-Co ja do cholery zrobiłam? - wymruczałam.
Zaczęło mnie potwornie suszyć. Zeszłam po schodach i zobaczyłam potworny bałagan. No cóż. Nie ma się czego dziwić. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam butelkę wody. Piłam ją łapczywie ale suchość w gardle nie ustępowała. Zatrzymałam się gdzieś w połowie napoju. Zauważyłam, że ani w salonie, piwnicy, kuchni czy garderobie nie było żywej duszy. Parter był pusty. Wyszłam na taras. W ogrodzie nadal stała trampolina i basem, wokół którego walały się kolorowe piłeczki. Aż dziwne. Zawsze po domówkach zapici imprezowicze gdzieś zalegają trupem. Wróciłam do swojego pokoju. Dopiero teraz spostrzegłam, że na moim biurku rozwalił się Jai, a na łóżku Luke. Podreptałam do sypialni gościnnej. Beau i James słodko chrapali. Zadałam sobie jedno pytanie. Gdzie jest Skip?! Przecież przeszukałam cały dom. Udałam się do ostatniego pomieszczenia mianowicie łazienki. Zastałam tam Daniela zwiniętego w kłębek tulącego ręcznik z gąbką z ustach. Jakim sposobem wcześniej go nie zauważyłam? Podniosłam ręce w geście poddania się i zawróciłam do pokoju w którym aktualnie byli bliźniacy. Położyłam się na łóżku. Powróciłam do wspomnienia z dzisiejszej pobudki. Byłam wtulona w Luke'a. Moja głowa leżała na jego obojczyku a ręce płasko przylegały do umięśnionej klatki piersiowej. Naszego nogi były splecione razem. Położyłam się tyłem do chłopaka i starałam się zasnąć. Jednak ten cholerny ból głowy i kac, oczywiście wszystko utrudniał. Nagle poczułam czyjś oddech na karku. Automatycznie mój łokieć ruszył w stronę brzucha osoby leżącej za mną. Lecz w ostatnim momencie ktoś go złapał i przysuną się do mnie.
-Spokojnie. To tylko ja. Nie musisz mnie bić - wyszeptał Luke wprost do mojego ucha.
Odetchnęłam głęboko. Odwróciłam się aby być przodem do niego. Spojrzałam w piękne czekoladowo-miodowe tęczówki. Poranne, a bardziej popołudniowe słońce rzucało na nie promienie nadając im blask. A może ona naturalnie się tak błyszczały. Głośno przełknęłam ślinę.
-Boisz się? - spytał a ja zaprzeczyłam. - To czego zmienił ci się kolor oczu?
-Nie uważasz, że za bardzo się na nich skupiasz?
-Nie - odparł bez namysłu.
-A skąd wiesz jaki kolor odpowiada za jaki nastrój?
-Jestem spostrzegawczy i mam dobrą pamięć.
Byliśmy tak blisko siebie, jak wtedy gdy ich budziłam. Nasze nosy się stykały a ja czułam jego przyspieszony oddech na ustach. Usłyszałam głos Demi w swojej głowie. Zależy mu na tobie. Wiedziałam, że zaraz znów złamię zasadę. Złapał mnie w talii i przysunął do siebie. Usta dzieliły milimetry. Poczułam chłodny metal kolczyka na wargach i wiedziałam, że dzieli to wszystko tylko sekunda. Jedno mrugnięcie oka, jedno uderzenie serca. Jednak w tym momencie wszechświat postanowił nie stawać po naszej stronie. Buch! Jai zwalił się z biurka i uderzył o podłogę, zahaczając, jak mi się zdawało o ramę łóżka. Odsunęliśmy się od siebie i rzuciliśmy w stronę leżącego chłopaka.
-Jai?! Wszystko w porządku? - pisnęłam.
-Oprócz tego, że mam cholernego kaca, kręci mi się w głowie, jest mi niedobrze i chyba rozwaliłem sobie łuk brwiowy to chyba tak.
Wstał a ja zobaczyłam rozcięcie w miejscu o którym mówił. Zaciągnęłam go na dół gdzie posadziłam na krześle. Przyniosłam z łazienki wodę utlenioną, waciki i plaster. Zaczęłam opatrywać ranę. Zmyłam krew. Kiedy płyn dezynfekujący dotknął tego miejsca chłopak syknął.
-Przepraszam - mruknęłam.
-Nie ma za co. Przecież to ja się uderzyłem. Moja wina. Było nie zasypiać na biurku - zaśmiał się a chwilę potem mu zawtórowałam.
Po chwili było po wszystkim. Rana nie okazała się poważna. Przykleiłam na nią plaster i delikatnie cmoknęłam. Jai złapał mnie w pasie i posadzi sobie na kolanach.
-Och widzę, że już ci lepiej?
-Przy tobie od razu - zażartował.
Kiedy już wszystkich obudziliśmy chłopcy zaczęli pomagać mi w sprzątaniu. Koło godziny pierwszej dom lśnił czystością. Dość szybko nam poszło zważając na to, że obudziliśmy się gdzieś w pół do dwunastej. Przenieśliśmy się ze sprzątaniem do ogrodu. Zbieraliśmy piłki ale w końcu doszło do bitwy. Byłam w drużynie James'a i Skip'a. Przeciwko nam trzech Brooks'ów. Nawet nie zauważyliśmy jak się rozpadało. Jednak nie mieliśmy zamiaru się poddać. W basenie oprócz piłeczek zaczęło przybywać wody. Byliśmy cali mokrzy ale pojedynek trwał nadal. Lało jak nigdy w Australii. Kiedy wszystkie piłeczki wylądowały w basenie chłopcy zabrali się do siebie. Weszłam do mieszkania i od razu wzięłam prysznic. Zadzwoniła Tori.
-Hej młoda. Jak tam impreza?
-Cześć. Świetnie się bawiłam. Dom już jest posprzątany. Jestem tak złachana, że nie wiem jak się nazywam. Idę spać.
-Dobra, nie męczę cię. Niedługo będę w domu.
-Aham - mruknęłam i położyłam się spać.
Momentalnie odpłynęłam w krainę Morfeusza.
~☆~
Obudziły mnie promienie popołudniowego słońca. Blond włosy delikatnie łaskotały twarz. Przekręciłam się na drugi bok. Zwinęłam w kulkę. Dziś niedziela. Jak to wszystko szybko zleciało. Trzeba będzie kiedyś powtórzyć taką imprezę. Wstałam i zebrałam jakieś ciuchy. Umyłam się i przebrałam. Gdy zeszłam na dół zobaczyłam Tori wylegującą się na sofie, która czytała jakąś gazetę.
-O widzę, że śpioszek wstał.
-Tak - odparłam i następnie kichnęłam.
Zrobiłam śniadanie złożone z tostów i herbaty. I kichnęłam. Podczas jedzenia posiłku powtórzyło się to kilka razy.
-Przeziębiłaś się?
-Chyba tak.
-To nie możesz iść jutro do szkoły.
-Tori, to zwykłe przeziębienie. Nie umrę od tego.
-Miałam się tobą opiekować. Vic by mnie zabił jakbyś się rozchorowała.
-Nie zabiłby cię, bo za bardzo cię kocha.
-Ale ciebie też. Więc marsz mi do łóżka.
-Nie. Nienawidzę nic nie robić.
-To pooglądaj telewizję. Albo załóż w końcu tego Twittera.
-I mam to robić cały dzień?
-Nie. Pozakładaj sobie wszystkie konta, poucz się, odrób lekcje, cokolwiek.
-Ale ja tak nie mogę. Kiedy kolejny wyścig?
-Dzisiaj ale nie pojedziesz. Ja pojadę. Proszę. Nigdzie nie wychodź.
-Masz szczęście, że cię lubię - rzuciłam.
-Też cię kocham - zaśmiała się. - Zaraz do ciebie przyjdę
Położyłam się pod kołdrą wcześniej biorąc laptopa. Tak jak poleciła mi Doncasto założyłam wszystkie fora czyli Twittera, Facebooka, Keeka, Instagrama. Niby już wcześniej miałam tam konta ale byłam zmuszona je pousuwać. I tak nie miałam tam znajomych. I właśnie w tamtym momencie wpadła Tori z termometrem i potwierdziła nasze przypuszczenia. Miałam 39 stopni gorączki, ciągle kichałam i kaszlałam. Była godzina piętnasta kiedy umierałam z nudów i postanowiłam włączyć jakiś film. Padło na Bling Ring. Emma była taka ... inna. Doszłam do wniosku, że spaprali tę robotę z włamaniami i ja bym to zrobiła o wiele lepiej. Te wywody przypomniały o mojej misji. Wyciągnęłam notatki o chłopakach i jeszcze raz je czytałam. Kilka punktów było intrygujących i zabawnych ale mimo to nauczyłam się ich na pamięć. I co teraz? Nuda zżerała mnie od środka. Miałam ochotę zrobić coś szalonego ale wiedziałam jak Vic i Tori by na to zareagowali. Musiałam być cicho i nie przyciągać uwagi. Koło godziny osiemnastej usłyszałam pukanie do moich drzwi.
-Od kiedy pukasz do drzwi, Tori? Dziś wtargnęłaś z tym - kichnięcie - termometrem jak burza - parsknęłam stojąc przed szafą.
-Ja jestem dżentelmenem i jak wchodzę do czyjegoś domu to pukam - usłyszałam męski głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam Jai'a.
-Co ty tu robisz?
-Też miło cię widzieć, z chęcią się do ciebie przytulę - rozłożył ramiona w których po chwili namysłu już byłam. - Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz.
Dlaczego Luke tego nie zrobi? Czego on nie sprawdzi jak się czuję?
-Było mnie uprzedzić. Ogarnęłabym to tu trochę - spojrzałam na niezasłane łóżko.
-Ty widziałaś mnie jak spałem, i nasz pokój. Nic tego nie przebije. Po za tym nie miałem jak cię uprzedzić. Nie dałaś mi swojego numer, Twittera czy czegokolwiek.
-No tak. Ja głupia - zaśmiałam się.
Wymieniliśmy się numerami. Zeszliśmy na parter.
-Vicky! Jadę do Tylora. Musi mi naprawić jedną rzecz w aucie - usłyszałam Tori gdy siedliśmy w kanapie przed telewizorem.
-Głupia jesteś czy jak? Ja chcę to zrobić! Tak dawno nie zaglądałam pod maskę. Proszę.
-Nie. Zostajesz. Wiem, jak bardzo byś chciała ale nie pozwolę ci.
Ciągle, kichałam i kaszlałam flegmą, więc to było oczywiste, że się nie zgodzi ale próbować trzeba.
-No dobra - opadłam zrezygnowana na sofę obok Jai'a.
-Nie wiem kiedy wrócę. Możliwe, że jutro. Ale do szkoły i tak nie idziesz.
-Co?! I jeszcze nie idę do szkoły? No weź! Nie rób mi tego! NIE! Co ja będę robić? Liczyć płatki w pudełku z musli? - krzyczałam sfrustrowana, to dziwne ale lubiłam szkołę.
-Nie. Koniec i kropka. Możesz kogoś zaprosić ale wątpię, bo wszyscy idą do szkoły.
-Jeżeli mogę się wtrącić - odparł Jai, uciszając nas. - My nie idziemy do szkoły. Luke też się rozchorował a ja ledwo wyprosiłem mamę, żeby tu przyjść. My możemy jutro posiedzieć z Vicky.
-Spoko. Chata wasza. Jadę do Ty'a potem do Adelaide. Nie rozwalicie domu?
Wszystko nagle się zmieniło. Byłam zła, że mam bezczynnie siedzieć w domu a za moment dowiaduję się, że prawdopodobnie spędzę cały dzień z chłopakami. A potem znów wstępuje złość, bo nie zobaczę brata.
-To ja też chcę jechać. Nie bierz tego do siebie Jai.
-Nie. Masz wybór. Zostajesz sama albo z chłopakami.
-Nie wybaczę ci tego ale wolę być z chłopakami. Jedź już.
-W takim razie jadę dziś i wracam jutro wieczorem. Kocham Cię! - przytuliła mnie do siebie i zaczęła szeptać do mojego ucha. - Idź do nich. Spędź z nimi jak najwięcej czasu. Nad zlewem są proszki jakby trzeba było ich uśpić na jakiś czas żeby przeszukać dom.
Och, na pewno je wykorzystam. Nagle doznałam olśnienia. Przecież po to tu byłam. A na razie spoufalam się z wrogiem. No właśnie, Vicky. Co ty robisz? Włączyłaś uczucia. Oni prawdopodobnie chcieliby cię wykorzystać. Tak jak Chris. Nie pozwól na to. Myślisz, że są lepsi? NIE! Oni są do wyeliminowania. Nie daj się zwieść słodką buźką. Oni są celem a ty pociskiem. Nadszedł czas na pobudkę i robienie tego po co tu przyjechałaś. Zniszcz ich.
-Potrzebuje pomocy. Niech ktoś dziś napadnie dom Brooks'ów. Czuję, że mnie przyjmą jak pokażę im na co mnie stać - wyszeptałam.
-Załatwione. No to ja już lecą. Pa Jai - machnęła do nas i wyszła.
-O widzę, że śpioszek wstał.
-Tak - odparłam i następnie kichnęłam.
Zrobiłam śniadanie złożone z tostów i herbaty. I kichnęłam. Podczas jedzenia posiłku powtórzyło się to kilka razy.
-Przeziębiłaś się?
-Chyba tak.
-To nie możesz iść jutro do szkoły.
-Tori, to zwykłe przeziębienie. Nie umrę od tego.
-Miałam się tobą opiekować. Vic by mnie zabił jakbyś się rozchorowała.
-Nie zabiłby cię, bo za bardzo cię kocha.
-Ale ciebie też. Więc marsz mi do łóżka.
-Nie. Nienawidzę nic nie robić.
-To pooglądaj telewizję. Albo załóż w końcu tego Twittera.
-I mam to robić cały dzień?
-Nie. Pozakładaj sobie wszystkie konta, poucz się, odrób lekcje, cokolwiek.
-Ale ja tak nie mogę. Kiedy kolejny wyścig?
-Dzisiaj ale nie pojedziesz. Ja pojadę. Proszę. Nigdzie nie wychodź.
-Masz szczęście, że cię lubię - rzuciłam.
-Też cię kocham - zaśmiała się. - Zaraz do ciebie przyjdę
Położyłam się pod kołdrą wcześniej biorąc laptopa. Tak jak poleciła mi Doncasto założyłam wszystkie fora czyli Twittera, Facebooka, Keeka, Instagrama. Niby już wcześniej miałam tam konta ale byłam zmuszona je pousuwać. I tak nie miałam tam znajomych. I właśnie w tamtym momencie wpadła Tori z termometrem i potwierdziła nasze przypuszczenia. Miałam 39 stopni gorączki, ciągle kichałam i kaszlałam. Była godzina piętnasta kiedy umierałam z nudów i postanowiłam włączyć jakiś film. Padło na Bling Ring. Emma była taka ... inna. Doszłam do wniosku, że spaprali tę robotę z włamaniami i ja bym to zrobiła o wiele lepiej. Te wywody przypomniały o mojej misji. Wyciągnęłam notatki o chłopakach i jeszcze raz je czytałam. Kilka punktów było intrygujących i zabawnych ale mimo to nauczyłam się ich na pamięć. I co teraz? Nuda zżerała mnie od środka. Miałam ochotę zrobić coś szalonego ale wiedziałam jak Vic i Tori by na to zareagowali. Musiałam być cicho i nie przyciągać uwagi. Koło godziny osiemnastej usłyszałam pukanie do moich drzwi.
-Od kiedy pukasz do drzwi, Tori? Dziś wtargnęłaś z tym - kichnięcie - termometrem jak burza - parsknęłam stojąc przed szafą.
-Ja jestem dżentelmenem i jak wchodzę do czyjegoś domu to pukam - usłyszałam męski głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam Jai'a.
-Co ty tu robisz?
-Też miło cię widzieć, z chęcią się do ciebie przytulę - rozłożył ramiona w których po chwili namysłu już byłam. - Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz.
Dlaczego Luke tego nie zrobi? Czego on nie sprawdzi jak się czuję?
-Było mnie uprzedzić. Ogarnęłabym to tu trochę - spojrzałam na niezasłane łóżko.
-Ty widziałaś mnie jak spałem, i nasz pokój. Nic tego nie przebije. Po za tym nie miałem jak cię uprzedzić. Nie dałaś mi swojego numer, Twittera czy czegokolwiek.
-No tak. Ja głupia - zaśmiałam się.
Wymieniliśmy się numerami. Zeszliśmy na parter.
-Vicky! Jadę do Tylora. Musi mi naprawić jedną rzecz w aucie - usłyszałam Tori gdy siedliśmy w kanapie przed telewizorem.
-Głupia jesteś czy jak? Ja chcę to zrobić! Tak dawno nie zaglądałam pod maskę. Proszę.
-Nie. Zostajesz. Wiem, jak bardzo byś chciała ale nie pozwolę ci.
Ciągle, kichałam i kaszlałam flegmą, więc to było oczywiste, że się nie zgodzi ale próbować trzeba.
-No dobra - opadłam zrezygnowana na sofę obok Jai'a.
-Nie wiem kiedy wrócę. Możliwe, że jutro. Ale do szkoły i tak nie idziesz.
-Co?! I jeszcze nie idę do szkoły? No weź! Nie rób mi tego! NIE! Co ja będę robić? Liczyć płatki w pudełku z musli? - krzyczałam sfrustrowana, to dziwne ale lubiłam szkołę.
-Nie. Koniec i kropka. Możesz kogoś zaprosić ale wątpię, bo wszyscy idą do szkoły.
-Jeżeli mogę się wtrącić - odparł Jai, uciszając nas. - My nie idziemy do szkoły. Luke też się rozchorował a ja ledwo wyprosiłem mamę, żeby tu przyjść. My możemy jutro posiedzieć z Vicky.
-Spoko. Chata wasza. Jadę do Ty'a potem do Adelaide. Nie rozwalicie domu?
Wszystko nagle się zmieniło. Byłam zła, że mam bezczynnie siedzieć w domu a za moment dowiaduję się, że prawdopodobnie spędzę cały dzień z chłopakami. A potem znów wstępuje złość, bo nie zobaczę brata.
-To ja też chcę jechać. Nie bierz tego do siebie Jai.
-Nie. Masz wybór. Zostajesz sama albo z chłopakami.
-Nie wybaczę ci tego ale wolę być z chłopakami. Jedź już.
-W takim razie jadę dziś i wracam jutro wieczorem. Kocham Cię! - przytuliła mnie do siebie i zaczęła szeptać do mojego ucha. - Idź do nich. Spędź z nimi jak najwięcej czasu. Nad zlewem są proszki jakby trzeba było ich uśpić na jakiś czas żeby przeszukać dom.
Och, na pewno je wykorzystam. Nagle doznałam olśnienia. Przecież po to tu byłam. A na razie spoufalam się z wrogiem. No właśnie, Vicky. Co ty robisz? Włączyłaś uczucia. Oni prawdopodobnie chcieliby cię wykorzystać. Tak jak Chris. Nie pozwól na to. Myślisz, że są lepsi? NIE! Oni są do wyeliminowania. Nie daj się zwieść słodką buźką. Oni są celem a ty pociskiem. Nadszedł czas na pobudkę i robienie tego po co tu przyjechałaś. Zniszcz ich.
-Potrzebuje pomocy. Niech ktoś dziś napadnie dom Brooks'ów. Czuję, że mnie przyjmą jak pokażę im na co mnie stać - wyszeptałam.
-Załatwione. No to ja już lecą. Pa Jai - machnęła do nas i wyszła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka! Przepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału. Miałam mały rozgardiasz. W ogóle to czy wy też macie czasem takie dni, że wszystko ale to wszystko się sypie? Ja właśnie taki mam -.-" W sobotę dodam kolejny. Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzicie ;) Jak wam się podoba? Macie jakieś przemyślenia? Oczywiście czekam na komentarze ^^
Luv ya :*
Świetny rozdział! Nie jestem zła za opóźnienie, wiem jak to jest. Boże prawie się pocałowali! Vffhjvgg Ciekawe czy ten jej plan wypali, jak to się potoczy. Do następnego!
OdpowiedzUsuńJezusie *.*
OdpowiedzUsuńMój Jai._. Tak mi go szkoda.... byłabym wredna ale lepiej nie. xD
Rozdział jak zwykle genialny.
Dobra zmykam pisać dla naszej poprawy humoru ;D
~~ Tyna Brooks ;*
OMG! Świetny rozdział czekam na następny i następny , i następny hah @luvmyjusx
OdpowiedzUsuńswietny, nie moge doczekac sie nowego;)
OdpowiedzUsuńrozdział genialny, zresztą jak zawsze, hehs:):)
OdpowiedzUsuńczekam na następny :)))
@ilysm_jb_smg :):)
Rozdzial super. Czekam na nastepny. Oby bylo wiecej momentow z Lukeyem :) .
UsuńDo soboty :D
Ily <3
Aww...znowu był słodkie momenty z bliźniakami...ciekawe jak będzie wyglądała ta napaść na dom, już sobie ją wyobrażam ;D
OdpowiedzUsuńDo następnego xx
@_MrsSwagger69
Xoxo
swietnie piszesz! nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu :) xx
OdpowiedzUsuńJak Ci obiecuję, tak komentuję.
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały, jak każda Twoja twórczość.
Vicky, mam nadzieję, że będziesz pisać o wiele lepiej niż teraz, jeśli jest to jeszcze możliwe.
Pozdrawiam i weny życzę.
Heeej :** Wczoraj w nocy znalazłam twojego bloga i przeczytałam wszystkie rozdziały (moim zwyczajem, od końca a nie od początku, ale i tak przeczytałam xd tak, wiem jestem popaprana ;DD). Tak, więc... opowiadanie mi się straszliwie podoba, jest zajebiste ;)) Tematyka świetna, wszystko dbrze opisane i akcja nie rozwija się ani za szybko, ani za wolno. No poprostu idealne <3 Dotychczas czytałam tylko fanfictions o Larry'm Stylinsonie, a te hetero omijałam xd Ale to naprawdę przypadło mi do gustu ;) Pozdrawiam i czekam na następny rozdział! xx
OdpowiedzUsuńPs. To dziwne, ale ja też mam na imię Wiktoria (i w sumie też wolę "Wiki" od pełnego imienia :D), także jestem Directioner i Janoskianator i też mam 15 lat ;** (Ale oprócz tego jestem też Larry Shipper xd) Jak siostry, buhahah :D Dobra, idę już, bo mi odpierdala xD
właśnie natrafiłam na twojego bloga i stwierdzam że jest świetny :D coś czuje że vicky wcale nie będzie chciała dopuścić do zrealizowania tego całego "planu" xD już nie mogę doczekać się następnego rozdziału! :)xx
OdpowiedzUsuńspuźniona ! rozdział miał być w sobotę !! !!! oszukujesz nas !!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: pisze się 'spóźniona', a po drugie: chyba każdemu może coś nagle 'wypaść', jakaś uroczystość' wyjazd' bark dostępu do neta czy nadmiar prac domowych! Ona nie chciała nas w żaden sposób oszukać, pewnie nie wiedziała, że nie będzie mogła dodać rozdziału na czas. A jeden dzień opóźnienia to chyba nie wielka tragedia :P To nie jest jej praca, obowiązek, ona robi to dla przyjemności i my nie możemy jej dyktować co ma robić (:
Usuń