam nieźle wstawiona nikogo nie kontrolowałam co do ilości alkoholu jaką wypił. Ale zauważyłam, że Luke się wstrzymuje. Wszystkim zrobiło się gorąco, więc przenieśliśmy się na zewnątrz. Ku mojemu zdziwieniu stał tam ogromny basen wypełniony plastikowymi piłeczkami. Ludzie bez namysłu rzucili się w tamtą stronę, jednak część zdecydowała się na trampolinę. Muzyka dalej dudniła i mogłam się założyć, że przynajmniej pół osiedla nie śpi. Czułam jak alkohol krąży w moich żyłach i ogarnął mnie przypływ odwagi. Odnalazłam wzrokiem w tłumie, turkusowe włosy i ruszyłam w ich stronę. Demi siedziała na kanapie i gadała z kimś popijając alkohol z czerwonego kubka.
-Możemy zamienić dwa słowa?
-Jasne.
Przeprosiła swojego rozmówce i ruszyła za mną do ogrodu. Przeszłyśmy w ustronniejsze miejsce. Jak dla mnie była pijana ale nie miała problemu z chodzeniem. Ani razu się nie wywaliła. Musiała się przyzwyczaić.
-O co chodzi?
-Co ci mówił Luke na mój temat?
-Myślisz, że ci powiem?
-Tak. Tak myślę. Myślę, że powiesz mi wszystko. Co do słowa. W szczególności dlaczego jesteś nimi tak blisko.
-Bo to jest tak, że ja kiedyś byłam z Beau. W tym czasie zaprzyjaźniłam się z bliźniakami. Mówimy sobie niemal wszystko. Są dla mnie jak rodzeństwo i wiem, że nie ma sensu niczego ukrywać. Oni mają tę samą świadomość. Zauważyłam, że ostatnio coraz więcej czasu Luke poświęca gitarze, graniu i w ogóle jest trochę nieobecny. Pogadałam z nim sobie. Chodziło o to, że kogoś poznał. Stwierdził, że lubi tę dziewczynę. Co jakiś czas rzucał jakieś teksty o oczach i uśmiechu. Tak gdzieś dwie godziny przed naszym poznaniem napisał mi sms - wyciągnęła telefon.



Sprawdziłam nazwę kontaktu. Faktycznie Lukey Brooks. Przeczytałam wiadomości jeszcze ze dwa razy za nim do mnie dotarło.
-Każdy kto jest ważny dla niego, jest ważne dla mnie. Więc musiałam "ją" poznać. I potem ty okazałaś się tą dziewczyną. Zauważyłam, że w rozmowie jesteś mało otwarta. Albo coś ukrywasz albo w przeszłości stało się coś o czym nie chcesz wspominać. - Albo oba na raz, pomyślałam - Znam się na tym. Nie musisz mi mówić jeżeli nie chcesz.
-Czekaj. Czyli on o mnie gadał? - spytałam a ona kiwnęła głową. - I o to ci chodziło jak mówiłaś, że jestem " ta znana Vicky?" - kolejne kiwnięcie.
-Widać, że ty też coś do niego czujesz. Teraz tylko poczekaj. Ale jeżeli jakimś dziwnym ... cudem się mylę i on jest ci obojętny to daj mu o tym wyraźny sygnał. Jest wyjątkowy. I sądzę, że zależy mu na tobie. Lubię cię. I to bardzo. Jak z tobą gadam czuję, że znalazłam bratnią duszę. Jak nad tym popracujemy to może kiedyś będziemy przyjaciółkami. Ale jeżeli zranisz go w jakikolwiek sposób to żebyś była ideałem mojej przyjaciółki to nie będzie miało znaczenia.
Sama czułam do niej to samo ale już wiedziałam, że nie ma szans. Miałam zamiar skrzywdzić Luke'a. I to bardzo. Jednak nie dałam tego po sobie poznać. Kiwnęłam głową i podziękowałam jej. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę była najtrzeźwiejszą osobą na tej imprezie i była w pełni świadoma tego co mówi. Jej słowa zaczęły odbijać się echem w mojej głowie.
Zależy mu na tobie.
Weszłam do domu i przepchnęłam się przez tłum. Cudem weszłam po schodach na piętro i doczołgałam do łazienki.
Zależy mu na tobie.
Otworzyłam drzwi i zauważyłam całującą się parkę. Od razu zawróciłam i weszłam do swojego pokoju. Tam był spokój. Zamknęłam drzwi i położyłam się na łóżku.
Dalej słyszałam słowa Demi w swojej głowie.
I sądzę, że zależy mu na tobie.
Ktoś wszedł do pokoju.
-Hej, szukałem cię - to był Luke.
Zależy mu na tobie.
-I znalazłeś. W moim pokoju - usłyszałam swój własny głos i się tym przeraziłam.
-Oj, tobie to już chyba starczy - zaśmiał się i położył koło mnie.
-Nie mam zamiaru pić więcej. Obiecuję - przyłożyłam rękę do serca.
-Wierze. A jakbyś próbowała to bym ci nie pozwolił.
Zapadła cisza, którą po chwili przerwałam.
-Dlaczego tak się o mnie martwisz?
-Bo cię lubię.
-Lubię mnóstwo ludzi ale nie troszczę się o nich tak jak ty o mnie.
-Bo jesteś dziewczyną.
-I to daje mi przywilej?
-Raczej zaszczyt - mrukną z uśmiechem.
Niby w pokoju było ciemno ale zauważyłam jak błyszczą jego oczy. Nie wiem ile czasu tak leżeliśmy wpatrując się w siebie nawzajem, jednak po chwili chłopak przerwał ciszę.
-Dlaczego uciekłaś po pocałunku?
-Mówiłam. Chwila słabości.
-Nie oszukasz mnie. Aż tak źle całuję?
Zaśmiałam się i po chwili zaprzeczyłam.
-To dlaczego?
-Bo ... - postanowiłam wyznać tylko pół prawdy. - bo to mi przypomina o czymś co było kiedyś.
-Ktoś cię skrzywdził? - mrukną a ja potwierdziłam.
-Ale nie chcę o tym gadać.
Uszanował moją decyzję i zmienił temat.
Sprawdziłam godzinę. Była 2:16. Podjęliśmy decyzję, że jeszcze wrócimy. Oznajmiłam, że pójdę potańczyć a on miał zamiar znaleźć braci. Na pożegnanie objął mnie w tali i cmokną w policzek. Odchodząc przesuną rękę po moim brzuchu delikatnie wkładając ją pod koszule i przyłożył usta do ucha.
-Jesteś niesamowita - szepnął i odszedł.
Przeszedł mnie dreszcz. Najpierw podniecenia a potem ... przerażenia. Chris robił podobnie. Podeszłam do baru i prawie duszkiem wypiłam jakiegoś drinka. Sięgnęłam po kieliszek z wódką i łyknęłam bez popijania. Teraz wiedziałam dlaczego ludzie piją. By zapomnieć. W ciągu następnej godziny spożyłam cztery kieliszki czystej wódki, dwa i pół piwa a potem jeszcze tequile.
Następnie urwał mi się film.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heju! Jak wam minął weekend? Mi strasznie szybko. I już jutro do szkoły. Masssakra.
Jak wam się podoba rozdział? Znów Lucky moment Aww ^^ Co sądzicie o rozmowie z Demi?
Mam do was ogromną prośbę. Nawet nie wiecie jak cieszą mnie wasze komentarze. I ich ilość <3 Ale jakbym mogła was poprosić żeby oprócz tego "rgfdfgthbfvretgfd" i "boskie" jakiś taki... ogólnie opisujący komentarz. TO NIE HEJT! Tylko prośba ;)
Mam małe problemy z dodaniem muzyki i próbuję rozgryźć jak to się robi ale playlistę już mam ;) Poszukuję jeszcze chwili żeby zrobić thriller ale nie wiem jak się za to zabrać.
Niestety z powodu szkoły rozdział dodam dopiero w środę.
A teraz pytanie do was : Czy pasuje wam rozdział w każdą środę i sobotę?
Dobra. Się rozpisałam. Czekam na komcie ^^
Ily <3 Kofam was :*