niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 30

~LUKE'S POV~
-Nie zaczynaj! - krzyknął
-Ja?! Ja zaczynam?! Sam mówiłeś, że mamy chronić tych, których kochamy! Jak wtedy porwali Demi pomogliśmy Ci. Dlaczego nie chcesz pomóc mi uratować Vicky?
-Bo ona jest siostrą naszego wroga.
-A Demi? Demi nic nie wiedziała i wplątałeś ją w to gówno!
-Jedziemy do domu! - zakończył Beau.
Nie słuchając go wybiegłem z willi Austina i wsiadłem do auta. Nie zważając na znaki i ograniczenia jechałem do Melbourne. Wiedziałem, że jeżeli będę poruszał się dość szybko w ciągu trzech godzin dojadę do rodzinnego miasta. Nie pomyliłem się. Ignorowałem wszystkie patrole, które były zbyt leniwe aby mnie gonić za przekroczoną prędkość. Wjechałem na podjazd domu. Jednak skierowałem się do sąsiadów. Pukałem w drzwi i dzwoniłem ale nikt nie odbierał. W końcu po jakichś trzech minutach ujrzałem Veronicę.
-Porwali Vicky - wyłkałem jak dziecko i przytuliłem brunetkę.
-Wiem - poklepała mnie po plechach. - Dzwoniła do mnie.
Nie zdziwiło mnie to. W końcu siostra ważniejsza niż frajer, który naraził jej życie.
-Czy to prawda? - zacząłem. - Victor Crawford jest starszym bratem Vicky?
-Skąd wiesz?
-Chris.
-Tak. A ja nie jestem jej siostrą.
-Dlaczego ktoś ją porwał? I kto to był? Po co Victor porywał swoją siostrę?
-To nie mógł być on. Luke musisz wiedzieć coś bardzo ważnego. Mam na imię Victoria i jestem dziewczyną Victora. Zapewne Christopher powiedział Ci dlaczego poznałeś Vicky. I tak to jest prawda. Sama nie wiem dlaczego akurat wy jesteście naszym celem. Ale się dowiem. Teraz najważniejsze jest bezpieczeństwo tej małej. Strzelam, że nie bez powodu tu jesteś.
-Nie. Ja ją... kocham.
Brunetka zmarszczyła czoło i przyglądała mi się w osłupieniu.
-Naprawdę? - spytała a ja potwierdziłem skinieniem głowy.
-Wiem, że znam ją krótko, wiem o niej niewiele a jak się okazuje nic ale ją kocham i nie chcę by stała jej się krzywda.
-Na pewno? Muszę mieć pewność czy mogę Ci zaufać.
-Możesz.
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę. Zamknęła drzwi i zaciągnęła mnie do piwnicy, w której była otwarta ściana. Weszła tam a ja podążyłem za nią.
-Wiem gdzie jest i właśnie wychodziłam po nią. Kojarzysz jej bransoletkę? Tą z włoskim napisem? - spytała.
-Tak. Tą z "Kocham Cię?"
-Tak. W metalowej blaszce jest lokalizator. Dlatego wtedy gdy uciekła ze szkoły spotkaliśmy się na plaży. Mniej więcej wiedziałam gdzie jest.
Jej telefon zadzwonił. Podeszła do blatu i zgarnęła komórkę odbierając ją.
-Vic? Dobrze. Mamy większy problem. Janoskians wiedzą wszystko. Tak wszystko. Ktoś porwał Vicky. Luke tu jest i... - chciała mu powiedzieć co czuję do jego siostry. - chce mi pomóc. Dlaczego? Bo wiem, że on coś do niej czuje. Skąd? Bo tu jest. Nie mam czasu na użeranie się z Tobą. Jadę po twoją siostrę. Tobie też bym radziła tu przyjechać - nie czekając na odpowiedź rozłączyła się.
Zacisnęła ręce w pięści i wzięła głęboki wdech. Zebraliśmy jakieś rzeczy i wsiedliśmy do jej auta. Wytłumaczyła mi wszystko od początku. O tym, że były na wyścigu i kto go naprawdę wygrał. Skąd Vicky dowiedziała się o naszym gangu. Jakim sposobem Crawford'owi udawało się za każdym razem zwiać. I najważniejsze. Co zrobił jej Chris. Niby o tym ostatnim wiedziałem ale i tak mnie to przerażało. Podjechaliśmy pod dom Tristana McPetersona. Widziałem, że razem z Norson'em są kuzynami. Kiedy sięgałem na tylne siedzenie po bron w kieszeni spodni zaczął wibrować mój telefon. Wyciągnąłem go i odebrałem połączenie od starszego brata.
-Czego? Warknąłem.
-Idioto! Gdzie jesteś?!
-Co Cię to obchodzi?
-No dużo, bo jak odjechałeś przyleciał Polly i podrzucił nas do domu. Jai siedział i myślał a my czekaliśmy. Nasz kochany młodszy braciszek wybiegł nie mówiąc zupełnie nic.
-Więc? Streszczaj się.
-A przed chwilą nasza ukochana Carly zadzwoniła, że złożył im wizytę.
~VICKY'S POV~

Nigdy jakoś specjalnie nie skupiałam się na wyglądzie rodziców. Nie było ich całymi dniami w domu. Ten czas spędzałam w szkole bądź z bratem w warsztacie. Mamę widziałam częściej niż tatę. On był w domu raz na miesiąc. Kiedy zniknęli Vic zajął się mną a potem dowiedziałam się, że ma gang. Dziwne. Czternastolatka dowiaduje się, że jej brat przewodzi grupce ludzi, którzy potrafią nawet zabić na zlecenie. Potem pojawiła się Tori. A następnie dostałam zlecenie na Chrisa. Po tym zbierałam się bardzo długo. Brałam inne misje ale żadna nie mogła być związana z chłopakami. Co noc miałam koszmary i to trwało do wakacji ubiegłego roku. Wyszłam z depresji i dostawałam zwykłe misje i zlecenia. Nie było dla mnie różnicy jakie. Początkiem grudnia był mój wielki wyścig. Jak zwykle wygrałam jednak policja nas namierzyła i Preston wpadli. Przestałam chodzić do szkoły dla własnego bezpieczeństwa. Podczas świąt Victor oznajmił, że wyprowadzamy się. Janoskians pojawili się w moim życia nagle i jak grom z nieba zadurzyłam się we własnym celu. A teraz tkwiłam w małym ciemnym pomieszczeniu, cała związana i zaklebnowana. Nie miałam już siły płakać i krzyczeć. Po prostu siedziałam i czekałam. Nawet nie wiedziałam na co. Minęły trzy dni. Głodowałam. Czułam jak ssie mnie w żołądku. W ciągu całego czasu kiedy byłam przetrzymywana Caroline przesłuchiwała mnie. Próbowała wyciągnąć ze mnie informacje, których w większości nie miałam, siłą. I to dosłownie. Biła mnie. Co poranek i wieczór przeżywałam katusze. Po każdej "sesji" zasypiałam. Tego dnia zostalam obudzona przez strzał. Podskoczyłam w odruchu. Następnie w całym domu rozniósł się stukot obcasów Norson. Drzwi otrworzyły się z hukiem a dziewczyna wkroczyła do środka.
-Tu go połóż - wskazała na podłogę. - Może to Cię zmósi do gadania - prychnęła.
Za nią pojawił się wysoki szatyn, który miał przewieszoną przez ramie osobę. Upuścił bezwładne ciało mojego przyjaciela wprost pod moje nogi.
-Jai! Jaidon! - rzucałam się.
Brunetka uśmiechnęła się tryjumfalnie ale widząc moje krzyki zmartwienia jako jedyną reakcję odpuściła. Odpięła moje ręce i nogi od krzesła wiedząc, że siły starczy mi tylko na podpełznięcie do ciała nieprzytomnego chłopaka. Nie pomyliła się. Po tym jak dotarłam do swego celu opuściła pokój. Potrząsałam brunetem jednak tylko marnowałam resztki energii. Odgarnęłam wsłosy z jego czoła i przeskanowałam wzrokiem jego twarz. Na policzku widniały filetowe siniaki co oznaczyło, że się bił. Z kącika ust w dół prowadził szlak zaschniętej krwi. Wiedząc, że nic innego nie mogłam zrobić po prostu wtiliłam się w ciało Brooks'a. Łkając zasnęłam.
~LUKE'S POV~
Zachłysnąłem się własną śliną. Nie mogłem w to uwierzyć.
-Ale gdzie?
-U McPetersonów.
-Cholera - przeczesałem włosy rękami.
Miedzy nami zapadła cisza. Victoria bezgłośnie spytała z kim rozmawiam i co się stało. Zatrzymałem ją kiedy Beau westchnął zrezygnowany.
-Co robimy?
-Nie wiem. Właśnie stoję pod domem Tristana. Z... siostrą Vicky. Znaczy to nie jest jej siostra... nie ważne - uciąłem.
Nie mieliśmy żadnego pomysłu na plan. Pustka. Pod domem McPeteronów staliśmy jeszcze trzy godziny kiedy stwierdziliśmy, że to już nie ma sensu. Tori, bo tak kazała się nazywać podrzuciła mnie do domu. Wszedłem do niego i witając się z przyjaciółmi poszedłem do pokoju. Przez kilka kolejnych godzin próbowałem zasnąc jednak koszulka Vicky, która wisiała na fotelu wszystko utrudniała. Odwróciłem się przodem do ściany i ponownie próbowałem się chociaż drzemnąc jednak na nic. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Na tapecie miałem zdjęcie, które zrobiliśmy kiedy byliśmy chorzy. Dokładniej tylko ona była chora, Jai udawał a ja dostałem jakiejś alergii. Na fotografii trzymałem blondynkę na plecach a mój brat robił zdjęcie przednią kamerką. Wychyliłem się z łóżka i chwyciłem koszulkę mojej dziewczyny. Czując się jak dziecko trzymające ulubioną zabawkę, która "chroni je przed potworami" przycisnąłem t-shirt i telefon do piersi. Tak bardzo brakowało mi ich. Każdy dzień bez najbliższych jest stracony. A więc narazie na moim liczniku pojawiła się jedynka. Zbuntowałem się przeciwko mojemu rodzeństwu i przyjaciołom. Ale dla dziewczyny, którą kocham, więc miałem dylemat. Takie rozmyślenia wciągnęły mnie w krainę snów.
Następnego dnia obudziły mnie krzyki dochodzące z parteru. Leniwie przetarłem oczy i zwlokłem się z łóżka. Będąc na schodach usłyszałem huk rozbijanego szkła. Wpadłem już w pełni obudzony z bronią w rękach do kuchni, z której pochodził hałas. Kiedy okazało się, że to tylko rozwścieczona do granic możliwości nasza mama opuściłem pistolet i schowałem go za pasek.
-Pytam po raz kolejny! Gdzie jest Jaidon?!
-Mamo ja...
-Nie ma żadnego "Mamo ja"! Miałeś ich pilnować! Jesteś ich starszym bratem! Nie powinieneś był spuszczać ich z oka choćby na minutę! Beau Peter'rze Brooks'ie rozczarowałeś mnie! Myślałam, że to Luke i Jai są nieodpowiedzialni i ..... ale jednak taką osobą okazałeś się ty! Jak to jest? Victoria jest dziewczyną Luke'a jednak to Jai poszedł jej szukać - uspokajała się.
Dziwnie było patrzeć jak mama krzyczała na Beau. Nie chodziło o to, że to był już dla mnie prawie codzienny widok, chociaż zazwyczaj chodziło jej o zostawienie brudnych ciuchów na podłodze w łazience lub coś bardziej obrzydliwego co zazwyczaj było winą moją i mojego brata bliżniaka ale szatynka była od niego o głowę niższa a on kajał się przed nią jak pies. Jego głowa spuszczona była w dół raczej ze skruchy niż nawiązania kontaktu wzrokowego z rodzicielką, a oczy skupiały się na podłodze. Już dawno nie widziałem ich oboga w takim stanie.
-Nie obchodzi mnie nic! Masz mi go sprowadzić do domu. Całego i zdrowego - zaczęła płakać po czym wtuliła się w wniego.
Szatyn objął ją i przycisną do siebie. Dał mi znak aby podszedł i także pocieszył mamę. Wolnym krokiem zbliżyłem się do nich. Potarłem ramię rodzicielki następnie również ją przytuliłem. Płakała jak małe dziecko.
-Mamo - szepnąłem. - Mamo! - prawie krzyknąłem próbując skupić jej uwagę na sobie. - Jai wróci do domu. Przywieziemy go z powrotem. Objecuję Ci to.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam po długiej przerwie, która trwała trzy tygodnie. Już się tłumacze. Na początku miałam kłopoty z komuterem, kiedy już go nareperowałam cały dzień siedziałam w szpitalnej przychodni aby dowiedzieć się, że mam wrócić za tydzień. Następnie były święta i moja trzy dniowa wizyta w szpitalu. ALE OTO I ON! Naprawdę długo ślęczałam przy tym rozdziale i nie wyobrażacie sobie bólu moich łokci. Ryly! Mam nadzieję, że się wam podoba, bo mi bardzo i jaram się bardziej niż Dystrykt 12 po nalocie Kapitolu we W pierścieniu ognia (tylko Trybut zrozumie trybuta).
OŁ MAJ FAKIN GASZ! Wiecie, że peril ma 21 tyś wyświetleń? Tak. to taka cyfra z trzema zerami na końcu! Czułam się tak.... lsguorwheguoshuohuohoiushv
Untitled
Blog ma 4 miesiące i 21 000 wysietleń a to wszystko jest waszą zasługą!
Zastanawiałam się nad sequelem Peril... Kilka osób mnie o to pytało ale nie wiem kto by to czytał, więc... zrobiłam ankietę. Bardzo prosze abyście na nią zagłosowali jest tu --> http://perillifesequel.mojasonda.pl
BŁAGAM! Zagłosującie w niej.
Więc... nie wiem co jeszcze mogę dodać... to chyba tyle.
Dziękuje za cierpliwość i jeszcze raz przepraszam.
Luv ya all <3

sobota, 12 kwietnia 2014

Info!

Chwilowo jeszcze nie mam dostępu do komputera. Staram się jak mogę ale jednak muszę zanieść laptopa do serwisu. Przepraszam. Mam nadzieję, że wytrzymacie :)
Kocham, przepraszam i dziękuję za cierpliwość.
Notkę piszę na komórce xx

środa, 9 kwietnia 2014

Bry!

Dziś nie mogę dodać rozdziału, bo zepsuł mi się komputer. Przepraszam, że znów was zawiodłam. Jak tylko naprawię laptopa rozdział się pojawi i oczywiście was o tym poinformuję. Ciągle próbuję naprawić tę usterkę ale nie wiem czego w ogóle do niej doszło.
Przepraszam jeszcze raz.
kocham i ściska.

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 29

~LUKE'S POV~
-Słucham?! - krzyknąłem.
-Pogadamy jak wrócisz - burknął mój brat.
-Nie. Powiedziałem. Bez Victorii nie wychodzę.
-A jak będziesz mieć pewność, że jest bezpieczna? - warknął Daniel.
-Wtedy tak.
-To jest hangar jej brata. Nic jej się nie stanie. Wracaj tu to Ci wszystko wytłumaczę.
Wryło mnie. To niemożliwe. Przecież ona miała siostrę Veronicę. Nie brata Victora, który usiłuje się nas pozbyć. Po chwili namysłu razem z bliźniakiem wbiegliśmy po schodach. Kiedy ześlizgiwaliśmy się po drabinie usłyszeliśmy huk otwieranych drzwi hangaru. Wpadliśmy do auta, które od razu ruszyło.
-Co to do cholery było?! - warknąłem.
-Prawda. Crawford jest jej bratem.
-Łżesz!
-Nie. Ona jest wtyką! Chris'owi też ją wcisnął!
-Co?!
Nie docierało to do mnie.
-Przestańcie się kłócić! Jesteście przyjaciółmi! - uspokoił nas James.
-On posądza moją dziewczynę o sprzymierzanie się z wrogiem!
-Ść! - przerwał wszystkim Jai. - Słyszycie?
-Co znowu?!
-Pikanie. Nie słyszycie jak coś pika?
-Cholera - Beau zatrzymał gwałtownie auto a wszyscy z niego wyskoczyliśmy.
Był to ostatni moment, bo po chwili samochód staną w płomieniach. Każdy klną. Mój starszy brat zadzwonił po Austina, który zajmował się tym terenem. Był naszym przyjacielem. Chłopaki próbowali mnie zagadać ale ja trawiłem informacje. To było nie możliwe żeby Vicky była wtyczką. I co jeszcze? Może to przez nią nie złapaliśmy wcześniej Crawforda? O i ona nam wykradła pendrive? Um... jeszcze przez nią postrzelili Jai'a. To nie miało dla mnie żadnego sensu. Całą drogę do głównej autostrady milczałem. Austin podjechał po nas czarnym Van'em. W milczeniu wsiedliśmy do niego.
-Muszę ją odnaleźć - odezwałem się.
-Po co? Więcej kłamstw? Mało ci? - parsknął Skip.
-Nie. Chcę to od niej usłyszeć. Nie wierzę Ci. Mimo tego, że jesteś moim przyjacielem.
Nastała kolejna długa cisza, którą przerwał Austin oznajmiając, że jesteśmy na miejscu.
-Beau... możemy pogadać? - zaczepiłem brata.
-Jasne. Idźcie. Zaraz przyjdziemy.
Demi posłała nam uśmiech i jako ostania zniknęła za drzwiami domu naszego przyjaciela.
-Ja mówiłem serio. Chcę ją odnaleźć. Muszę wiedzieć czy to co mówi Daniel jest prawdą.
To nie jest żaden wielki problem. Miała nasz kombinezon. Zaraz się to ogarnie - ruszył w stronę wejścia.
-Jest jeszcze coś - zatrzymałem go.
-Co?
-Kocham ją. Obiecałem, że nie pozwolę by stała jej się krzywda. Sam mówiłeś, że jak Brooks obiecuje zawsze dotrzymuje słowa. Ja je złamałem.
-Mówiłem też żeby wyłączyć uczucia, bo skończycie jak ja - rzucił.
Nie wnikałem dalej. Wiedziałem, że to dla niego drażliwy temat. On i Demi. Zamknąłem za sobą drzwi i zrzuciłem buty. Każdy został do czegoś przydzielony. Ja z Jai'em załatwialiśmy transport do domu, James i Beau próbowali znaleźć Vicky, a Demi zajęła Skipa w kuchni pod pretekstem pomocy w przygotowywaniu jedzenia. Miałem jednak świadomość, że chodziło o coś zupełnie innego. A mianowicie o jego wątpliwości co do Vicky. Kiedy już poprosiłem kumpla aby przyjechał po nas do Adelaide James wpadł do salonu z laptopem w ręku.
-Znalazłem ją! - wykrzyknął.
-Gdzie jest? - prawie spadłem z kanapy.
-Ktoś ją wiezie na południe, w stronę Lonsdale. Ale sygnał jest zagłuszony. Jakby miała przy sobie inny nadajnik.
-Jadę tam - oznajmiłem.
-Stary to po drugiej stronie, za Adelaide - zaoponowała Demi.
-Nie obchodzi mnie to.
Założyłem buty i pożyczyłem kluczyki do auta Austina, który nie miał nic przeciwko. Wszyscy ruszyli za mną.
-Czekajcie! - zatrzymał nas Yammouni. - Ten ktoś zboczył z kursu. Zmienił kierunek na... Melbourne. Znaczy nie jestem pewien ale jakbym miał obstawiać to właśnie tam.
-James pakuj się! Jedziemy po nią.
-Nie! Jedziemy do domu! Koniec! - wykrzyknął Beau. - Nie obchodzi mnie to kim on dla Ciebie jest! James twierdzi, że jedzie do Melb, więc jedziemy do Melb. Ale nie dla niej tylko do domu. Mamy ważniejsze sprawy.
-Jak ja Ci tak powiedziałem kiedy porwali Demi to zamknąłeś mnie w piwnicy! Mam zrobić to samo?!
~VICKY'S POV~
Czułam pod sobą materac. Kołdra, którą byłam przykryta zsunęła się z jednej ze związanych nóg. Chciałam wyciągnąć ręce żeby ją poprawić ale nie uniemożliwiła mi to taśma, którą zostały sklejone. Dodatkowo zaciśnięty mocno sznur ledwo przepuszczał krew przez żyły. Otworzyłam oczy. Znaczy miałam taki zamiar ale był zakryte przez jakąś chustkę. Wspomnienia z ostatniego wieczoru rzuciły się na mój umysł niczym piranie na mięso. Może nie kąsały aż tak ale były bolesne. Z trudem przekręciłam się na drugi bok próbując wyswobodzić jedną z rąk jednak moje starania skończyły się na tym, że mocniej obtarłam sobie nadgarstki.
-Och, widzę, że księżniczka się obudziła - usłyszałam ten sam kobiecy głos.
Znałam ten głos.
-Dobra! Bierzcie ją do auta!
Poczułam jak ktoś mnie podniósł i chwilę potem zostałam rzucona o podłogę w bagażniku.
-Sorki, kochanie. Z przodu nie ma miejsca - zaśmiała się szyderczo.
Kiedy klapa opadła próbowałam sięgnąć do kieszeni po telefon. Idioci nie przeszukali mnie. samochód ruszył ułatwiając mi zadanie. Komórka wypadała a ja ją złapałam związanymi rękami. Z wielkim trudem pozbyłam się opaski z oczu. Wykonałam coś na kształt akrobacji w miejscu i takim sposobem telefon znalazł się przy mojej twarzy. Wcisnęłam główny przycisk i odblokowałam ekran. Wszystko za pomocą nosa. Wybrałam numer Tori jednak nie było zasięgu. Nie wiedziałam jak długo go nie będę miała jednak na moje szczęście po czterech godzinach powrócił. Tak, spędziłam ogólnie koło sześciu godzin w bagażniku. Żołądek skręcał mi się z głodu, język wysechł prawie na wiór a wszystkie kończyny zdrętwiały. Dostałam powiadomienie o ponad czterdziestu nieodebranych połączeniach od Luke'a, dwudziestu od Jai'a i Demi, piętnaście od Beau i po siedem od Skipa i Jamesa. Tymczasowo zignorowałam to i ponownie wybrałam numer Doncasto. Odebrała po trzecim sygnale.
-Gdzie jesteś?
-Ść - szeptałam. - Wiem, że to głupio zabrzmi ale ktoś mnie porwał. Nie wiem gdzie jestem i gdzie mnie wiozą ale od kilku godzin jestem zamknięta w bagażniku.
-Co?!
-Powiedziałam ść. Ratuj.
Nagle auto się zatrzymało. Rozłączyłam połączenie ponawiając wcześniejsze akrobacje telefon trafił do kieszeni. Klapa otworzyła się a słońce raziło mnie po oczach, które od razu przymknęłam.
-Ktoś tu jednak nie chce po dobroci.
-Gdzie jestem?
-W domu. No prawie - parsknęła dziewczyna.
Z trudem podniosłam się klękając na kolanach. To rzeczywiście było Melbourne.
-A teraz zobaczysz się z tatusiem - burknęła uśmiechając się Carly.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że jest późno ale miałam kłopoty z kompem. I jak? Zaskoczeni? Czym najbardziej? Czekam na opinie :*
DZIĘKUJĘ ZA PONAD 15 500 WYŚWIETLEŃ! NAWET NIE WIECIE ILE TO DLA MNIE ZNACZY <3



UWAGA!

Rozdział dodam jeszcze dziś ale potem, ponieważ mam problemy z komputerem.
Przepraszam ily x

czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 28

-Słucham?! - pisnęłam. - A już go nie łapaliście niedawno?
-Wtedy zwiał. Mają u nas wtyczkę a wtedy połowa naszych ludzi wiedziała. O dzisiejszej akcji wiemy tylko my. Nie ma go kto powiadomić - mruknęła Demi.
Przez kolejne dwie godziny nikt się nie odzywał. Kombinowałam co mogę zrobić aby nie zdradzić się, ochronić brata i nie zepsuć chłopakom misji. Mój telefon za wibrował - wiadomość. A raczej kilka.

Po odpisaniu schowałam telefon do kieszeni. Po kolejnej godzinie Beau oznajmił, że już dojeżdżamy do Adelaide. Czyli do kryjówki Victora. Ciągle zastanawiałam się nad tym co mogę zrobić. Wysiedliśmy z samochodu a Demi przemknęła do hangaru. Wspięła się po drabinie prowadzącej do okna pokoju w którym mieszkałam. Chłopcy ruszyli za nią. Tylko ja stałam jak słup soli. Luke odwrócił się i podszedł do mnie.
-Jeżeli nie chcesz albo się boisz możemy zostać.
-Nie, nie. Już idę tylko się zamyśliłam - skłamałam.
Brunet pierwszą puścił mnie po metalowej konstrukcji. Kiedy wślizgnęliśmy się do pokoju każdy zaciągną kominiarkę na twarz. Przy łóżku leżała kartka. Oni ruszyli a ja się po nią schyliłam. To był list, który Luke mi dał. W którym wyznawał swoje uczucia. Jak mogłam go tu zostawić. Wsunęłam go za górną część kombinezonu.
-Co robisz? - wyszeptał Luke.
-Um... kartka mi wypadła.
-Jaka? - sięgnął po nią nie kłopocząc się tym, że wkłada mi rękę prawie pod stanik.
Rozłożył ją i prześledził tekst wzrokiem.
-Przecież to... - zamyślił się.
-Noszę ją przy sobie. Teraz mi wypadła.
-Wcześniej jej nie miałaś.
-Nie zauważyłeś. Chodź już - zabrałam kartkę umieszczając ją w tym samym miejscu.
Na palcach wyszliśmy z pomieszczenia i skierowaliśmy się do grupki, która siedziała skulona na szczycie schodów.
-James za mną jest pokój gdzie mają całą elektronikę. Posprawdzaj wszystko, zrzuć jak coś będzie potrzebne. Po prostu rób to co zawsze. Skip osłaniaj go - oznajmiła dziewczyna a oni zniknęli za drzwiami. - Bliźniaki macie się niezauważalnie przedostać tam - skazała na auto którym miałam kierować kiedy był tu wyścig. - My z Beau będziemy na wejściu. A ty Vicky... nie rzucaj się w oczy. Nie chcę żeby Ci się coś stało.
-Nic mi się nie stanie. Mogę iść z Luke'iem i Jai'em. Będę cicho.
-Wolałbym nie. Zostań - mruknął starszy bliźniak.
-Nie jestem dzieckiem - fuknęłam.
-Gołąbki pospieszcie się. Mamy koło trzech minut. Crawford zaraz tu przyjedzie - burkną Beau.
W końcu jednak zeszłam z młodszymi Brooks'ami i schowałam się za autem. Luke przykucnął koło mnie a Jai za drugim pojazdem.
-Muszę Ci coś powiedzieć - szepnęłam.
-A może potem?
-Powinnam teraz.
-Kochanie, teraz, trzymaj broń a pogadamy później - podwiną nasze kominiarki i pocałował mnie.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo drzwi od hangaru otworzyły się. Wycelowaliśmy w wejście. Po chwili pojawił się tam mój brat.
-Witam państwa. Nie radziłbym strzelać.
Zdziwiliśmy się i spojrzeliśmy na siebie. Skąd on wiedział, że tu jesteśmy? Żadne z nas ani drgnęło.
-Podejdę bliżej - szepnął chłopak koło mnie.
-No co? Nic? Ani strzału? Ani chociażby odpowiedzi? - zatrzymał się. - No nic.
Chciałam go powstrzymać ale nie zdążyłam. Kiedy tylko znikną za kołem auta ktoś złapał mnie za ramiona od tyłu. Wydałam z siebie cichy jęk. Napastnik wykręcił mi nadgarstek pozbawiając mnie broni. Jedną ręką zakrył mi usta a drugą trzymał za przedramiona. Ciągnął mnie w przeciwną stronę do wyjścia. Wciągnął do małego pomieszczenia. Związał mnie i zaklebnował. Rzucałam się i piszczałam ale to się na nic nie zdało.
-Więc tak. Odjadę ze swoimi ludźmi na piętnaście minut. Macie wtedy czas żeby się wycofać - usłyszałam Victora.
-Zapomnij! - krzyknął Beau.
Po chwili padł strzał a ja się przeraziłam. Przestałam się szamotać.
-Pudło. A nie... dobry strzał szkoda, że nie przewidzieliście tego, że zawsze można się zabezpieczyć.
Odetchnęłam z ulgą. Teraz jedynym problemem było to, że siedziałam związana i bez możliwości większego ruchu. Nie wiedziałam co się dalej stało, bo tajemniczy oprawca przystawił mi do nosa jakąś szmatkę, która mnie odurzyła.
Zostałam obudzona przez mocne szarpnięcie za włosy. Ospale otworzyłam oczy.
-Obudziła się - krzyknął jakiś facet.
Nie widziałam zupełnie nic. Tylko wszechobecną mgłę. Wszystko było rozmazane.
-To dobrze - odpowiedział kobiecy głos.
Kiedy mgła przed oczami zaczęła się rozrzedzać ktoś mi je zakrył chustką. Ponownie straciłam przytomność.
~LUKE'S POV~
Prześlizgnąłem się obok koła wystawiając pistolet.
-Stary, wycofujemy się. James ma już jakieś informację - poinformował mnie brat.
Powoli zacząłem się wyczołgiwać za samochód.
-Gdzie jest Vicky? - szepnąłem.
Jai tylko wzruszył ramionami. Stwierdziłem, że wcześniej przeszła do Demi i Beau. Crawford tak jak obiecał wyszedł z hangaru. Wbiegliśmy po schodach. Skip i Jamzi wyszli z pokoju i wszyscy przeszliśmy do pomieszczenia z drabiną. Kiedy Daniel jako ostatni się po niej zsuwał spytał :
-Gdzie jest Vicky?
-Myślałem, że jest z wami - spojrzałem na Carnvali.
-Nie. Ona była z wami. Ja z Beau siedzieliśmy w tym samym miejscu przez cały czas - wyjaśniła dziewczyna.
-Cholera! Ona tam została! - krzyknąłem i ponownie zacząłem wspinać się po metalowej konstrukcji.
-Luke! Poczekaj! Nie możesz tam wrócić! - bracia próbowali mnie zatrzymać.
-Muszę! - rzuciłem i wskoczyłem ponownie do pokoju.
Już miałem iść dalej ale zatrzymała mnie pewna rzecz. Na podłodze, koło szafy leżała... moja koszulka. Podniosłem ją. Zdecydowanie należała do mnie. W oknie pojawił się mój bliźniak.
-Ruchy! Mamy siedem minut.
-Zobacz. Przecież to moja koszulka.
-Dałeś ją Vicky. A tak a propos... Nie szukasz jej!
-Wiem. Ale...
-Dedukować będziesz potem.
Brat zaciągnął mnie na główną halę pełną samochodów i sprzętów do ich naprawy. Obaj krzyczeliśmy imię mojej dziewczyny ale nikt się nie odzywał.
-Musimy iść - szturchnął mnie.
-Nie. Bez niej nie wychodzę.
Zbiegłem po schodkach i zaglądałem pod każde auto, dalej nawołując. Brat staram się mnie ogarnąć ale ja nie dawałem za wygraną.
-Nie ma jej - burknął Jai do krótkofalówki.
-Przecież nie wyparowała! Dobra, wracajcie. Znajdziemy ją - odpowiedział Beau.
-Nie - warknąłem.
-Luke nie wygłupiaj się. Znajdziemy ją. Obiecuję. A wiesz, że jak Brooks'owie obiecują to zawsze dotrzymują słowa.
-Obiecałem Vicky, że nie dam jej skrzywdzić.
-Właściwie to dlaczego Ci tak na niej zależy?
Przemyślałem wszystko za i przeciw. Przecież to moi przyjaciele, zrozumieją.
-Bo ją kocham.
-Ha, szkoda, że tak niewiele o niej wiesz - odparł Skip.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że dopiero dzisiaj dodaję ale wczoraj nie miałam jak. Późno do domu wróciłam i padłam jak zabita.
Nieuchronnie zbliżamy się do końca tego FF. Prawdopodobnie rozdziałów będzie 30-35.
DZIĘKUJĘ ZA PONAD 14 600 wyświetleń.
Przepraszam jeszcze raz za wszelkie opóźnienia. W końcu wzięłam się za siebie i za naukę.
KOCHAM WAS <3