sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 17

-Żartujesz? - wyszłam do kuchni.
-Nie. Zadzwoń do Tylera. Przyjedzie po ciebie a potem dostaniesz samochód i GPS. Jeszcze dziś tu przyjedziesz.
-Prima aprilis jest w kwietniu. A jest styczeń.
-Vicky. Ja nie żartuję, naprawdę. Jesteś tu potrzebna.
-Silnik może naprawić każda inna osoba.
-Tu nie chodzi o naprawę czegokolwiek. Musisz tu przyjechać. Jest pewien bardzo ważny wyścig.
-O nie, nie pojadę tylko z powodu wyścigu.
-Czy ty... ? Czy ty się do nich przywiązałaś?
-Powaliło cię? - prychnęłam. - To po prostu będzie dziwne.
-Nie będę wnikać. Po prostu tylko ty możesz tu kogoś pokonać. Da nam to duży dostęp do broni, aut i podniesiesz nam opinię.
-Vic, mam to gdzieś. Jestem zmęczona. Nic mi się nie chce.
-Victoria. Ja nie pytam. Ja stwierdzam fakt. Masz przyjechać.
-Wiesz jak bardzo skupiłam się na tym co robię tu. Wiesz, jak nienawidzę takich akcji. Jeszcze tamto ci daruje. Ale teraz jestem wkurzona i to na maksa - mówiłam groźnym tonem.
-Wiem ale... - zaczął ale mu przerwałam.
-Masz zajebiste szczęście, że jesteś moim bratem - warknęłam i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się.
Wróciłam do salonu i zła rzuciłam na podłogę. Wybrałam numer Tylera i poprosiłam aby była po mnie jak najszybciej może. Byłam zła. Nie. Byłam mega wściekła. Jak jeszcze nigdy. Chwilę później koło mnie pojawił się Jai.
-Coś się stało?
-Czego tak sądzisz?
-Bo jesteś nad wyraz śliczna - zaśmiał się. - Nie no policzki masz czerwone jak krew i zgrzytasz zębami tak głośno... A po za tym przygryzasz wargę i jak sądzę policzki od środka?
Zdałam sobie sprawę, że to właśnie robiłam.
-Po za tym cała się trzęsiesz - dodał Luke z kanapy.
-A kolor oczu mi się nie zmienił? - wstałam i przysunęłam się do niego tak blisko, że na bank miał kłopoty z oddychaniem.
-Tak. Ale nie musisz mi wkładać nosa do oczu - pstryknął mnie w nos.
-Co jest? Mi możesz powiedzieć.
-Właśnie w tym problem, że nie - dostałam sms od Tylera. - Muszę już iść. Veronica zadzwoniła, że muszę jechać do Adelaide. Przepraszam.
Wstałam i wbiegłam po schodach do pokoju bliźniaków. Zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia. Siadłam na podłodze i zawiązywałam trampki.
-A już miałem nadzieję, że pomożesz nam w organizowaniu urodzin naszej mamy - westchną zrezygnowany Jai.
-Przykro mi. Bardzo bym chciała ale muszę jechać.
-No jest jedno pocieszenie. A nawet dwa. Masz nasze numery i niedługo wracasz - zaśmiał się starszy brat.
-Tak. Pozdrówcie ode mnie Beau, wyściskajcie waszą mamę i przekażcie życzenia ode mnie.
Wstałam zarzuciłam plecak na plecy a bluzę zawiązałam w pasie. Podeszłam do Jai'a  i mocno wyściskałam.
-Proszę. Nie jedź.
-Muszę.
-Ale wróć. Kto mi będzie robił tosty do łóżka? Albo takie spaghetti?
-Aż tak ci smakowało? - zdziwiłam się ale on przytaknął. - To jak wrócę zrobię podwójną porcję specjalnie dla ciebie.
Ucieszył się jak dziecko. Nadeszła kolej Luke'a. Zamknął mnie w stalowym uścisku ramion. Kiedy byłam tyłem do jego bliźniaka wsuną mi kawałek papieru za szorty. Cmoknęłam go w policzek.
-Chyba nie tak powinnaś mnie całować? - mruknął cicho i seksownie zagryzł wargę.
Poczułam, że się czerwienie. Pożegnałam się jeszcze raz z chłopakami i wyszłam z ich domu. Przeszłam na swój podjazd gdzie czekał Tyler. Wsiadłam do auta i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
-Hej Ty - przywitałam się.
-Hej, jak tam? - ruszył.
-A nic nowego. Właśnie dowiedziałam się, że muszę jechać do Adelaide.
-Nie martw się. Tu rzadko łapią. A siedemnastolatka za kółkiem to nic strasznego.
-Nie ja nie o tym. Tylko dowiedziałam się przed chwilą, dosłownie.
-Przeżyjesz.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. W warsztacie przesiadłam się do mojego Astona i dostałam nawigację. Jones przekazał mi, że cel jest już wprowadzony. Wcisnęłam gaz i wyjechałam z podjazdu. Droga zajęła mi ponad siedem godzin. Na miejscu byłam w pół do jedenastej. Wjechałam do wielkiego hangaru. Kiedy tylko zobaczyłam mojego brata rzuciłam w niego morderczym spojrzeniem. Ale po chwili mordu rzuciłam się mu na szyję. W końcu nie widziałam go prawie tydzień.
-Tęskniłam. Nienawidzę cię. Ale tęskniłam.
-Wiem. Przepraszam. Jutro wieczorem jedziesz.
-To nie mogłam jutro po szkole przyjechać?
-Nie. Już mamy dla ciebie zajęcie - zaśmiał się stawiając mnie na podłogę.
-A ze mną się przywitasz? - Tori stała przede mną z otwartymi ramionami.
-Oczywiście, że tak - wyściskałam ją.
Później zaprowadzili mnie do pokoju gdzie miałam spać. Nic specjalnego ale było łóżko. To wystarczyło. Wzięłam szybko prysznic i położyłam się do łóżka. Po jakimś czasie przyszedł Vic. Siadł koło mnie i przeczesywał moje włosy.
-Coś się stało?
-Nie. Tak. Nie wiem. Martwię się. Nie chcę żeby... - zaciął się.
-Nic się nie stanie.
-Ostatnio też tak mówiłaś.
-Wiem. Ale teraz jestem bezpieczna. Oni się o mnie troszczą.
-Aż dziwne. Ale pamiętaj. Nie... nie angażuj się. Nie chcę żebyś się rozczarowała.
-Spokojnie. Nie mam jakoś teraz skłonności do... hm... związków? Nie. Kończymy to i ja jadę do Londynu.
-Taka była umowa. A ja zawsze dotrzymuję słowa. Dowiedziałaś się czegoś?
-Tak. W pokoju Beau znalazłam to - sięgnęłam do plecaka, wyciągnęłam pendrive i podałam bratu.
-O boże! Czy ty wiesz co to jest?! - krzyczał.
Do pokoju wpadła przestraszona Tori.
-Co jest... ? - ucięła kiedy zobaczyła moje znalezisko. - Ty to znalazłaś? Vicky!
-Ale czym wy się tak przejmujecie? I czego krzyczycie? Co to jest?
-To jest całe Janoskians.
-Co?
-Tu jest wszystko. Ich "pracownicy", wyścigi, akcje, broń, wszystko co kupowali, sprzedawali, kogo sprzątnęli.
Ostatnie słowa wywołały dreszcz na cały moim ciele. Nie wyobrażałam sobie bliźniaków z bronią. A w szczególności zabijających kogokolwiek. Ale trzeba było pogodzić się z prawdą.
-Dobrze, cieszę się ale czy mogę już pójść spać?
Jeszcze raz mocno mnie wyściskali, podziękowali i opuścili mój tymczasowy pokój. Zajrzałam do telefonu. Miałam dwie nowe wiadomości.


Uśmiechnęłam się do siebie. Miło, że o mnie pamiętali. I miło, że napisali "dobranoc". Niby takie proste słowo a ile szczęścia sprawia. Minęło pół godziny. Godzina. Dwie. Nie mogłam spać. W końcu wyciągnęłam z plecaka kartkę, którą Luke włożył w moje spodnie kiedy wychodziłam. Otworzyłam kopertę. Oczy musiałam mieć jak alufelgi od Jeepa. Tekst był napisany dość starannie. Ale mi chodziło o treść.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak wam się podoba? Jeszcze raz bardzo was przepraszam. Aha i znów muszę was zawieść, bo jutro nie dam rady dodać rozdziału. Kolejny będzie w poniedziałek ;) A potem wracamy do normalności czyli śród i sobót :3

9 komentarzy:

  1. MEGA SUUPPER ROZDZIAŁ!!! Było dużo momentów z bliźniakami AWWW...<333
    Ciekawe czy będą na wyścigu Hmmm??? Głupi Vic -_-
    @_MrsSwagger69
    Xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Luuuuuuckyyyyh *-*
    swietny, jejku:)
    czekam na nastepny:)
    @ilysm_jb_smg

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Niewiem co jeszcze napisać jakoś tak dziwnie. To słodkie że smsy napisali i strasznie ciekawa jestem co pisze w tym liście. Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  4. no weź w takim momencie :(
    lolz w ogóle to jest takie mega i super i boskie
    no wiec szybko wstawiaj nexta :D haha
    i życzę weny to w szczególności
    ps. świetne opowiadanie jedno z moich ulubionych :P

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny rozdział :D ale no weź w takim momencie helooł xD ciekawe co jest tam napisane i czy skapną się że zabrała im tego pendrive'a :o

    Czekam na następny xx

    ~@smileandwavexx

    OdpowiedzUsuń
  6. jejku niech Vicky nie wraca do Londynu tu ma lepiej ps: kocham i czekam na następny tylko tym razem niech będzie normalnie wstawiony xd hahaha <3 @daaarkforest

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziewczynoo kocham Cię normalnie <3 Rozdział jest ahvcjavbkavbd jak dla mnie powinnaś dodawać rozdziały dzień w dzień heh Trochę szkoda że Vicky okłamuje chłopaków ale w sumie oni ją też. Czekam na next :* @luvmyjusx

    OdpowiedzUsuń
  8. ha . znowu spuźnienie xs blog powinien pojawić się wczoraj . a jak nie to dzisiaj .ale jest tu puuuusto . xd
    podoba mi się twój blog ale te spuźnienia naprawde ludzi wkurzają .
    WENY ŻYCZĘ :) .

    OdpowiedzUsuń