czwartek, 19 czerwca 2014

Hejcia!

Moi kochani Perilnator ;))
Chciałam się wam pochwalić. Poprosiła jedną z czytelniczek o zrobienie okładki i... oto ona


Wykonała ją Mea Brooks autorka ff o Janoskians - Juggler jej TT to @Risa_real_life
Poprosiłam również jedną z czytelniczek o zwiastun jednak najpierw zrobi zapowiedz Rebellion a później jeśli nie będzie miała mnie dość poproszę ją również o Peril.
To chyba tyle ode mnie. Pracujemy nad Rebellion. I na razie jes dobrze. Rozdziały będą o wiele dłuższe niż tu ale krótsze niż Cień, TDB/TWTGA albo Cold/Chills/Frost Bite.
Powdrówki, kocham was bardzo i dziękuję za 34 i pół tysiąca wyświetleń <3



wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 35 - Finałowy

~VICKY'S POV~
Słyszałam. Słyszałam wszystko co mówił Luke. Całą jego historię o nas. Każdą relację z dnia w szkole. Każdą piosenkę jaką mi grał. Po prostu wszystko. Wewnętrznie skakałam ze szczęścia po ścianach, jednak coraz bardziej denerwowało mnie to, że nie mam kontroli nad własnym ciałem. Mimo, iż wszystko co robił Brooks było miłe ciągle chciałam uchylić się przed każdym pocałunkiem, gestem. Z ich rozmów domyśliłam się,że wiedzą o tym co zrobił mi Chris. Wracając do Luke'a. Napisał dla mnie piosenkę. Zagrał ją ze cztery razy, ale głównie na jego "playliście" gościła piosenka Little Things One Direction.
-Mam wrażenie, że to piosenka o Tobie. Tekst idealnie pasuje. Masz dołeczki w plecach, co wieczór pijesz herbatę i tak, gadasz przez sen. A jak Cię kiedyś nagrałem to narzekałaś żeby usunąć, bo brzmisz jak babcia z chrypą - zaśmiał się. - Albo jak Jai chciał Cię postawić na wadze, bo nie wierzył Ci, że jak to określiłaś " jesteś ciężka i gruba". Perfekcyjnie do Ciebie pasuje. A ja uwielbiam to grać. Chyba idealnie się dobraliśmy. Wiesz... mówiłem to już Twojemu bratu, moim też i Tori, Skip'owi, Jamesowi i w ogóle wszystkim tylko Tobie nie ale boję się... - zaciął się. - Ja ko... Powiem Ci jak się obudzisz - zadecydował.
Wstał, słychać było jak zbiera do plecaka książki i chowa gitarę do futerału. Podszedł do łóżka i pochylił się nade mną. Pocałował mnie w czoła a ja poczułam przechodzący po ciele dreszcz. I on też to poczuł, bo od razu się odsuną.
-Przepraszam. Przyjdę jutro. Nigdzie mi nie uciekaj - zażartował jednak to był chamski dowcip zważając na mój stan, a ja od razu pomyślałam, że zamienia się w Beau, bo jego żarty są mało śmieszne.
Około dwóch godzin później przyszła pielęgniarka, która zmieniła moją kroplówkę.
-Obie wiemy, że mnie słyszysz. Chciałam Ci tylko powiedzieć, że ten chłopak co tu ciągle przychodzi, Luke czy jakoś tak... on musi Cię bardzo kochać. Nie było dnia żeby go nie przyszedł odkąd tu trafiłaś. No może oprócz doby po transfuzji, bo wtedy pacjent musi przejść dwudziestoczterogodzinną kwarantannę ale poza tym można by już mu założyć u nas kartę stałego klienta - zachichotała. - Szkoda mi go. Ciągle łazi przybity mimo uśmiechu ale ma coś takiego w oczach jak u Ciebie siedzi, że... dawno czegoś takiego nie widziałam. Jest naprawdę zakochany. Trzymaj się. Wpadnę do Ciebie potem.
Ta kobieta była świetna. Codziennie po wyjściu Luke'a przychodziła, zmieniała mi kroplówkę i zawsze do mnie gadała ale dopiero dziś powiedziała co sądzi o jego uczuciach do mnie.
Naszły mnie wspomnienia z mojego ostatniego pobytu w szpitalu. Po tym jak Chris zgwałcił mnie po raz pierwszy. Nie zapadłam w śpiączkę ale nie za wiele pamiętam z tego okresu. Podobno zachowywałam się jak roślina. Nic nie jadłam, nie piłam. Po prostu leżałam, także pod kroplówką. Chodziłam tylko do łazienki.
~Flashback~
-No dalej Re. Nie daj się prosić. Będzie fajnie - szatyn szeptał mi do ucha.
Jego ręka była pod koszulką błądząc po moim brzuchu.
-Nie Chris. Zostaw mnie. Jestem zmęczona. Wracam do domu - próbowałam się wyrwać.
-Nie ma tak dobrze - zacisnął dłoń na mojej tali podnosząc mnie do góry.
Chłopak wszedł po schodach zmierzając do swojego pokoju.
-Chris! Puść mnie! Christopher! - miotałam się.
-Chciałabyś szmato. Myślisz, że nie wiem co tak naprawdę tu się dzieje? Masz mnie za debila? - rzucił mnie na łóżko. - Wiem, że podpierdalasz nam informacje i przekazujesz braciszkowi. Ale koniec z tym. Zemszczę się.
Zerwał ze mnie ciuchy i brutalnie zgwałcił. Bił, ciągnął za włosy. Zabrał coś dla mnie ważnego. Nigdy nie byłam przywiązana do kościoła, nie modliłam się, nie chodziłam na msze ale dziewictwo było dla mnie cenne. Chciałam oddać je komuś kogo bym kochała, kto kochałby mnie.
~*~
-Vicky! Otwórz! Błagam! - Victor walił pięściami w drzwi.
-Nie zrobimy Ci krzywdy. Wiemy co się stało. Victoria! - Tori także dobijała się do pokoju.
Podciągnęłam kolana pod brodę i cicho szlochałam. Nie otworzyłam. W końcu mój, zniecierpliwiony brat wyważył drzwi i oboje wpadli do pokoju. Doncasto pozostała w tyle podczas kiedy blondyn kucnął przede mną.
-Vic... - zaczął i wysunął dłoń w moją stronę jednak ja bardziej się skuliłam. - Dzwoń po karetkę.
Brunetka przytaknęła i wyszła z pokoju wyciągając z kieszeni komórkę.
-Skarbie powiesz mi? - pokręciłam głową mocniej zaciskając oczy i powstrzymując łzy.
Zbliżył się a ja odsunęłam. Nie chciałam być przez nikogo dotykana. Czułam się brudna. Myślałam o tym żeby podciąć sobie żyły ale nie chciałam ranić Victora. Po chwili przyjechała karetka. Kiedy ratownicy chcieli mnie podnieść, wyrywałam się. W końcu pozwolili mi samej wejść do pojazdu, ponieważ wszyscy byli tam mężczyznami podróż przebiegła w ciszy. Po dotarciu do szpitala zajęły się mną już kobiety jednak i przez nie, nie chciałam być dotykana. Czułam wstręt do samej siebie. Do sali wbiegł Christopher. Zanim ochrona i mój brat go wyprowadzili zdążył wykrzyczeć :
-Zabiję Cię szmato!
~LUKE'S POV~
Kiedy wyszedłem z sali od razu zgłosiłem lekarzowi, że Vicky się poruszyła. Wróciłem do domu i rzuciłem wszystko do pokoju, który dzieliłem z bliźniakiem. Moich braci znalazłem w pokoju starszego z nich. Aktualnie grali w Fifę, jednak kiedy mnie zauważyli zatrzymali mecz.
-Jak się czuje? - zaczął Jai.
-Nic nowego. Miała coś w rodzaju dreszczy. Mam nadzieje, że niedługo się obudzi.
-Ja też, bo widzę jak się męczysz - odparł Beau.
Posłałem mu słaby uśmiech.
-Jak mama?
-Pojechała do babci. Nawet nie wiesz jak ona się o was martwi. Ciebie i Vicky. Chyba zdążyła ją polubić - dodał.
-Zauważyłem. Jakieś wieści od Vic'a? - zmieniłem temat.
-Nie. Nic nowego. Norson zaszył się gdzieś i nie możemy go znaleźć. Nie wypłacał kasy, nie płaci za nic kartą. Jakby nie wychodził z domu, gdziekolwiek jest. Ale jest dobra wiadomość. Nie wyleciał poza granice Australii.
-Też mi dobre. Ale są.
-Zagrasz z nami? - spytał najmłodszy z nas.
-Jasne. Muszę się odstresować. Wiecie, że od kiedy Vicky jest w szpitalu to spałem łącznie może dziesięć godzin? - usiadłem na łóżku.
-Bracie, jak dajesz radę?
-Dla niej - mruknąłem odpierając kontroler i włączając mecz.
Nie pamiętam kiedy zasnęliśmy ale z samego rana obudził mnie dźwięk budzika. Jest weekend a ja zapomniałem go wyłączyć. We troje leżeliśmy w fioletowym pokoju, na łóżku. Jai próbował wyrwać Beau kołdrę podczas kiedy ja leżałem w ich nogach. Po cichu ulotniłem się z pomieszczenia i zabierając po drodze ciuchy udałem do łazienki. Po prysznicu zszedłem na dół i myślałem o zrobieniu dla braci śniadania jednak w lodówce było raptem światło i pół butelki ketchupu. Zostawiłem na stole kartkę, że wychodzę do sklepu i po chwili byłem w drodze do jednego z pobliskich spożywczaków. Stałem w kasie kiedy ktoś podszedł od tyłu i zakrył oczy.
-Demz... - mruknąłem odwracając się do przyjaciółki, która wróciła z LA.
-Też się cieszę, że Cię widzę. Jak się czujesz? - spytała a następnie kiwnęła głową żebym przesunął się w kolejce.
-Całkiem nieźle. Nie śpię za dużo ale daje radę.
-A Vicky?
-Nadal się nie obudziła ale w ciągu ostatniego tygodnia poruszyła się trzy razy. Sądzę, że to dobry znak - zacząłem wykładać produkty na taśmę. - A co w mieście aniołów?
-Pusto. Przeszukałam dokładnie wszystkie ich magazyny i kryjówki. Tak ich na pewno nie ma. Na stówę są tu, w Australii.
Zapłaciłem kasjerce a Caranvali pomogła mi spakować zakupy do siatek.
-Wpadniesz na śniadanie? - zapytałem.
-Wolę nie. Po ostatnich wydarzeniach nie widziałam się z Beau i nie gadałam z nim, więc...
-Dalej go kochasz? - wypaliłem prosto z mostu.
-Tak - wzruszyła ramionami. - Pamiętam jak mi powiedział, że macie gang. Najpierw się poryczałam a potem było już dobrze i do was dołączyłam. Ale jak mnie porwali to... miałam dokładnie to samo co Vicky ale uratowaliście mnie i teraz chronicie - uśmiechnęła się.
-Chronimy tych, których kochamy - objąłem ją ramieniem przytulając.
-Ale on mnie nie kocha.
-Kocha. Uwierz. Tylko nie chce żeby stała Ci się krzywda.
-Wiem, że to moja wina. To, że się rozstaliśmy i...
-Nie. Skończ z tym! To nie była, nie jest i nigdy nie będzie twoją winą. Tak jak i jego. Tak miało być a teraz wszystko się ułoży - zsumowałem chociaż sam w to nie wierzyłem.
Dotarliśmy do domu jednak te pół główki nadal spały. Demi wzięła się za rozpakowywanie zakupów a ja ogarnąłem kuchnię. Wspólnie postanowiliśmy, że tosty, gofry, płatki, naleśniki i jajecznice są przereklamowane, więc dla odmiany zrobiliśmy coś zdrowego, mianowicie kanapki z sałatą i pomidorami. Tak typowo a pysznie. Kiedy moi bracia zeszli do kuchni obudzeni przez wiadra wody usiedliśmy do stołu. Każdy nabrał jedzenia na talerz. Poczułem, że atmosfera gęstnieje, więc spojrzałem na bliźniaka pytającym wzrokiem. Kiwną głową na znak, że też czuje się niekomfortowo. Następnie obaj wstaliśmy od stołu wstawiając naczynia do zlewu i wyszliśmy bez słowa. Miałem świadomość, że właśnie zostawiłem Beau i Demi samych w kuchni ale wiedziałem, że dobrze robię. Oni potrzebowali chwili dla siebie a my z Jai'em zadowoleni rzuciliśmy się na łóżko, przybijając piątki i włączając wczorajszy mecz. Po pół godzinie zdecydowaliśmy się zejść i wybadać sytuację. Powoli wyjrzałem zza futryny aby ujrzeć Brooks'a i Caranvali siedzących za ręce i szepczących o czymś.
-To jak? Pogodziliście się? - wpadłem do pomieszczenia.
-Uknułeś to? - zaśmiała się.
-Oczywiście. Luke Anthony Mark Brooks zawsze ma plan. A teraz gołąbeczki ruszamy tyłki i idziemy do szpitala. No już! - popędzałem.
Kiedy moi bracia się umyli i przebrali wychodziliśmy z domu. Pojechaliśmy samochodem Beau. Dodam, że to było moje ulubione auto z jego kolekcji. No wiecie, nie często można pochwalić się Chevroletem Impala. Wyjechaliśmy z podjazdu. Każdy miał dobry humor. Podjeżdżając pod szpital zauważyłem czarne Renault Captur Tori. Kiedy auto się zatrzymało wysiedliśmy z niego i ruszyliśmy do windy. Po chwili witaliśmy się już z rodziną Vicky.
-Co u was? - zaczął Vic.
-Dobrze. Beau pogodził się z Demi. Luke napisał kolejną piosenkę a ja w końcu zdobyłem Puchar Mistrzów - odparł bez zastanowienia Jai.
We troje spojrzeliśmy na niego znacząco. Kiedy tylko spuściłem wzrok na ekran swojego telefonu usłyszałem szmer. Spojrzałem na łóżko. Vicky poruszała palcami. Wyleciałem jak z petardy do lekarza i przekazałem mu wiadomość. Od razu przyszedł ze mną do sali.
-Jeszcze dziś powinna się obudzić - oznajmił.
Z wrażenia otworzyłem szeroko usta. Nie mogłem uwierzyć, że jeszcze dziś ją odzyskam. Zastanawiałem się dlaczego akurat dziś jesteśmy wszyscy w szpitalu i teraz zrozumiałem, że to los nas tu sprowadził. Czekaliśmy godzinę, dwie, trzy. Dziewczyny zniecierpliwione zeszły na kawę, więc we czterech zostaliśmy w sali. Jai z nudów, zaczął jak małe dziecko skakać w miejscu powtarzając "Obudź się, obudź się, obudź się, obudź się". Nagle pośliznął się i wywalił piszcząc jak dziewczyna. Przybiegła pielęgniarka, która od razu stwierdziła, że skręcił kostkę. Opatrzyła mu ją ją a kiedy wrócił Beau nie wytrzymał :
-Wiesz co Jai? Ty to masz jednak przerąbane. Najpierw brat bliźniak podrywa dziewczynę, która Ci się podoba, rozwalasz łeb, aresztują Cię, zostajesz postrzelony następnie porywają tamtą laskę, chcąc ją ratować bijesz się i łamią Ci żebra, a kiedy wydaje się, że twoja zła passa się skończyła skręcasz kostkę.
-Vicky podoba się Jai'owi? - zdziwiłem się, chociaż miałem takie podejrzenia.
-Em no... ej patrzcie! Vicky!
-Nie zmieniaj - zacząłem ale spojrzałem na blondynkę, która rzeczywiście się wybudzała.
Podbiegłem do łóżka a po drugiej stronie już widziałem Crawforda. Nabrała głęboko powietrza jakby dopiero wypłynęła spod wody albo budziła z koszmaru.
-Vic... - szepnęła.
-Jestem tu skarbie - chwycił za jej rękę jednak ona ją wyrwała.
-Vicky... - mruknąłem kładąc dłoń na jej policzku.
-Vi-Vic... - wydyszała.
-Jestem tu - odparł.
-Ja też - próbowałem na siebie zwrócić uwagę a blondyn posłał mi uśmiech.
-Kim ty... Kim jesteś? - zmieszała się a widząc nasze palce splecione razem, zaczęła panikować.
Puls jej przyspieszył i zaczęła cofać się ode mnie odrywając się.
-Vic! Victor! Zabierz go! - zacinała się.
-Co? - zdziwił się.
-Nie... Nie dotykaj mnie! - krzyczała w moją stronę.
Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała szybko. Skuliła się aby jak najbardziej odseparować od nas.
-Vicky co jest? - spytałem siadając na łóżku.
-Kim jesteś i skąd znasz moje imię?
-Skarbie nie pamiętasz go? - Victor machnął na mnie ręką abym się odsunął.
-Nie? A powinnam? - zaczęła łkać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
NO I BUM! KONIEC PERIL NASTĄPIŁ. LITTLAŚNE ZASKOCZONKO? CO?
WIĘC TAK... Druga część będzie ale nie wiem kiedy. Niedługo zacznę pisać kolejne ff o którym oczywiście zostaniecie poinformowani. Na razie to co jest zostanie jednak szukam jakiejś szabloniarni, zawiastuniarni i kogoś kto robi ładne okładki do ff. Mam zamiar trochę tu pozmieniać, bo TO TU będzie II część. Nie wiem co mogę wam powiedzieć.
Dziękuję. Nie wiem czy wiecie ale Peril osiągnęło 32 574 wyświetleń w pół roku. SZOK! Kocham was i dziękuję za fandom ;) Mam nadzieję, że moje kolejne FF 'Rebellion" (bo tak będzie się nazywać) też zasłuży na swój fandom i też wam się spodoba. A może nawet i bardziej.
Kurdę. Tak wiele razem z wami przeszłam. Tak dziwnie zaczęłam to opowiadanie a teraz czuję jak przepełnia mnie radość i smutek zarazem. Ogółem jest wiele osób, które czyta Peril a nie komentuje dlatego dziś proszę o drobną ocenę. Podpisać się userem z tt, pseudonimem, cokolwiek.
Cały czas możecie pisać do mnie na ASKU.
KOCHAM WAS I ŁAZKA MI SIĘ W OKU KRĘCI.
LUV YA ALL <3

UWAGA, UWAGA!

FINAŁOWY ROZDZIAŁ 35 UKARZE SIĘ DZIŚ O 21!

DO WSZYSTKICH, KTÓRZY NIE WIEDZĄ BĘDZIE DRUGA CZĘŚĆ JEDNAK NAJPIERW BĘDĘ PROWADZIŁA INNE FF ABY 'ODPOCZĄĆ' OD PERIL, PONIEWAŻ CZUJĘ, ŻE PISZE CORAZ GORZEJ.
JAK TYLKO WSZYSTKO Z TAMTYM BĘDZIE PERF-ECT TUTAJ PODAM LINK, KTÓRY MOŻNA BĘDZIE TEŻ ZNALEŹĆ NA MOIM ASKU I TT.

KOCHAM WAS <3




wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział 34 cz.2

Chciałam was przeprosić po raz kolejny. Nie miałam ani weny ani komputera.

~LUKE'S POV~
Czułem się normalnie jak dziewczyna. Stałem przed otwartą szafą, pełna ubrań i nie wiedziałem co na siebie założyć. Wiedziałem, że Beau miał rację. Ona mi się na serio podobała. Sam nie wiedziałem jak bardzo. Czy na tyle aby powiedzieć jej czym się "zajmuję"? A może tylko na tyle żeby tylko ją nakierować. W końcu to nie byłaby moja wina. Tylko jej, że jest tak inteligentna. Miałem jednak przeczucie, że nie do końca było tak jak mój starszy brat twierdził. Mojemu bliźniakowi też się podobała, tylko był o tyle silniejszy aby odsunąć od siebie to uczucie. A ja nie.
Po kolei wyrzucałem ciuchy z naszej wspólnej garderoby kiedy usłyszałem ciche pukanie.
-Wejdź mamo - odparłem.
Skąd wiedziałem? Jai był pod prysznicem ale żaden z nas nigdy nie pukał. Tylko mama. Nasza kochana mama, która znosiła to kim jesteśmy. Często nie było jej w domu, więc nie była aż tak narażona na to wszystko.
-Jak Ci idzie, skarbie? Denerwujesz się?
-Żartujesz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
-Widać to po Tobie, Lukey. Nie ma czego się wstydzić. Uczucia nie są złe.
-Ale ja się boje, że ją skrzywdzę. Albo jak się o wszystkim dowie to będzie w niebezpieczeństwie... albo... - zacząłem snuć najgorsze scenariusze.
-Luke... - brunetka próbowała mnie uspokoić. - Lukey... Luke! - krzyknęła w końcu. - Uspokój się.
-Wiem, trochę za bardzo się nad tym rozdrabniam tak?
-Od zawsze wiedziałam, że jesteś tym najrozsądniejszym - mruknęła. - Tak. Może to tylko jedna z wielu? Może wcale z nią nie będziesz do końca życia? Masz raptem siedemnaście lat i całe życie przed sobą - klepnęła dłońmi w uda po czym wstała z łóżka. - A teraz nałóż czerwoną koszule w kratę i ogarnij się, bo nie chcę mieć w domu histeryka.
Posłała mi matczyny uśmiech i wyszła zostawiając mnie samego sobie.
~*~
-Wiedziałem, że wpadłem po uszy kiedy tylko zobaczyłem ją zapitą obijającą się o ściany własnego domu. A może to było wtedy gdy rano obudziła się i próbowała mnie uderzyć? Sam dokładnie nie pamiętałem a przecież to było tak niedawno. Za każdym razem kiedy uśmiechała się albo całowała mnie czułem się jak dziecko. Serio. Nie żartuję. Ej no! Nie śmiej się! Nie zapomnę też tego jaki Jai był zazdrosny kiedy spała ze mną. Albo jak po przesłuchaniu nie odzywała się do mnie przez cały wieczór. Czułem się podle i napisałem ten list, który jej potem dałem. No to dopiero było dziecinne. Przez te dni jak wyjechała do Adelaide nudziliśmy się jak psy. Co nie Jai? Demi wtedy rzuciła w mnie gitarą, bo wie, że mnie to mi pomaga. Napisałem piosenkę, którą potem zgubiłem. Nawet teraz denerwuje się jak przypominam sobie o tym jak powiedziała mi, że wie o Janoskians. Byłem wściekły, że tego nie dopilnowałem, bo przez to była narażona na ryzyko. A potem jak Ashley z dziewczynami ją biły... No wiesz, że nie biję kobiet, b nie jestem jak tata ale miałem ochotę je udusić. Tego wieczora zabrałem ją na plażę. Nie będę się wdawać w szczegóły ale Jai, mogłeś wybrać inny moment na bycie postrzelonym - zaśmiałem się a w odpowiedzi dostałem od brata po twarzy. Po krótkiej bitwie powróciłem do opowiadania. - Może ja nie byłem zachwycony za to Vicky nie dała się odwieźć do domu tylko spała przy tobie jakby czuła się winna. Wszystko zaczęło być dziwnie podejrzane kiedy po raz kolejny Crawford nam uciekł. Zacząłem zastanawiać się skąd on wie kiedy po niego będziemy. Pewnej nocy zadzwoniła Tori i prosiła o pomoc. Okazało się, że Victoria płacze przez sen. Pobiegłem tam od razu.
-Nie udawaj takiego herosa - rzuciła Caranvali.
-A ty siedź cicho, bo tak naprawdę chciałaś żeby opowiedzieć Ci o tym.
-Lepsze to niż Romeo i Julia. Tylko bez śmierci.
-Ze śpiączką w tle - mruknął mój starszy brat.
-Zamknij się. W każdym razie następnego dnia jak pamiętacie błagałem was o pomoc, bo chciałem żeby się wyluzowała i zapomniała o tym koszmarze. Dzięki wam udało się. Potem przyjechał Chris i wszystko szlag trafił. Wiem, że zrobiłem błąd biorąc ją na akcję ale cóż. Czasu nie cofnę.
Moje, zakończone już opowiadanie przerwał Victor.
- Byłem właśnie u lekarzy. Jai nie może zostać dawcą ze względu na złamane żebra.
-Co? Matko! - jęknął.
-Znajdziemy krew. Zobaczysz.
Rozłożyłem się na krzesełku. Następnego dnia szukaliśmy dawców i uzyskaliśmy odpowiednią ilość krwi. Jednak znaleźliśmy cztery potrzebne osoby i uzyskaliśmy odpowiednią ilość krwi. Po zabiegu nie mogłem odwiedzać Vicky jeszcze przez dzień, który był dla mnie katorgą jednak szło się przyzwyczaić, że tylko mama opieprzy Cię za nieodrobioną pracę domową albo bójkę z bratem. Minęły trzy tygodnie a blondynka nadal była w śpiączce. Byłem pewny, że 'wymiana krwi' ją wybudzi, ponieważ jej organizm nie będzie miał w sobie tych toksyn, które wpuścił Chris, aczkolwiek się przeliczyłem. Przychodziłem tam codziennie i gadałem do niej jak głupi z nadzieją, że mnie słyszy. Starałem się jej nie dotykać, bo wiedziałem jak zareagowałaby jakby była przytomna, więc ograniczałem się do całusa w policzek na pożegnanie albo w czoło, pamiętając, że to lubiła.
W szkole trochę się zmieniło. Ashley odcięła się od Ruby, Clare, popularnej śmietanki i Tristana, który unikał nas jak ognia. Dziewczyna przestała palować włosy, co dało efekt zaskoczenia, ponieważ okazało się, że jest naturalną szatynką. Poprawiła oceny, tak jak z resztą ja, nie chwaląc się, zaczęła rozmawiać z naszą paczą i nawet złapała kontakt z Demi. Siedziała z nami na lunchu a wszystko to było zasługą mojej zdolności szybkiego i logicznego wychodzenia z trudnych sytuacji. Tamtego wieczora nie zgodziłem się na spędzenie z nią nocy. Zaoferowałem jej za to mojego przyjaciela Austina, który na początku był na mnie zły, że go w to wkręciłem ale z Morgan przypadli sobie do gustu i chyba zaczęli się umawiać. Jai regenerował się w domu, czytając książki Vicky. Tak, kazał przynieść sobie każdy egzemplarz jaki posiadała. Victor i Beau obmyślali plan odnalezienia Chrisa, jednak jak do tej pory marnie im szło. Kontaktowali się ze znajomymi z praktycznie każdego miasta, stanu a nawet kontynentu, aczkolwiek na razie nic.
Mój dzień zaczynał się od ogarnięcia. Zachowywałem się jak zwykle. Jakby Vicky nadal chodziła do szkoły. Chciałem wyglądać, tak żeby nie przynieść przyjaciołom wstydu. Po zajęciach wracałem do domu zjeść coś, sprawdzić jak czuje się JJ, wymienić książki aby następnie pójść do szpitala. Tam odrabiałem pracę domową i uczyłem się do kartkówek i sprawdzianów. Nie miałem zamiaru opuszczać się w nauce. Wręcz przeciwnie, chciałem się czymś pochwalić kiedy moja dziewczyna by się obudziła. Sam nie wiedziałem czy nadal jesteśmy razem ale miałem taką nadzieję. Kilka razy wziąłem ze sobą gitarę i napisałem dwie piosenki z myślą o blondynce. Czasem w szkole nagrywaliśmy coś na kształt wideo pamiętnika a podczas mojej zmiany w szpitalu montowałem je.
Pewnego wieczora siedziałem na krzesełku koło łóżka trzymając Crawford za rękę. Dziwnie się czułem mając świadomość, że moja ukochana ma nazwisko naszego byłego wroga, jednak zaczynałem do tego przywykać. Moje palce splecione były z jej palcami i kreśliłem kółka na wierzchu drobnej dłoni. Od trzech tygodni, kiedy 24/7 była podłączona do kroplówki dostarczającej jej najpotrzebniejszych substancji odżywczych, jej ciało "powróciło". Nie była już taka wychudzona. Nie zauważyłem kiedy moja głowa znalazła się na pościeli a oczy zaczęły się kleić. Po jakimś czasie poczułem coś ciepłego okrywającego mnie a następnie słyszałem stukot butów. Delikatnie otworzyłem oczy i zauważyłem, że na moich plecach leży koc. Uśmiechnąłem się i ponownie zanurzyłem w krainę snu.
~~~~~~~~~~~~~~
Jak wiecie został tylko jeden rozdział do końca Peril. Przykro mi, że przez rzeczy na które nie mam wpływu tracę czytelników. Dziękuję za wyrozumiałość tych, którzy zostali :)